Co jakiś czas spotykam się z twierdzeniami, że często piszę tutaj o wierze, o Kościele, o Bogu, itp. Zarzuca mi się, że muszę być jakimś ultrakatolem, czy coś w tym stylu, skoro tyle miejsca poświęcam religii… Postanowiłem więc odkryć przed Wami dziś karty – chyba po raz pierwszy i napisać wprost, jak wygląda u mnie wiara…
Pochodzę z katolickiej rodziny. Na pewno swoim rodzicom zawdzięczam to, że nie wstydzę się wiary. Prowadzili mnie do kościoła od najmłodszych lat. Nigdy nie byłem jednak ani ministrantem, ani też nie należałem do żadnej wspólnoty kościelnej. Miałem pewien etap w swoim życiu, ale raczej było to w latach szkoły podstawowej, że ciągnęło mnie do tego, aby zostać misjonarzem, jednak na myślach tylko się skończyło.
Dziś nie spędzam każdego dnia w kościele. Oczywiście chodzę do niego co niedzielę i święta. Staram się także „zaliczyć” w roku kilka różańców, majówek, czy rorat… Nie jest jednak tak, że jak już jestem w świątyni, to siadam w pierwszej ławce. Na pewno nie. Zdecydowanie najczęściej stoję gdzieś z tyłu.
Na pewno nie można powiedzieć o mnie, że jestem wzorem katolika. W życiu bym sam siebie tak nie nazwał. Mam sporo mankamentów. Jeden z największych? Często potrafię się mega wkurzyć. Zdarza się, że nie panuje wówczas nad językiem, a także nad swoimi emocjami, tzn. nie tak, że miałbym kogoś pobić, ale widać po mnie, że jestem mega zdenerwowany. W swoim życiu niejednokrotnie popełniałem błędy. Być może nie były one jakieś bardzo poważne, ale zdarzały się zachowania, których do dziś się wstydzę.
Nie jestem więc święty. Ba! Uważam wręcz, że do świętości bardzo bardzo bardzo dużo mi brakuje. Staram się w życiu być dobrym człowiekiem, jednak nie jest to takie łatwe.
Najważniejsze jednak jest w tym wszystkim to, że pomimo tego, iż wiele razy upadam, to… nie boję się mówić o wierze, o Bogu, o Kościele. Wydaje mi się, że to jest właśnie ta moja moc, mój dar, którego wiele osób nie ma.
Ktoś może być bardzo dobrą osobą, żyje wręcz perfekcyjnym katolickim życiem, jednak brakuje jej tego daru, aby otwarcie mówić o swojej wierze. Ja nie mam z tym najmniejszego problemu i uważam, że właśnie to nie odpowiada wielu moim krytykom i krytykom Kościoła katolickiego.
Jak zaznaczyłem wcześniej, staram się żyć zgodnie z przykazaniami, jednak wiele razy upadam. Nie oznacza to jednak, że nie zdaję sobie sprawy z tego, jakimi wartościami w życiu powinien kierować się człowiek, który myśli o życiu wiecznym.
Być może to, że często piszę o wierze, o Bogu wynika z tego, że nadrabiam to, co mógłbym zyskać w oczach Boga przez swoje codzienne życie? Być może to jest ta „pokuta”, abym mógł nadrobić wszystkie grzechy, które popełniam każdego dnia.
Nie jestem święty, ale staram się być jak najlepszym, staram się, aby ten świat był jak najlepszy. Dziękuję Bogu za tę odwagę, że nie boję się mówić o Nim otwarcie. Wielu zapewne też by chciało, a nie potrafi. Być może mam być dla takich osób pewnego rodzaju tubą, która reprezentuje ich poglądy, która reprezentuje ich przekonania i wartości, którymi kierują się w życiu, a nie potrafią o tym głośno powiedzieć. Jeżeli w rzeczywistości tak miało by być i być może właśnie do tego w pewien sposób zostałem powołany, nie mam nic przeciwko temu…
Fot. Canva
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.