Wojciech Słupski – nałogowy muzyk

Wojciech Słupski z Zakliczyna lider zespołu, autor tekstów „Krzagolec Gang” już od kilku lat wraz ze swoimi utworami regularnie gości na listach przebojów lokalnych rozgłośni radiowych w całym kraju. Droga do sukcesu, jaką musiał pokonać, nie była jednak usłana różami. Walka z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu to tylko część jego mrocznej przeszłości, którą jak sam twierdzi, już dawno zostawił za sobą.

Wojciech Słupski – fot. Stanisław Kusiak

Wokalista i lider trzech zespołów: „Krzagolec Gang”, „Krzagolec Band” oraz „Dzikie Serca” kilkanaście lat temu znalazł się na dnie. Kiedy w wieku niespełna 19 lat opuszczał rodzinny dom, będąc w konflikcie z ojcem, trudno było spodziewać się, że w swoim życiu osiągnie sukces. – Najzabawniejsze było to, że początkowo byłem wzorowym uczniem. Wygrywałem olimpiady z języka polskiego, czy konkursy geograficzne. Wszystko zaczęło się psuć w momencie, kiedy zacząłem uczęszczać do liceum w Tarnowie. Mieszkałem wówczas w internacie. Poczułem, że urwałem się z łańcucha. Pojawił się pierwszy bunt i alkohol. Jeszcze przed ukończeniem 19 lat postanowiłem, że wyjeżdżam z Zakliczyna. Nazwałbym to wręcz ucieczką z domu. Wybór padł na Jaworzno, gdzie pracowałem w kopalni. Mieszkałem w hotelu robotniczym i wszystko układało się bardzo dobrze. Z czasem zaczęły pojawiać się jednak problemy…

Wojciech Słupski nie ukrywa, że muzyka od zawsze odgrywała ważną rolę w jego życiu. Będąc nastolatkiem, był kantorem w kościele parafialnym. Kiedy pojawiła się więc szansa, aby grywać na dyskotekach jako DJ, nie zawahał się ani chwili. – To wówczas zaczął się mój stopniowy upadek. Pojawiły się nieco większe pieniądze, nowi koledzy, alkohol i narkotyki. Takie beztroskie życie… Wielokrotnie dochodziło do sytuacji, że przez kilka dni bez przerwy piłem. Mieliśmy z kolegami swoją melinę, gdzie spędzaliśmy wspólnie czas i zatapialiśmy się w używkach. Rozpadła się przez to również moja rodzina. Przez kolejne lata staczałem się po równi pochyłej. Wiedziałem, że znalazłem się na dnie, ale mimo tego nie potrafiłem poradzić sobie z uzależnieniem. Opamiętanie przyszło w momencie, kiedy znalazłem się w szpitalu. Miałem ostre zapalenie trzustki i krwawienie z dwunastnicy. Czułem, że umieram. Okazało się jednak, że Bóg postanowił dać mi jeszcze jedną szansę. Na oddziale poznałem schorowanego mężczyznę, którym zacząłem bezinteresownie się zajmować. Pomagałem mu w przemieszczaniu się po szpitalu, w jedzeniu… Opowiedziałem mu całą swoją historię. Kiedy usłyszał, że nie mam się gdzie podziać, zaoferował, że za naprawdę drobną opłatę załatwi mi mieszkanie. Wiedziałem, że rozpoczynam nowy rozdział w swoim życiu. Nazywam to nawróceniem, choć oczywiście wymagało to czasu…

WARTO PRZECZYTAĆ:   Autobusy wrócą do Żabna?

