Dwa dni temu, Marek Miśko, radiowiec, twórca internetowy, zamieścił w Internecie taki fragment kazania jednego z księży, który skierował swoje słowa do nowożeńców oraz zaproszonych na ślub gości.
Marek Miśko ten fragment wideo opatrzył komentarzem: „Żenujące, głupie, durne. Modernistyczni kapłani zapominający kim są, po co są. Mylą ambonę ze standUpem. „Trochę na rozchmurzenie” co za infantylny facet”.
Napisał te słowa facet, który uważa się za katolika, publikuje katolickie treści, itp. Czy miał prawo to zrobić? Oczywiście, że tak. Czy zgadzam się z nim? Oczywiście, że nie…
Marek Miśko postanowił ustosunkować się do kilkunastosekundowego filmiku. Nie obejrzał całego nagrania z kazania, a odniósł się jedynie do wyrwanego z kontekstu fragmentu. Gdyby ksiądz na tym zdaniu poprzestał, ok, można poczuć się w jakiś sposób urażonym, chociaż sam nie widzę w tej wypowiedzi niczego gorszącego. Ksiądz opowiada historię z kościelnym i słowa, jakie od niego usłyszał. Co w tym złego? Nic… Zwykła relacja ze spotkania opowiedziana podczas kazania. Marek Miśko postanowił jednak dorobić do tego jakąś niesamowitą ideologię nazywając księdza „infantylnym facetem”, nawet go nie znając!
Szanowny Marku, idąc typ tropem, z każdego Twojego filmiku mogę zmontować to samo. Czy wówczas posypałbyś głowę popiołem, czy miał pretensje, że ktoś wyrywa z kontekstu Twoją wypowiedź? Myślę, że akurat w tym przypadku nie ma sensu „biczować” tego księdza, zwłaszcza widząc po jego zachowaniu, że dla niego ten „żart” (opowiadanie) był także krępujący…
Nawet nie wiemy, jaka była dalsza część kazania. Być może ta historyjka opowiedziana przez księdza miała sens w dalszej jego wypowiedzi? Czy „żart” księdza nie jest prawdą? Uważam, że jest prawdą w 100 proc. i ktoś kogo obraża ta historia, chyba nie wie, albo celowo nie chce wiedzieć, jak wygląda prawdziwe małżeństwo.
Przed małżeństwem możemy spotykać się z kim tylko chcemy. Możemy mieć kilku chłopaków, możemy mieć kilka dziewczyn. Jeżeli nie sypiamy ze sobą, nie mamy grzechu. Możemy traktować to jak „zabawę”. Po małżeństwie pozostaje nam jedna „zabawka” – mąż lub żona. Czy nie zauważyliście w Waszych związkach, że po upływie kilku lat od momentu, kiedy stanęliście na ślubnym kobiercu, do „zabawki” się przyzwyczajamy? Widzimy, że nasza „zabawka” ma wciąż wiele zalet, ale coraz widoczniejsze są także jej wady. Czy nasza „zabawka” z upływem czasu się psuje? W naszych oczach, jak najbardziej… I teraz dochodzimy do sedna sprawy… Jeżeli zależy nam na tej naszej „zabawce”, to robimy wszystko, co w naszej mocy, aby ją… naprawić. Staramy się wykrzesać z siebie wszystko, aby tylko miała ona taki stan, jak jeszcze kilka/kilkanaście lat temu. Wówczas możemy mówić o prawdziwej miłości. Jeżeli jednak z biegiem lat naszą psującą się „zabawkę” wymieniamy na nową, to po co było nam małżeństwo?
Marek Miśko czepia się, że ksiądz porównuje małżonka do „zabawki”. Drogi Marku, jeżeli bierzesz słowa księdza dosłownie, to owszem, możesz czuć się oburzony. Radzę Ci jednak, abyś od czasu do czasu nie brał wszystkiego dosłownie, co usłyszysz z ust innej osoby. Ludzie często używają metafory. Metafory niejednokrotnie używał także Jezus w swoich naukach.
Chcesz walczyć o przyszłość Kościoła? To stań po jego stronie, a nie rób klikalności na wyrwanych z kontekstu wypowiedzi księży. Mamy w Kościele złych kapłanów, którzy czynią zło i nie da się tego ukryć, trzeba o tym mówić i piętnować. Mamy jednak i wspaniałych kapłanów, o których warto mówić i pokazywać, jako wzór. Nie idź drogą, gdzie bardziej od prawdy, liczy się klikalność…