23 czerwca, tuż przed godziną pierwszą w nocy, mieszkańców gminy Radłów budzi sygnał strażackiej syreny. Okazuje się, że po raz szósty w ciągu ostatnich kilku miesięcy płonie stodoła. Pytanie tylko, jak to możliwe, skoro zaledwie cztery dni temu policjanci poinformowali, że zatrzymali mężczyznę, który stał za poprzednimi pożarami? Może to pomyłka i podpalacz nadal jest na wolności? A może zatrzymany mężczyzna ma wspólnika albo naśladowcę? Po zaledwie kilkudniowym spokoju Radłów znów żyje przesiąknięty strachem…
Płonąca gmina
Kiedy 16 kwietnia doszło do pierwszego pożaru stodoły w Radłowie, nikt nie przypuszczał, że kolejne miesiące przyniosą ciągły strach i obawę o własny dobytek. – Uznaliśmy to za zupełny przypadek. Już wówczas mówiło się, że to specjalne podpalenie, ale większość z nas przypuszczała, że być może ktoś przypadkowo rzucił niedopalonego papierosa, przez co stodoła stanęła w ogniu – mówi pan Adam, mieszkaniec gminy Radłów. – Nie musieliśmy długo czekać, aby takie domysły odstawić na bok. Zaledwie siedem dni później doszło do kolejnego pożaru stodoły. Było już wiadomo, że to nie przypadek a mieszkańcy zaczęli żyć w strachu. Na ulicach co chwila rozmawiano o tym, że pożary zaczynają przypominać sytuację, jaka miała miejsce kilka lat temu w naszej gminie w miejscowości Zdrochec. Wówczas nie zdołano schwytać piromana, który przestał podpalać stodoły w momencie, kiedy w wyniku pożaru zginął człowiek.
Kolejne dni przyniosły za sobą następne pożary. Już 25 kwietnia spłonęła kolejna stodoła, a do czwartego pożaru doszło 14 maja. Wszystkie podpalenia charakteryzowały się tym, że dochodziło do nich w nocy, między godziną drugą a piątą. Mieszkańcy, którzy nie chcieli dać się zastraszyć, zdecydowali się nawet powołać specjalną straż obywatelską, której celem byłoby monitorowanie posiadłości przed atakiem podpalacza. – Było to koniecznością. Chcieliśmy pomóc policji i strażakom w uchwyceniu sprawcy. Niestety, ale strach wśród mieszkańców był tak olbrzymi, że niektórzy decydowali się zainstalować na swoich posesjach specjalne czujniki ruchu, inni spuszczali na noc psy, aby pilnowały posiadłości, jak również zdarzały się przypadki, że ludzie, wyjeżdżając na weekend, przenosili wszystkie najcenniejsze przedmioty ze stodół do swoich domów, aby nie stracić zbyt wiele w wyniku ewentualnego podłożenia ognia.
Ostatnia próba podpalenia stodoły miała miejsce 18 czerwca. Wówczas tuż po godzinie 24 podpalacz usiłował podłożyć ogień pod drzewo opałowe i gałęzie, które znajdowały się w wiacie tuż obok stodoły. Dzięki szybkiej interwencji mieszkańców, którzy przystąpili do gaszenia pożaru zanim na miejscu pojawili się strażacy, udało się opanować sytuację i nie dopuścić do większych zniszczeń. Jeszcze tego samego dnia nad ranem, całą gminę obiegła radosna informacja – podpalacz został schwytany przez policję! Przyczynił się do tego m.in. pies tropiący, który zaprowadził policjantów do domu 25-letniego Pawła, mieszkańca Siedlca. Według informacji przekazanych przez policję mężczyzna nie był zdziwiony ich obecnością i przyznał się do serii podpaleń.
Paweł? To niemożliwe!
