Katarzyna Mróz, jej brat Amadeusz Sarnecki, a także jego dziewczyna Narisa zainicjowali akcję pomocy dla mieszkańców Tajlandii, którzy odczuli skutki pandemii koronawirusa. Każdego dnia przygotowują w tym azjatyckim kraju ponad 500 obiadów dla najbardziej głodujących rodzin, a tych jak się okazuje, jest naprawdę sporo.
Zatrzymany przez koronawirusa
Pochodzący z Zakliczyna Amadeusz Sarnecki kilka lat temu założył firmę zajmującą się pozycjonowaniem stron internetowych oraz reklamą firm w internecie. Dzięki temu, że może pracować zdalnie, ma możliwość podróżować w różne zakątki świata. Kiedy rok temu postanowił spędzić urlop w Tajlandii, poznał swoją przyszłą dziewczynę – Narise, obywatelkę tamtejszego kraju. W marcu tego roku, tuż przed wybuchem epidemii, ponownie zawitał do Tajlandii.
– Początkowo planowałem spędzić tam tylko kilka tygodni. 10 marca zjawiłem się w Phuket, mieście w południowej Tajlandii, na Półwyspie Malajskim, jednak okazało się, że już 13 marca tamtejszy kraj postanowił zamknąć granice w związku z pojawieniem się epidemii koronawirusa. Co prawda pojawiła się możliwość powrotu do Polski samolotem, który zorganizował polski rząd, jednak uznałem, że skoro mogę pracować w różnych zakątkach świata, zostanę w Tajlandii – mówi 26-latek z Zakliczyna.
Przez kolejne tygodnie Amadeusz poznawał nie tylko walory Tajlandii, ale także problemy, z jakimi muszą radzić sobie tamtejsi mieszkańcy. Jednym z nich jest głód. Epidemia koronawirusa sprawiła, że kraj, który przede wszystkim utrzymywał się z turystyki, z dnia na dzień pozbawiony został dochodów.
– Niestety w Tajlandii ludzie nie mają zapewnionego socjalu. Nie ma emerytur, rent, państwo nie wspiera biednych i głodujących. Pomyślałem, że skoro spędzę tutaj najbliższe kilka tygodni, to mógłbym pomóc najbardziej potrzebującym ludziom. Pierwszym krokiem była zbiórka pieniędzy wśród sąsiadów mojej dziewczyny. Uzbieraliśmy w przeliczeniu na polską walutę ponad 600 złotych, za co mogliśmy ugotować prawie 250 obiadów i rozdać najbardziej potrzebującym tajskim rodzinom. Jedzenie rozeszło się w… 15 minut! Widząc, jak duże są potrzeby, skontaktowałem się z moją siostrą Kasią, która mieszka w Zakliczynie. Postanowiliśmy zorganizować zbiórkę pieniędzy w Polsce, aby obiady dla Tajów przygotowywać na jeszcze większą skalę – mówi Amadeusz.
1000 posiłków dziennie
Rodzeństwo utworzyło na portalu zrzutka.pl akcję „Rozdajemy jedzenie dla potrzebujących i biednych rodzin w Tajlandii”. Założony został również fanpage na Facebooku „Polacy pomagają”, gdzie można wspierać przedsięwzięcie mieszkańców Zakliczyna. Do tej pory udało im się zebrać na ten cel już ponad 55 tys. zł!
Katarzyna Mróz, która koordynuje pomoc z Polski, od lat angażuje się w różnego rodzaju akcje charytatywne, wspierając m.in. domy dziecka. – Pomaganie mam we krwi, więc kiedy tylko usłyszałam o pomyśle Amadeusza, od razu zgodziłam się mu pomóc. Będąc w Polsce, zajmuję się prowadzeniem naszej strony na Facebooku, a także rozliczaniem zbiórek. Amadeusz wraz ze swoją dziewczyną, a także pięcioma kucharkami przygotowują każdego dnia posiłki na miejscu w Tajlandii. Dwa razy w tygodniu przygotowujemy również dla Tajów specjalne paczki pomocowe, w których znajdują się nie tylko produkty żywnościowe, ale także mydło, żele antybakteryjne, czy środki czystości. Każdego dnia przygotowujemy od 200 do nawet 1000 posiłków! Jesteśmy w stałym kontakcie z policją lokalną, aby móc legalnie organizować własne akcje rozdawania obiadów z zachowaniem obecnych standardów. O tym, że w Tajlandii naprawdę jest ciężko z pieniędzmi i jedzeniem, przede wszystkim teraz, kiedy nie ma dochodów z turystyki, można przekonać się, kiedy w kolejkach po obiad, które ciągną się w nieskończoność, przy temperaturze 35 stopni Celsjusza, stoją małe dzieci, liczące na miskę ryżu z kurczakiem – mówi pani Katarzyna i dodaje, że jest to tym bardziej niezrozumiała sytuacja, kiedy okazuje się, że w innych zakątkach świata jedzenie wyrzucane jest do koszy na śmieci. – Jedzenie jest marnowane, a ludzie umierają z głodu. Nie potrafię tego zrozumieć. Pomagając Tajom, poświęcamy swój wolny czas oraz wykładamy własne pieniądze, aby wszystko odpowiednio zorganizować. Każda wpłacona na zbiórkę kwota w całości przekazywana jest na pomoc. Produkty w Tajlandii do przygotowania obiadów są naprawdę tanie. Jeżeli za kwotę 600 zł udało się przyrządzić 200 posiłków, to jasno pokazuje, że nawet niewielka kwota ma szansę wyżywić jednego Taja.
Zostać i pomagać
Również Tajlandię spotkały restrykcje związane ze światową pandemią koronawirusa. W tamtejszym kraju wprowadzono od godz 22. do godz. 4. godzinę policyjną. Dodatkowo obywatele mają nakaz noszenia maseczek, jednak nie jest to zbytnio kontrolowane przez policję. Plaże zostały zamknięte, loty odwołane, a otwarte są jedynie apteki i sklepy spożywcze.
– Obecnie w Tajlandii stwierdzono nieco ponad 3 tys. zarażeń. 56 osób zmarło z powodu koronawirusa. Nie są to więc zbyt duże liczby, ale Tajowie bardzo przestrzegają restrykcji, jakie nałożyło na nich państwo. Ulice są praktycznie puste i wszyscy siedzą zamknięci w domach – mówi pani Katarzyna, która dodaje, że namawia brata, aby z Tajlandii przywiózł do Polski kilka pamiątek. – Mam na myśli przede wszystkim magnesy, figurki, upominki, które wysłalibyśmy ludziom, którzy zdecydowali się wesprzeć finansowo naszą akcję. Byłaby to dla nich forma podziękowania z naszej strony.
Amadeusz nie ma na razie możliwości wrócić do kraju. Czeka, aż granice ponownie zostaną otwarte. Kiedy tak się stanie, przyleci do Polski, aby załatwić zaległe sprawy i… ponownie wróci do Tajlandii. – Chcę pomagać Tajom tu na miejscu, bo widzę, że to co robię, ma sens. Mam tutaj dziewczynę, życie jest tu także zdecydowanie tańsze niż w Polsce, więc za kilkaset złotych jestem w stanie pomóc wielu obywatelom tego kraju. Tajowie są bardzo wdzięczni za okazywaną im pomoc. Nagrywają nawet specjalne filmiki z podziękowaniami, które umieszczamy na naszym Facebooku. Akcja zbierania pieniędzy potrwa jeszcze co najmniej dwa miesiące. Wierzę, że osób, którym nie jest obojętny los drugiego człowieka, nie zabraknie…
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.