Ewelina Starostka i jej walka o przyszłość

Na co dzień jest zawodniczką tarnowskiego klubu bokserskiego „Tiger”, którego treningi odbywają się w Hali Sportowej przy ulicy Gumniska 28. Jest brązową medalistką mistrzostw Polski młodzików z 2014 roku oraz mistrzostw Polski seniorek z 2015 roku. Teraz Ewelinę Starostkę czeka najtrudniejsza walka w dotychczasowej karierze, a jej stawką jest bokserska przyszłość.

star
Ewelina Starostka

O boksie nie wiedzieli nawet rodzice
Pochodząca z Pogórskiej Woli zawodniczka od dziecka była wysportowana. Co roku na jej świadectwie szkolnym przy przedmiocie „Wychowanie fizyczne” figurowała ocena celująca. Od najmłodszych lat zakochana była w siatkówce. Uczęszczała na treningi UKS Jedynka Tarnów, jednak ze względu na brak odpowiednich warunków fizycznych zrezygnowała z dalszego rozwoju w tym kierunku. – Jestem wysoka, jednak nie na tyle, aby zawodowo uprawiać ten sport. Kiedy się za coś zabieram, staram się temu oddać w stu procentach. Nie interesowała mnie gra na szczeblu III, czy IV ligi. Nie było sensu tego ciągnąć – mówi.

Po jednym z siatkarskich treningów wraz z koleżanką zdecydowały się zawitać na zajęcia z boksu. – Miało to miejsce w momencie, kiedy byłam już uczennicą liceum. Przypadkowo natrafiłam na plakat zachęcający do uczęszczania na zajęcia klubu bokserskiego „Tiger” Tarnów. Nie zastanawiałam się długo i wraz z koleżanką udałyśmy się na pierwszy trening. Pierwsze wrażenie było naprawdę pozytywne, mimo iż wówczas zajęcia odbywały się naprawdę w złych warunkach, a za ring musiały wystarczyć nam rozłożone materace i naciągnięte wokół nich liny. Atmosfera była jednak naprawdę znakomita, co w głównej mierze zdecydowało o tym, aby to właśnie boks stał się nową dyscypliną sportu, w której chcę się rozwijać.

Początkowo o nowym hobby nie wiedzieli nawet jej rodzice. Cała prawda wyszła na jaw dopiero po kilkunastu odbytych treningach. – Po zajęciach w szkole, zawsze zostawałam na treningach z siatkówki, więc rodzice byli przekonani, że w dalszym ciągu ją uprawiam. Pewnego razu moja mama zobaczyła w moim pokoju leżące, gdzieś w kącie rękawice bokserskie. Wtedy wszystko się wydało. Rodzice nie mieli jednak do mnie o to pretensji. Wręcz przeciwnie. Wspierali mnie na każdym kroku, prosząc mnie jedynie o to, abym na siebie uważała.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Wojnicz: Po schronienie i pomoc

Znak rozpoznawczy? Potężny cios
Na sali treningowej była „zjawiskiem”, ponieważ na treningi nie uczęszczało zbyt dużo dziewczyn. Wielu chłopaków podpatrywało ją podczas ćwiczeń będąc pod wielkim wrażeniem jej umiejętności. – Trener już po pierwszych zajęciach widział we mnie spory potencjał. Miałam pewne braki w technice. Nadal pracuję nad swoim największym mankamentem, czyli odpowiednim poruszaniu się na nogach. Silny cios jest jednak moim znakiem rozpoznawczym. Mało jest dziewczyn, które potrafią przyłożyć, tak jak ja – śmieje się Ewelina. Siłę jej ciosu poznała m.in. jedna z koleżanek, które uczęszczały na zajęcia. – To był mój pierwszy sparing. Niestety zakończył się już po 20 sekundach walki. Po jednym z moich uderzeń, dziewczyna wylądowała na deskach i później… już nigdy nie pojawiła się w klubie na treningach. Do dziś mi jest z tego powodu trochę przykro, bo nie chciałam, aby tak się to skończyło, jednak z drugiej strony stanowiło to dla mnie kolejny dowód na to, iż boks był dobrym wyborem.

W 2014 roku wystąpiła podczas młodzieżowych mistrzostw Polski, które odbyły się w Grudziądzu. Z zawodów wróciła z brązowym medalem. W ubiegłym roku również sięgnęła po brąz. Tym razem w mistrzostwach Polski seniorów. – Na mistrzostwa, które odbywały się w Karlinie pojechałam sama. W tym czasie mój trener przebywał u córki na Maderze. Na miejscu pracowałam ze znajomym trenerem z Krakowa, który przeprowadził ze mną rozgrzewkę i stał w moim narożniku, kiedy biłam się w ringu. Walczyłam w kategorii do 75 kg. Brązowy medal, to naprawdę wielki, ale i niespodziewany sukces, bo jadąc na mistrzostwa nawet o tym nie marzyłam. W półfinale przegrałam z młodzieżową mistrzynią olimpijską, Elżbietą Wójcik. Nie miałam większych szans, bo Ela to jedna z najlepszych pięściarek na świecie, która z końcem poprzedniego roku przeszła na zawodowstwo.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Jakub Ochnio - 18 dni w kajaku dla chorej dziewczynki

Okazuje się, że zawodniczka z Pogórskiej Woli pomimo iż w ringu zamienia się w prawdziwą bestię, na co dzień jest miłą, uśmiechniętą dziewczyną o gołębim sercu. W lutym wójt gminy Skrzyszów, Marcin Kiwior zorganizował festyn charytatywny, na którym Ewelina przekazała zdobyty przez siebie brązowy medal mistrzostw Polski. – Medal, to tylko przedmiot, który wisiałby u mnie na ścianie i z każdym kolejnym rokiem zarastał kurzem. Wciąż pozostanie mi dyplom, zdjęcia, a przede wszystkim wspomnienia, których nikt nie będzie w stanie mi odebrać. A medal? Jeżeli pieniądze z jego licytacji mają chociaż odrobinę komuś pomóc, to sprawi mi to większą frajdę, aniżeli jego widok na ścianie.

12140739_1104356896293072_4796331272251541666_n
Sebastian Czapliński i Ewelina Starostka

Początek najcięższej walki
Pomimo wielu sukcesów, myśli o… zawieszeniu rękawic bokserskich na kołku. Powód? Pieniądze, a w zasadzie ich brak. Do tej pory nie pojawił się żaden sponsor, który chciałby inwestować w jej rozwój. Problemem jest również brak konkurencji. W Tarnowie brakuje zawodniczek, z którymi mogłaby ćwiczyć, co przełożyłoby się na późniejsze sukcesy w zawodach ogólnokrajowych, czy nawet międzynarodowych. – Na treningach sparuję przede wszystkim z chłopakami. Oczywiście przeważnie są to młodsi zawodnicy, którzy stawiają pierwsze kroki na ringu. Wtedy te boje są wyrównane, ale sama niezbyt komfortowo czuję się podczas tego typu walk. Pojedynek mężczyzna kontra kobieta nigdy nie będzie odzwierciedlał moich możliwości. Poza tym, po niektórych chłopakach widzę, że nie są chętni w wyprowadzaniu zbyt mocnych ciosów, bo kto będzie bił kobietę? To spory problem, który nie ukrywam bardzo ogranicza moje problemy w sportowym rozwoju.

Zawodniczka „Tiger” Tarnów trenuje codziennie. Koszty związane z dojazdem na trening, czy zakupem sprzętu sportowego również są olbrzymie. – Na co dzień studiuję zaocznie wychowanie fizyczne. Pracuję również na orliku, gdzie prowadzę treningi z siatkówki dla najmłodszych. Pozostały czas wypełniam boksem. Niestety, jak na razie nie mam z tego żadnych pieniędzy. Wydaje mi się, że nadszedł czas, kiedy trzeba podjąć twardą decyzję, czy poświęcić się mu bez reszty, czy odstawić na bok i szukać szczęścia w dziedzinach, które przyniosą mi pieniądze. Przede mną najcięższa walka, której finałem będą tegoroczne mistrzostwa Polski. Jeżeli zajmę tam jedno z dwóch czołowych miejsc, to jest spora szansa, że trafię do kadry narodowej, dzięki czemu pojawią się sponsorzy, a także sam związek będzie finansował moją przygodę z boksem. Jeżeli jednak po raz kolejny zdobędę trzecie miejsce, bądź niższe, prawdopodobnie boks stanie się już dla mnie tylko i wyłącznie hobby i nie będę wiązać z nim już żadnych większych planów.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Okno życia, nadziei i miłości

Niezależnie od dalszych losów, Ewelina nie żałuje żadnej sekundy spędzonej na ringu, czy hali treningowej. – Boks w jakimś sensie mnie wychował. Znam wiele przypadków, gdzie na hali treningowej zjawiali się ludzie z ulicy i w ten sposób rozpoczynali nowy etap swojego życia. Podczas treningów wszyscy jesteśmy, jak jedna rodzina. Wspieramy się nawzajem, klepiemy po plecach, dopingujemy i podnosimy na duchu. Dodatkowo, to właśnie dzięki temu, że uprawiam boks, mogłam zwiedzić wiele miejsc, biorąc udział w ogólnokrajowych zawodach, podczas których, kiedy unoszą twoją rękę do góry w geście tryumfu wiesz, że pot i łzy wylane w czasie treningów były tego warte…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz