Ryszard Paprocki: Mural musi zachwycać!

Z Ryszardem Paprockim, architektem oraz malarzem specjalizującym się w muralach, którego dzieła zdobią centra kolejnych podtarnowskich gmin, rozmawia Sebastian Czapliński.

Ryszard Paprocki

Kiedy w Pana głowie zrodził pomysł, aby tworzyć murale?

Człowiek ma różne pomysły na życie, ale natura bywa przekorna. Kiedy chcemy skupić się na wymarzonym przez nas projekcie, coś popycha nas w innym kierunku i realizujemy zupełnie inne cele. Tak też było w moim przypadku. Początkowo skupiałem się na tym, aby tworzyć obrazy sztalugowe. Marzyłem o tym, aby pojawiały się one w muzeach, hotelach, czy rezydencjach. Jako artysta chciałem zaistnieć na płótnie. W pewnym momencie mojego życia pojawiły się jednak murale, które całkowicie mną zawładnęły. Wcześniej potrafiłem namalować 100 obrazów rocznie. Teraz czasu starcza mi na jedno dzieło. Wszystko zmieniło się w 2011 roku, kiedy jeden z moich znajomych zaproponował mi, abym wykonał malowidło 3D „Moc żywiołów” na koronie zapory wodnej w Niedzicy. Rok później zrealizowałem największe w kraju wielkoformatowe malowidło trójwymiarowe 3D „The Salt World – Solny Świat” na płycie Rynku Górnego w Wieliczce. Malowidła na posadzkach, czy bruku mają jednak jedną poważną wadę – dość szybko ulegają zniszczeniu, m.in. przez warunki atmosferyczne, a także fakt, że przechodzą po nich ludzie i piasek pod butami powoduje ścieranie warstwy malarskiej.

Dlatego zaczął Pan malować na budynkach…

Murale zaczęły się od Gliwic. To tam w 2014 roku na budynku TBS-u wykonałem trójwymiarowy mural o powierzchni około 160 m kw. nawiązujący do miejskiej legendy z XVII wieku, mówiącej o kobietach, które uratowały miasto, lejąc wrzątek na zamarzniętą fosę. Zużyłem na niego 70 litrów farby. W moich muralach stosuję anamorfozę 3D, czyli celową deformacją obrazu. Od samego początku zacząłem specjalizować się w przedstawieniach anamorficznych i iluzjonistycznych jako jedyny w Polsce. Mural w technice 3D w odróżnieniu od zwykłego ściennego malowidła niedeformowanego zdecydowanie trudniej stworzyć. Przede wszystkim trzeba mieć odpowiednie przygotowanie zawodowe i wykształcenie. Trzeba połączyć dwie specjalizacje: architekturę i malarstwo. Dopiero wówczas potrafimy władać przestrzenią w kompozycji, stworzyć rysunek perspektywiczny, a także wykorzystywać kształt budynku. Mural anamorficzny ociera się o iluzję. W pewnym sensie przedstawia nieprawdziwość, złudzenie nierealne. Wykorzystując tę technikę, jestem w stanie namalować na budynku np. kontynuację leżącego nieopodal lasu. Jeżeli na ścianie obiektu, na którym pracujemy mamy skrzynkę elektryczną, jedynie przy użyciu farb możemy sprawić, że optycznie zniknie ona na tle naszego muralu. Nie wszyscy to potrafią.

Malowanie sztalugowe i malowanie murali można w jakiś sposób do siebie porównać?

To dwie zupełnie różne techniki malarstwa. Malarstwo sztalugowe niesie za sobą zdecydowanie większy komfort pracy. Malujemy wówczas obraz albo dla siebie, albo dla konkretnego zleceniodawcy. Żywot naszego dzieła w wielu przypadkach kończy się w rękach zamawiającego. Tak naprawdę nikt z zewnątrz nie ma dostępu do takich obrazów, które znajdują się w prywatnych kolekcjach. W swoim życiu namalowałem około 1200 płócien i oprócz kupujących, nikt ich właściwie nie zna, a przecież należy pamiętać o tym, że artyści nie tworzą swoich dzieł po to, aby nikt ich nie znał. Każdy z nas – artystów przejawia ekshibicjonizm twórczy. Chcemy wyeksponować w jakiś sposób nasz talent, poddać go pod osąd odbiorcy. Mural jest kompletnie inny od malarstwa sztalugowego. Główną różnicą jest format. Mural potrafi być nawet dwudziestokrotnie większy od standardowego obrazu. Artysta porusza się po nim jak mucha po obrazie. W trakcie malowania widzimy jedynie bardzo mały fragment tego, co malujemy. Łatwo się pomylić nie widząc całości, nie mając tak zwanego odejścia. Obraz jest zdecydowanie mniejszy i łatwo jest go objąć swoim wzrokiem. Dodatkowo mury budynków mają nierówności. Pędzel nie pracuje na nich tak jak na płótnie. Do tego dochodzi praca na rusztowaniach, czasem na bardzo dużych wysokościach. Niektórzy artyści mają lęk wysokości i nie poradzą sobie z tą barierą. Kiedy maluję na wysokości ponad 15 czy 20 metrów, pierwszy dzień zawsze pracuję, będąc przywiązanym taternicką lonżą do rusztowania, aby zapoznać się z nowym miejscem pracy, nauczyć się akceptować delikatne kołysanie rusztowania. Najlepiej w ogóle nie myśleć o tym, że znajdujemy się kilkanaście metrów nad ziemią, a skupić się jedynie na muralu i na malowaniu. To znacznie ułatwia pracę. Trzeba też pamiętać o tym, że mural musi przypaść do gustu zdecydowanie większej ilości odbiorców niż zwykły obraz, który na co dzień będzie podziwiać niewielka garstka osób. Mural musi zachwycać i podobać się przynajmniej 80 proc. odbiorców, którzy będą przebywać w jego otoczeniu na co dzień.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Stworzą tenisowe cudo?
Mural Paderewskiego w Ciężkowicach.

Sporo Pana prac znajduje się w miejscowościach leżących w powiecie tarnowskim. Skąd takie zainteresowanie Pana muralami w naszym regionie?

Dobre pytanie, na które sam nie do końca znam odpowiedź. Urodziłem się w Łękach Górnych na Podkarpaciu, niedaleko Tarnowa. Pochodzę więc z tego regionu. Do tej pory wykonałem trzy murale na budynkach w samym powiecie tarnowskim, a w kolejce czekają następne. Pierwszy był mural w Ciężkowicach, gdzie w 2018 roku na ścianie budynku Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych powstał obraz 3D prezentujący postać Ignacego Jana Paderewskiego, który jest patronem placówki i jednym z ojców niepodległości Polski. Jest to mural patriotyczny. Kolejny na liście był Tarnowiec, gdzie na ścianie budynku szkoły wykonałem mural poświęcony rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. Starałem się przedstawić, go jako ojca i męża, a jednocześnie jako oficera Wojska Polskiego i przedsiębiorcę. Poświęcił swoją rodzinę dla wartości, które wyznawał i które uważał, że warto bronić. Walczył o wolność naszego kraju. Trzeci wykonanym przeze mnie w ubiegłym roku na budynku Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Wierzchosławicach-Dwudniakach był mural pt. Wincenty Witos – Polonia Restituta. Centralną postacią kompozycji jest sam Witos, a postać stojąca za nim to personifikacja Polski – „Polonia”, która spogląda na mapę naszego kraju z zaznaczonymi bitwami wojny z bolszewikami. Polonia zawsze wspierała mężów stanu walczących o niepodległość, dodawała im siły i otuchy w walce, była jedynym stosowanym symbolem Polski w czasach zaborów, na który nie zwracali uwagi zaborcy…

Wspomniał Pan jednak, że to nie koniec murali Pana autorstwa, które będą zdobić poszczególne miejscowości w naszym regionie.

Powoli zaczynam być zaniepokojony tym, że wiele moich prac pojawia się właśnie w tym regionie Polski. Czasami żalę się swojej żonie, że wolałbym, aby moje malowidła zdobiły budynki w Warszawie, Berlinie, czy w Nowym Jorku, jednak ona zawsze powtarza – „W ten sposób twoja ziemia cię wynagradza i ceni twoje umiejętności”. To miłe, zwłaszcza że lubię Tarnów i okolice. Spotykam tutaj bardzo życzliwych ludzi. Do każdego projektu dokładam coś ekstra, aby zostawić dla tutejszego regionu piękną pamiątkę na lata. Niedawno z propozycją stworzenia muralu odezwały się do mnie władze gminy Ryglice, aby na Szkole Podstawowej im. kardynała Stefana Wyszyńskiego stworzyć postać Prymasa Tysiąclecia. W tym roku planowana jest jego beatyfikacja, więc władze gminy chciały w jakiś sposób uczcić to wydarzenie. Projekt mam zamiar zrealizować już kwietniu. Co ciekawe, kiedy przygotowywałem się do stworzenia koncepcji dzieła, skontaktowały się ze mną władze sąsiadującej z Ryglicami gminy Szerzyny. Aby tego było mało, ich marzeniem było, abym na budynku szkoły w tamtejszej miejscowości stworzył mural… kardynała Stefana Wyszyńskiego! Początkowo odmówiłem, bo uważałem, że nie ma najmniejszego sensu, aby dwie moje prace przedstawiające tę samą postać znajdowały się w tak niewielkiej odległości od siebie. Ostatecznie jednak się zgodziłem i już wkrótce zaczynam pracę. Malowidła będą znacząco się od siebie różnić, aby miały swój indywidualny charakter.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Radłów: Szkoła bez przyszłości

Praca nad muralami wymaga sporo czasu?

Pracę nad muralem należy podzielić na etapy. Już od samego początku należy osiągnąć konsensus ze zleceniodawcą, różnymi instytucjami i osobami. Potem na każdym etapie projektu trzeba dyskutować, poddawać krytyce, zmieniać kompozycję, szlifować ją. Muszę też przeanalizować budynek, na którym ma powstać mural. Przyjrzeć się miejscom, z których będzie oglądany, a także jak będzie prezentował się względem architektury, która tam się znajduje. Następnie zapoznaję się z biografią osoby, której mural ma dotyczyć. Na tej podstawie tworzę m.in. wątki symboliczne. Ten proces trwa około miesiąca. Na etapie projektowania, który pochłania dużą ilość czasu, dochodzi do wysłania plików graficznych do zleceniodawcy. Finalny projekt poddajemy wspólnej krytyce, aby wybrać najlepsze rozwiązanie. Sama praca na ścianie, o ile sprzyja pogoda, zajmuje 2-3 tygodnie. Coś, co wydawałoby się najbardziej czasochłonnym etapem, czyli samo malowanie, zajmuje mniej czasu niż opracowanie projektu.

Marzy Pan o jakimś projekcie, którego do tej pory nie udało się zrealizować?

Chciałbym, aby ktoś pozwolił mi w końcu namalować coś, co będzie tylko ode mnie uzależnione, gdzie sam będę mógł kształtować zupełnie dowolną kompozycję. Chciałbym dostać „carte blanche” na tematykę muralu i wszelkie motywy malowidła. Samego dzieła nie mam jeszcze wymarzonego, ale podejrzewam, że pojawiłby się wątek człowieka oraz abstrakcji. Byłby to mural ukazujący kontrast pomiędzy realizmem a magią. Bez wątpienia taki mural wyzwoliłby we mnie dodatkowe moce twórcze. Wkrótce będę miał szansę wykazać się w dość ciekawym przedsięwzięciu. Niedawno władze Grodziska Mazowieckiego zwróciły się do mnie z prośbą, abym wykonał w centrum miasta cykl murali poświęconych wybitnemu malarzowi Józefowi Chełmońskiemu, który pochodził z tamtejszej miejscowości i tam tworzył. Centrum Grodziska Mazowieckiego zamienione jest w jeden wielki kalejdoskop reklam. Władze miasta chcą to uporządkować właśnie poprzez zastąpienie ich moimi muralami. Projekt przewidziany jest na kilka lat i zgodziłem się wziąć w nim udział. Będzie to pierwszy taki projekt na skalę Polski, więc stanowi dla mnie niesamowitą frajdę i duże wyzwanie twórcze.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Paszport potrzebny od zaraz!

O projektach zagranicznych pewnie także Pan nie zapomina?

Moim największym międzynarodowym osiągnięciem jest znalezienie się w gronie 24 najlepszych artystów świata tworzących dzieła anamorficzne 3D w przestrzeni publicznej. Stało się to podczas festiwalu w Dubaju. „Dubai Canvas 3D Art Award”, na który zostałem nominowany spośród ponad sześciuset artystów, jest najważniejszym festiwalem sztuki 3D na świecie. Spotkałem tam ludzi, których przez wiele lat podziwiałem w internecie jak: Leon Keer, John Pugh, Odeith, Vera Bugatti, Nikolaj Arndt, Toni Cuboliquido… Dzięki festiwalowi poznałem też najważniejszego klasyka gatunku, czyli Kurta Wennera. Oczywiście marzę o różnych zagranicznych projektach. W przyszłym roku mam zamiar ograniczyć liczbę wykonywanych w naszym kraju murali i pokazać się na różnych zagranicznych festiwalach, aby mierzyć się z całym światem. Na sławie jednak mi nie zależy. Wolę, aby moimi pracami zachwycały się osoby, dla których je tworzę. To zdecydowanie lepsze uczucie niż zwykła rozpoznawalność na ulicy w przypadkowym miejscu czy mieście. Chęci do realizacji kolejnych marzeń na pewno mi nie zabraknie…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl

*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *