Mateusz Odroniec – kulturysta z Tuchowa

 

Tuchowianin, Mateusz Odroniec, od dziecka fascynuje się sportem. Początkowo przez wiele lat trenował judo, później boks tajski, a od blisko trzech lat zajmuje się kulturystyką. W październiku ubiegłego roku zadebiutował na mistrzostwach Polski, będąc jedynym juniorem, który obecnie reprezentuje nasz powiat w tej dyscyplinie sportu.

Mateusz Odroniec
Mateusz Odroniec

22- latek na co dzień jest trenerem personalnym w kilku siłowniach na terenie Tarnowa. Do kulturystyki trafił przez przypadek. Na ćwiczenia na siłowni, podczas przejażdżki rowerem namówił go kolega. – Trenowałem wówczas jeszcze sporty walki. Przez 12 lat w miejscowym klubie uczęszczałem na zajęcia z judo. Wygrywałem wiele zawodów. Nawet z imprez międzynarodowych potrafiłem wrócić z medalem. Z czasem zaczęło mnie to już trochę nudzić. Chciałem zmiany w swoim życiu. Kolega namówił mnie na siłownię. Pomyślałem, że może warto byłoby spędzić trochę czasu na„siłce”, aby dodatkowo się wzmocnić. Nie przypuszczałem wówczas, że od tej pory będę na niej spędzał każdy dzień swojego życia. Pracował, jako ochroniarz. Niestety po pewnym czasie stracił pracę. Pomocną dłoń wyciągnął do niego Janusz Piętowski, jego obecny trener oraz właściciele klubu Fitness Forma, którzy widząc w nim potencjał na kulturystę zaproponowali pracę w swojej siłowni, jak również opiekę nad dalszym sportowym rozwojem. – Pojawił się sponsor, którym stał się internetowy sklep z odżywkami sportowymi E-Forma. Moje życie zmieniło się o 180 stopni. W porównaniu do judo, to dwa różne światy. Gdybym dzisiaj miał robić tę samą rozgrzewkę, co kilka lat temu, to wysiadłyby mi płuca. Kondycja drastycznie spadła. Dodatkowo życie kulturysty, to ciągła monotonia. Wstaję i o godzinie 7 robię trening kardio, czyli naprzemienne dawki intensywnego wysiłku. O godz. 8 jem śniadanie. Najczęściej są to jajka, orzechy lub płatki. Następnie o godz. 11, 13 i 15 kolejne posiłki, no i oczywiście trening na siłowni. Zawsze o tej samej porze.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Ciągle lubimy popalić

Mateusz nie ukrywa, że przygotowania do zawodów potrafią trwać nawet… kilka lat! – Najpierw jesteśmy tzw. „misami”. Z każdym dniem przybieramy na wadze. Na ostatnie 3-4 miesiące przed zawodami robimy redukcję tkanki tłuszczowej i zamieniamy ją w mięśnie. Zdrowe jedzenie to podstawa, więc szerokim łukiem omijam fast-foody. W okresie budowania masy mięśniowej spożywam pokarmy bogate w węglowodany, tłuszcze i białka. O żadnych cukrach nie może być mowy. Dla mnie to dodatkowe utrudnienie, bo jestem wielkim miłośnikiem „Michałków” – śmieje się. Do październikowych mistrzostw Polski juniorów przygotowywał się od roku. Był to jego debiut na tak dużej imprezie. Ostatecznie zajął 15 miejsce, co uznano za spory sukces. – Jesteśmy oceniani przez sędziów, niczym konie na wybiegu lub kobiety podczas konkursu „miss Polonia” tyle, że brakuje nam sukienek. Wystąpiłem w kategorii „Kulturystyka klasyczna”. Rywalizacja polega na pozowaniu. Sędziowie wyczytują po kolei, jakie pozy w danej chwili mamy przyjąć. Ważne jest, aby zaprezentowany był każdy mięsień, aby odseparowany był od reszty i aby widoczne były przebiegające przez niego żyły. Wszyscy korzystamy dodatkowo z bronzerów. Na zawody przyjeżdżamy biali, jak ściana, natomiast na scenie wyglądamy, jakbyśmy ostatni tydzień spędzili tylko na solarium. Każdy mięsień musi być, jak najlepiej wyeksponowany, więc podczas treningów na siłowni, nie możemy skupiać się tylko na jednej partii naszego ciała. Jeżeli przesadzimy z ćwiczeniami na barki, to zaginą nam bicepsy i tricepsy. Sylwetka musi być symetryczna i aby osiągnąć sukces, trzeba prezentować się niczym chłopak z okładki. Dodatkowo należy się nastawić na to, że na scenie pojawiasz się tylko w slipkach – śmieje się i dodaje – W chwili obecnej nie mam dziewczyny. Nie wiem, czy trafi się taka, która będzie to akceptować. Wierzę jednak, że prawdziwa miłość przetrwa i taką próbę.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Skrzyszów: Wędkarze karani mandatami

Obecnie tuchowianin rozpoczął treningi przed kolejnymi mistrzostwami Polski juniorów, które w październiku odbędą się w Warszawie. Celem jest znalezienie się w szóstce najlepszych zawodników. Po cichu liczy jednak na medal. – To ostatni rok, kiedy będę występował, jako junior. Podczas tegorocznej imprezy nie będzie już chłopaków urodzonych w 1992 roku, którzy mieli więcej czasu na wypracowanie odpowiedniej sylwetki, niż ja, przez co moje szanse wzrosną. Już od stycznia rozpocząłem trening. Zaraz po zeszłorocznych zawodach ruszyłem na kebab i pizzę. Na Wigilii zjadłem cztery talerze barszczu z uszkami. Teraz jednak znowu oddaje się odpowiedniej diecie. Kulturystykę traktuję, jako dodatek. Niestety wciąż jest to sport niszowy, więc zainteresowanie również nie jest zbyt duże. Nie miałbym szans z niej wyżyć. Często śmiejemy się z innymi zawodnikami, że nagrodą w zawodach jest puchar, dyplom i uścisk prezesa. Jako trener personalny, już od lutego ruszam z projektem, którego celem będzie ukazanie ludziom młodym, ale i również starszym, że czas spędzony na niej nie jest czasem straconym. Chcę zorganizować kurs dla początkujących, i przedstawić im etapy rozgrzewki, podstawowe ćwiczenia i prawidłowe ich wykonywanie. Mam nadzieję, że większa liczba osób przekona się do zdrowego odżywiania i ćwiczeń. „Sześciopak” na brzuchu może mieć każdy. Wystarczy odrobina chęci i wytrwałości.

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz