Adam Cichoński z Brzozowej od lat specjalizuje się w tworzeniu świątków, krzyżyków, aniołów, a także figurek Żydów i postaci świeckich. Zbliżające się święta Bożego Narodzenia oprócz świątecznego nastroju przyniosą mu również natłok obowiązków i ciężkiej pracy. A to wszystko za sprawą rzeźbionych przez niego szopek bożonarodzeniowych, na które nigdy nie brakuje klientów.

Płaskorzeźbą zachwycił… Araba
Adam Ciechoński z zawodu jest hutnikiem. Rzeźbiarstwem zajmuje się od lat 80. W tym celu wybudował nawet przydomowy warsztat, w którym spędza całe dnie i noce. Jest samoukiem. Początkowo tworzył płaskorzeźby, które wystawiał w Domu Ludowym w Siemiechowie, a następnie w tarnowskim klubie „Zachęta”. – Hutnictwo miało duży wpływ na mój późniejszy rozwój. Dla huty tworzyłem projekty, które następnie były odlewane. W mojej głowie cały czas siedziała sztuka, więc z czasem postanowiłem, że samodzielnie zajmę się tworzeniem rzeźb. To moje pierwsze dzieło – mówi, po czym wskazuje palcem na zawieszoną na ścianie płaskorzeźbę przypominającą postać górala – Być może nie do końca wyszło, tak jak powinno, ale traktuję ją, jak relikwię. To od niej wszystko się zaczęło i stanowi dla mnie wielką wartość sentymentalną – dodaje.
Jak sam mówi, cechą charakterystyczną jego płaskorzeźb i rzeźb jest to, że każda jest… inna. Bardzo dba o to, aby każda praca była wyjątkowa i unikatowa, dzięki czemu każdy, kto stanie się jej posiadaczem, będzie miał własny, oryginalny eksponat. – Kiedy widzę te wszystkie rzeźby, które hurtowo wytwarzane są przez maszyny i które są identyczne, jak dwie krople wody, to krew się we mnie gotuje. Sztuka nie polega na powtarzalności. Artysta daje rzeźbie swoje wnętrze i serce.
Do dziś wspomina swoje początki, kiedy to tworząc płaskorzeźbę przypominającą z wyglądu twarz małpiszona, latami nie potrafił jej sprzedać. – To był koszmar. Inne moje rzeźby szybko znalazły odpowiednich kupców, natomiast z tą jeździłem przez blisko trzy lata po różnych targach, czy wystawach i nie potrafiłem jej sprzedać. Udało mi się dopiero na targach w Krakowie. Do mojego stoiska podszedł obywatel Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nie mówił po polsku, ale po jego zachowaniu wyraźnie było widać, że jest zachwycony małpiszonem, na którego przez lata nikt nawet nie chciał spojrzeć. Udało nam się z nim jakoś dogadać i zapłacił mi… 10 dolarów. To było blisko 30 lat temu, więc jak na tamte czasy, były to naprawdę spore pieniądze.
Porno w warsztacie
Mieszkaniec Brzozowej rzeźbi mając do swojej dyspozycji tylko siekierę, komplet dłut i… nóż tapicerski. Ze swoimi dziełami często pojawia się na plenerach, festiwalach i wystawach, chociażby w Tarnowie, Nowym Sączu, Szczawnicy, Krościenku czy Krakowie. Wiele jego rzeźb znalazło się poza granicami Polski, w Niemczech, Holandii, Belgii, czy Stanach Zjednoczonych. – Dwumetrowa rzeźba Matki Boskiej, nad którą spędziłem ponad dwa miesiące trafiła do sióstr zakonnych z Brzeska. Nie ukrywam, że kosztowała mnie wiele wysiłku i pracy. Największe trudności zawsze sprawia wykonanie twarzy kobiety. Musi być piękna, nieskazitelna i delikatna, nie to co u typowego faceta – śmieje się pan Adam. – W czasach kiedy zaczynałem, bardzo pomógł mi Piotr Skrzynecki, konferansjer kabaretu Piwnica Pod Baranami. Kiedy pojawiałem się w Krakowie, pomagał mi sprzedawać moje rzeźby. Wiele z nich znalazło się w rękach artystów występujących w Piwnicy, jak i w samym budynku. Tyle serdeczności i pomocy ile okazał mi podczas swojego życia, nie otrzymałem od nikogo innego – mówi, po czym wyciąga z szuflady prywatną kronikę, w której gromadzi m.in. pamiątkowe wpisy dotyczące swojej twórczości. – Tutaj jest jego podpis z dedykacją…
Od czasu do czasu zdarzają mu się też dziwne zamówienia, jak chociażby ze strony policjantów, którzy nie dawno odwiedzili jego warsztat. – Początkowo się wystraszyłem. Policja? Przecież nic złego nie zrobiłem. Okazało się, że przyjechali złożyć zamówienie na cztery figurki przedstawiające… roznegliżowane kobiety. Coś na podobieństwo statuetek Oscara, tyle że dłonie zakrywały miejsce intymne, a piersi miały być większe, niż naturalnie. Oczywiście podjąłem się zadania. Klienci, którzy zjawiali się przez ten czas w moim warsztacie, ciągle pytali, czy zmieniłem branżę na pornograficzną. Do dziś nie wiem, jakie było ostateczne przeznaczenie tych rzeźb.
Szopka sposobem na jesienne wieczory
Na półkach w jego warsztacie, aż roi się od bożonarodzeniowych szopek. Jedne większe, drugie mniejsze, jedne z drewna lipowego, inne z olchy. – Kiedy przychodzi jesień, to zabieram się właśnie za nie. Mam klienta z Krakowa, który zamawia co roku około 60 sztuk. Tutejsi mieszkańcy również wiedzą, że kiedy zbliża się Boże Narodzenie, to szopek u mnie jest pod dostatkiem i zamawiają je, albo dla siebie, albo dla rodziny, która mieszka w innych rejonach kraju. Nad stworzeniem szopki spędzam średnio jeden dzień. Składa się ona z kilku elementów, więc każdemu z nich trzeba poświęcić wiele czasu, będąc przy tym bardzo dokładnym.
Swoje największe marzenie związane ma właśnie z szopką. – W pierwszych miesiącach nowego roku, zawsze pracy jest najmniej, bo klienci, albo wykosztowali się już na świąteczne prezenty, albo czekają na okres letni, kiedy zaczynam tworzyć inne rzeźby. Mam więc w planach, aby kiedyś poświęcić pierwsze miesiące roku i wyrzeźbić kilka wielkich postaci, które razem stworzyłyby wielką szopkę, którą następnie w okresie świąt, mógłbym ulokować tuż przed moim domem. To byłoby coś… Zwłaszcza, że rzeźbiarstwo zawsze traktowałem, jako hobby. W czasach komuny Państwo doceniało artystów. Tworzyło dla nich warsztaty, plenery i wystawy. Dziś tego nie ma i ciężko utrzymać się ze samej sztuki. Ale szacunek do artystów powróci… Wiara w to, również trzyma mnie przy tym zawodzie.
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.