Informacja o zatrzymaniu 25-latka zszokowała mieszkańców Radłowa, zwłaszcza że nikt nie przypuszczał, aby to on miał się okazać podpalaczem, którego bała się cała gmina. – Pochodzi z rodziny, w której od zawsze były problemy – mówi pani Genowefa, mieszkanka Siedlca, która doskonale zna najbliższe otoczenie zatrzymanego. – Alkohol od wielu lat przelewa się tam strumieniami. Paweł pochodzi z wielodzietnej rodziny. Ma dwóch braci i trzy siostry. Niestety starszy brat już jakiś czas temu zszedł na złą drogę i wylądował w więzieniu. Mówiło się o kradzieży i rozboju z jego udziałem. Dopóki córki przebywały z całą rodziną w domu, jeszcze w miarę to wszystko im się układało. Były pieniądze na jedzenie, czy ubrania. Z chwilą, kiedy postanowiły się wyprowadzić, założyć rodziny, znaleźć dobrze płatne prace – np. jedna z nich jest nauczycielką języka niemieckiego, sytuacja znacznie się pogorszyła. Siostry Pawła całkowicie zerwały kontakt z rodziną. W domu zostali rodzice i Paweł z młodszym bratem, po którym widać, że podobnie jak siostry stara się ułożyć sobie życie. Z Pawłem sytuacja jest już nieco inna. W gminie nie można było go nie zauważyć. Przemieszczający się ulicami szczupły chłopak o średnim wzroście w kapturze na głowie, który bardzo często spoglądał w ziemię, nie patrząc nawet na przechodniów… Niestety dni, w których spotkało się go trzeźwego, można policzyć na palcach jednej ręki.
Słowa pani Genowefy potwierdza również pan Grzegorz, który Pawła widywał niemal codziennie. – Na pewno jest to chłopak cichy i skromny. Niestety ma poważny problem z alkoholem, zresztą podobnie jak jego matka i ojciec, który dodatkowo często widywany jest o kulach, więc niewykluczone, że również na coś choruje, a mimo tego nie dba o swoje zdrowie. Widok zataczającego się młodego chłopaka, który nie ma przed sobą żadnych perspektyw, jest naprawdę smutny. Widziałem, jak niektórzy mieszkańcy gminy odwozili go samochodami do domu, bo ledwo trzymał się na nogach. Jedno jest pewne – nigdy nie przejawiał żadnej agresji. Był osobą niekonfliktową. Niestety z tego, co wiem, nie za bardzo chciało mu się pracować. Ludzie mówili, że był zatrudniony w jednej z firm zajmujących się produkcją kostki brukowej, jednak w chwili otrzymania pierwszych pieniędzy, więcej w pracy się nie pojawił. Od jakiegoś czasu chyba nigdzie nie pracował, więc skąd brał pieniądze na alkohol, również pozostaje tajemnicą.
Część mieszkańców Radłowa właśnie mając na uwadze pieniądze, za które Paweł kupował alkohol, dopatruje się klucza do rozwiązania zagadki związanej z podpaleniami. Pani Zuzanna, która pracuje, jako sprzedawca w jednym ze sklepów spożywczych na terenie gminy Radłów uważa, że Paweł do podpaleń został przez kogoś zmuszony. – Być może mu za to płacili i stąd brał pieniądze? Chłopak ma ciężką sytuację w domu, nie ma informacji, aby gdzieś pracował, a dodatkowo zmaga się z problemem alkoholowym. Podpalenia na czyjeś zlecenie za dobrą kasę? Mógł być to dla niego idealny układ.
Teoria mieszkańców jest tym bardziej prawdopodobna, że w momencie, kiedy Paweł znalazł się już w areszcie, pięć dni później ktoś dokończył dzieła, które rzekomo on sam rozpoczął 18 czerwca. Stodoła, której podpalenia nie udało się dokonać 25-latkowi, została puszczona z dymem przez inną osobę. – Jak to możliwe, skoro winny siedzi w areszcie?- zastanawia się pani Zuzanna i dodaje – Warto wziąć pod uwagę jeszcze dwie wersje, nad którymi mieszkańcy naszej gminy mocno się zastanawiają. Pierwsza z nich jest taka, że Paweł jest całkowicie niewinny i przyznał się tylko dlatego, aby wyrwać się ze środowiska, w którym od lat przebywa. Trafiając do więzienia, będzie miał zapewnione jedzenie, czy dach nad głową a żyjąc w swoim domu, nie mógł być tego pewny. Druga wersja to ta, według której Paweł działał w jakiejś zorganizowanej grupie i jest tylko jednym z jej elementów. Być może ogień podkładał zupełnie ktoś inny, a on jedynie stał na czatach? Nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji, że ktoś, kto codziennie jest tak pijany, że ledwo stoi na nogach, potrafiłby utrzymać kanister benzyny, odpalić zapałkę i podpalić stodołę. Wcześniej sam zrobiłby sobie krzywdę…
Tłumaczył, że chciał odreagować
Marcin Stępień, prokurator rejonowy w Tarnowie twierdzi, że nie ma żadnych przesłanek ku temu, aby za serią czterech pożarów i jedną próbą podpalenia obiektu miał stać kto inny, niż 25-latek. – Podczas przesłuchania mężczyzna przyznał się do zarzucanych mu czynów. Skrupulatnie opisał każdy z pożarów, jaki wywoływał na terenie gminy Radłów. Dodatkowo stwierdził, że działał w ten sposób ze względu na trudną sytuację w domu, a podkładanie ognia miało służyć ku temu, aby mógł się odstresować i odreagować. Nie ukrywał, że dzięki temu było mu łatwiej mierzyć się z codziennymi problemami. Tego typu tłumaczenia powodują, że będziemy zmuszeni zasięgnąć opinii biegłych psychiatrów – mówi prokurator i dodaje – Dowodów w tej sprawie mamy sporo, a relacje przebiegu zdarzeń, które przedstawił nam mężczyzna, są spójne i nie mamy wątpliwości co do jego udziału w podpaleniach. Jeżeli chodzi o wydarzenie związane z ostatnim pożarem, który miał miejsce, kiedy 25-latek przebywał już w areszcie, nie wykluczamy, że za podpaleniem stoi naśladowca. Takie sytuacje mają miejsce bardzo często w tego typu sprawach.
Sprawę ewentualnych dalszych podpaleń, a także wyjaśnienia ostatniego pożaru mają na bieżąco pilotować tarnowscy policjanci. Paweł Klimek, rzecznik tarnowskiej policji nie ukrywa, że dopóki sprawa nie zostanie raz na zawsze zamknięta, prosi mieszkańców o czujność. – Ostatni pożar stodoły spowodował, że nadal będziemy bacznie przyglądać się rozwojowi wypadków i jak najszybciej postaramy się doprowadzić do znalezienia winnego podpalenia z 23 czerwca. Bierzemy pod uwagę wszystkie możliwości zarówno te związane z ewentualnym naśladowcą, jak i tym, że za pożarami może stać grupa osób. W dalszym ciągu apelujemy do mieszkańców o zwrócenie szczególnej uwagi na wszystkie podejrzane sytuacje.
Prezes zarządu OSP w Radłowie, Mirosław Plebanek chciałby, aby sprawę tajemniczych pożarów w końcu wyjaśniono, zwłaszcza że tamtejsi strażacy już od kilku miesięcy przez całą dobę znajdują się w pełnej gotowości. – Staramy się nie brać udziału w żadnych imprezach rodzinnych, czy dalszych wyjazdach, ponieważ w każdej chwili możemy spodziewać się sygnału o kolejnym podpaleniu. Wydawało się, że po zatrzymaniu potencjalnego sprawcy, sprawa została zamknięta, jednak po ostatnich wydarzeniach da się zauważyć, że strach wśród mieszkańców na nowo powrócił. Ewidentnie ktoś postanowił nam stworzyć piekło na ziemi. Bardzo prawdopodobne, że jest nią osoba niezrównoważona psychicznie. Jedyną opcją, aby temu zaradzić, jest podjęcie konkretnych działań zarówno przez policję, straż, jak i samych mieszkańców. Przykro to mówić, ale w obecnej sytuacji, jakiej się znaleźliśmy, po prostu nie da się żyć…
* Imiona mieszkańców gminy Radłów ze względu na ich dobro, zostały zmienione.
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.