W wieku 62 lat zmarł Jan Furtok, legenda GKS-u Katowice i były reprezentant Polski. Pozwólcie, że podzielę się z Wami moim krótkim wspomnieniem odnośnie Pana Jana…
Urodziłem się w Katowicach i mieszkałem tam przez 28 lat. Już wtedy, kiedy zapytałbyś przeciętnego kibica z Katowic, kto był najlepszym piłkarzem ze Śląska w historii polskiej piłki, wiele osób wskazałoby właśnie na Jana Furtoka. Pan Jan mieszkał niedaleko mnie. Na osiedlu Giszowiec. Był świetnym piłkarzem, ale i kapitalnym człowiekiem. Wystarczyło spojrzeć na jego twarz, aby stwierdzić, że musi być to dobry człowiek…
Wszyscy kojarzą Jana Furtoka z jednej bramki strzelonej w reprezentacji Polski. Był to mecz z… San Marino, a Jan Furtok zdobył bramkę… ręką, dzięki czemu polska reprezentacja uniknęła jednego z najbardziej kompromitujących rezultatów w swojej historii. Ja zapamiętałem z kolei Jana Furtoka z zupełnie innego trafienia. I to trafienia, które widziało na własne oczy może raptem 500 osób. Ponad 20 lat temu, na ul. Miłej na Giszowcu w Katowicach, otwierano nowe boisko piłkarskie. Jak na ówczesne standardy, był to naprawdę świetny obiekt. Nie był wymiarowy, ale przypominał dzisiejsze orliki, tyle tylko, że zamiast trawy, była tam… zwykła ziemia. Na otwarcie boiska zorganizowano mecz byłych gwiazd GKS-u Katowice. W jednej z drużyn wystąpił już „emerytowany” Jan Furtok. Pomimo tego, że już od dłuższego czasu miał zawieszone buty na piłkarskim kołku, fantastycznie poruszał się w trakcie meczu. Dryblował, rozgrywał, był szalenie szybki, jak na swój zaawansowany wiek. W pewnej chwili otrzymał dośrodkowanie w pole karne. Wyskoczył w powietrze i strzałem… z przewrotki umieścił piłkę w siatce. Zrobił to w zaawansowanym już wieku, na boisku, które zamiast trawy, posiadało twardą, ubitą ziemię. To była najpiękniejsza bramka, jaką widziałem w życiu w jego wykonaniu, która świadczyła o tym, jak wielkim był piłkarzem.
Później kilkukrotnie widywałem się z Janem Furtokiem na stadionie GieKSy, kiedy jako początkujący dziennikarz pojawiałem się na trybunie prasowej. Zawsze był wierny swojemu klubowi z Katowic. Pomimo tego, że udało mi się od niego uzyskać autografy na oficjalnych kartach klubowych GKS-u Katowice i Hamburger SV, to nie zrobiłem sobie nigdy z nim zdjęcia. Dziś trochę tego żałuję…
W 2015 zdiagnozowano u niego chorobę Alzheimera. Jan Furtok przegrał ten nierówny mecz, ale jestem przekonany, że w pamięci wielu kibiców, przede wszystkim tych z Katowic pozostanie już na zawsze. Ja będę bez wątpienia miał już zawsze w pamięci gola strzelonego przewrotką na twardej, zbitej ziemią płycie boiska. Bo „Jasiu” był naprawdę wielki. Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie…
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.