Po wyjściu ze szpitala, muzyk z Zakliczyna postanowił założyć zespół, z którym mógłby grywać na koncertach, czy weselach. Nazwa „Krzagolec Band”, którą wybrał, nie była jednak przypadkowa. – Krzagolec, to nazwisko, jakie znajdowało się na drzwiach mieszkania, które pomógł mi załatwić poznany w szpitalu mężczyzna. Chciałem w ten sposób odwdzięczyć się mu za okazaną pomoc, co było równoznaczne z rozpoczęciem nowego życia. Wraz z założonym przeze mnie zespołem zaczęliśmy grywać covery. Byliśmy zapraszani na różne imprezy. Początkowo ciężko było się z tego utrzymać i stanowiło to dla mnie jedynie dodatek. Zbiegiem czasu zrozumiałem jednak, że jest w tym sens. Całkowicie zmieniłem środowisko. Dziwnym trafem poznawałem ciekawych ludzi, a zarazem profesjonalnych muzyków. Jednym z nich był gitarzysta Łukasz Belcyr, który współpracuje między innymi z takimi wokalistami jak: Kuba Badach, czy Maciej Balcar. Postanowiliśmy założyć zespół „Krzagolec Gang”, komponować, pisać teksty i grać wyłącznie swoją muzykę. Sukces przyszedł nadspodziewanie szybko, bo nasze pierwsze utwory „Rysunek Miłości” i „Nie mów, że naprawdę kochasz” zaczęły wspinać się na listach przebojów radia RDN, radia Victoria, radia Warszawa, czy radia Łódź. W 2015 roku wydaliśmy pierwszą płytę „Droga”. Zdałem sobie wówczas sprawę, że pasja do muzyki wyciąga mnie całkowicie z bagna, w którym się znajdowałem.

54-latek twierdzi, że muzyka pozwoliła mu pokonać nałogi, ponieważ z czasem… to ona stała się nałogiem. Pisane przez niego utwory często zawierają bolesne etapy jego życia oraz opowiadają o sposobach walki o lepszą przyszłość. – Tak jest chociażby w przypadku utworu „Melina”, który mówi o latach, które spędziłem wpatrzony w kieliszek. Cieszę się jednak, że najtrudniejszy moment jest już za mną. Nie piję od ponad 7 lat. Po części udało mi się również odnowić relacje z rodziną. Jestem w stałym kontakcie z trójką moich dzieci. Ponownie zamieszkałem w Zakliczynie, gdzie bardzo dawno pozostawiłem wielu swoich przyjaciół. Jednym z najważniejszych sukcesów mojej przemiany jest to, że pociągnąłem za sobą również inne osoby, które przed laty wypijały ze mną litry alkoholu. Widząc, że mogłem się zmienić, one również postanowiły wyprowadzić swoje życie na prostą i dziś żyją pełnią szczęścia.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Wojnicz: Parkingowa klapa?

Obecnie Wojciech Słupski pracuje nad debiutancką płytą zespołu „Dzikie Serca”, w którym od niedawna jest wokalistą oraz autorem wszystkich tekstów. Krążek zespołu, którego nazwa nawiązuje do książki „Dzikie Serce. Tęsknoty męskiej duszy” ma ukazać się już w maju. – To będzie typowo rockowa, męska płyta. Książka, z której zaczerpnęliśmy nazwę zespołu, mówi o tym, w jaki sposób mężczyzna powinien zachowywać się w swoim życiu. Facet powinien nastawić się na przeżycie przygody, ale również na stoczenie bitwy i wyciągnięcie pomocnej dłoni do kobiety, która jest w swoim życiu nieszczęśliwa. To moje motto życiowe. Utożsamiam się z tym i chcę, aby również nasze utwory miały podobny wydźwięk. Obecnie kończymy pracę nad dwoma istotnymi singlami. Jeden z nich będzie dotyczył 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, natomiast drugi tegorocznego Mundialu w Rosji. Chcemy zaangażować w to przedsięwzięcie samorządy, ośrodki kultury oraz wszystkich tych, którzy zechcieliby nam pomóc. Zależy nam na tym, aby zrobić to na wysokim poziomie, m.in. tworząc specjalne teledyski do tych utworów, które umieszczone zostałyby na naszym kanale na YouTube, promując tym samym region, z którego się wywodzę – mówi wokalista z Zakliczyna, który dodaje, że i tak najważniejsze jest dla niego, jak najczęstsze koncertowanie. – W radiu, czy na płycie nie jestem w stanie wejść w polemikę z fanami. Podczas koncertów mogę opowiedzieć im w jaki sposób udało mi się wyjść na prostą i podnieść na duchu tych, którzy zmagają się z podobnymi problemami. Nie mam wątpliwości, że nieporównywalnie lepiej jest być nałogowym muzykiem niż nałogowym alkoholikiem…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz