Krawiectwo wraca do łask

Widząc liczbę klientów odwiedzających tarnowskie pracownie krawieckie, nie da się nie zauważyć, że zawód ten przeżywa obecnie prawdziwy renesans. Coraz więcej osób chcąc być oryginalnymi i nosić na sobie unikatowe ubrania, zamiast wybierać salony z odzieżą, udaje się do krawcowej, aby ta uszyła dla nich indywidualne arcydzieło. I choć osoby pracujące na maszynie do szycia nie ukrywają, że jest to ciężki kawałek chleba, to końcowa satysfakcja z dobrze wykonanego zlecenia wynagradza wszystkie trudności.

fot. Nikodem Nijaki (via wikipedia.pl)

Józef Śliski w zawodzie krawca pracuje od ponad 60 lat. Pytany przez nas, czy rzeczywiście osób korzystających z jego usług jest coraz więcej, bez zastanowienia odpowiada. – Obecnie nasz kraj znajduje się w innej sytuacji niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Wówczas zakup ubrania w sklepie był bardzo ograniczony, więc wszyscy wręcz dobijali się do krawców, którzy mieli mnóstwo pracy. Był okres, że nasz zawód nieco podupadł, ale teraz rzeczywiście zamówień jest coraz więcej. Ludzie chcą być coraz bardziej widoczni na ulicach, a to zapewnia im oryginalny ubiór. Zakładów krawieckich przybywa, jednak osoba, która chce spełniać się w tym zawodzie, musi być dotknięta „palcem Bożym”. Szkoły w tym kierunku kończy setki uczniów, ale tylko pojedyncze jednostki są w stanie tworzyć prawdziwe arcydzieła. Do perfekcji należy opanować krawiectwo miarowe, dobór odpowiedniego materiału, koloru, czy być na bieżąco z modą. Potrafią to tylko nieliczni.

Krawcowe z Tarnowa i okolic nie ukrywają, że aby zacząć pracę w zawodzie, najpierw trzeba sporo zainwestować. Nie obędzie się bez zakupu maszyny do szycia, nożyc krawieckich, obcinaczki, igieł, ołówka, czy metra. A ceny nie są małe. O ile za mechaniczną maszynę do szycia zapłacimy od 900 do 1700 zł, to już za jej komputerowy odpowiednik musimy liczyć się z wydatkiem przekraczającym 7 tys. zł! – Trzeba pamiętać, że na tym się nie kończy. Koniecznie musimy wzbogacić swoją pracownię również o odpowiednie żelazko, stoły do prasowania, czy krojenia – mówi Zofia Dudek z pracowni krawieckiej „Szpilka”, która nie ukrywa, że dla krawcowych nie ma rzeczy, których nie da się zrobić, a uszycie odpowiedniej sukienki, spodni, czapki, żakietu, czy nawet garnituru, na nikim nie robią już wrażenia. – Zdarzały się zamówienia, podczas których klienci życzą sobie, aby uszyć im stroje bohaterów z kreskówek na bale karnawałowe. Nie da się jednak ukryć, że więcej jest takich, którzy proszą o to, aby zrobić poprawki w ubraniach, które już wcześniej zakupili. Ktoś jest za szeroki, a ktoś inny za wąski do zakupionej bluzki. Naszym zadaniem jest idealnie dopasować materiał do ciała klienta. Ceny są różne. Wszycie zamka do spodni może kosztować 10 zł, zwężenie płaszcza 30 zł, a ponad 40 zł wymiana poszewki w żakiecie. Szycie na miarę jest już sporo droższe, jednak nie aż tak, jak chociażby w Krakowie, czy innych większych miastach. Za klasyczną sukienkę zapłacimy około 100-150 zł, a za suknię wieczorową trzeba liczyć się z kilkukrotnie większą ceną.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Bogoniowice: Sala potrzebna od zaraz

Ewelina Czapka z pracowni krawieckiej „Lilen” zwraca uwagę na jeszcze jeden typ klientów, którzy decydują się odwiedzić krawców. – Są to osoby, które nie potrafią wykonać takiej czynności, jak… przyszycie guzika. I proszę mi wierzyć, że dotyczy, to nie tylko panów, ale również i bardzo dużej liczby pań. Pytanie tylko, czy rzeczywiście jest się czego wstydzić? Sama uważam, że w żadnym wypadku! Jeżeli ktoś na co dzień zajmuje się zupełnie innymi sprawami i w tym odnosi sukcesy, to nie można wymagać od niego, aby równie dobrze władał igłą i nitką. Od tego są takie pracownie jak moja. Dzięki temu możemy sprawnie funkcjonować na rynku. Swoje zrobił też Internet, ponieważ wiele osób właśnie w sieci zakupuje nowe ciuchy. Często zdarza się, że jeżeli odpakujemy zamówiony w ten sposób towar, okazuje się on za mały lub za duży. W tym wypadku na ratunek przybywa nam krawcowa…

O tym, że branża krawiecka ma się dobrze i cały czas się rozwija, wie doskonale Halina Dubiel, która w Tarnowie prowadzi zakład o nazwie „Halina”. W zawodzie krawca najpierw pracował dziadek pani Haliny, później jej ojciec, następnie ona sama, a teraz pałeczkę po niej przejmuje jej córka. – To rodzinna tradycja. Krawiectwo mamy we krwi – mówi tarnowska krawcowa dodając, że jest przekonana, iż branża w dalszym ciągu będzie rosnąć w siłę. – Skąd taka pewność? Niestety, ale polskie firmy produkujące odzież robią to w bardzo słabym stylu. Przez kilka lat pracowałam w Tarkonfex-ie w kontroli jakości i widziałam, jak produkuje się ubrania. Odzież szyje się na masową skalę, w wielu miejscach widoczne są niedoróbki, a większość ciuchów wykonuje się z myślą o osobach mających 180 cm wzrostu. Klienci przynoszą do mnie odzież, która szybko się dziurawi i rozrywa. Jakość wykonania tych ubrań pozostawia wiele do życzenia. Coraz więcej osób stawia więc na szycie ciuchów na miarę. Każdy chce mieć swój indywidualny styl i nie chodzić po ulicy ubrany jednakowo jak w wojsku. Obecne studniówki, czy wesela, gdzie roi się od ubrań szytych na miarę, są tego najlepszym przykładem, a krążące w naszym zawodzie powiedzenie, że „krawcowa nigdy nie umrze z głodu” będzie aktualne jeszcze przez wiele następnych lat.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Disco-polo z Tarnowa

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz