W życie weszły nowe przepisy dotyczące rzeczy znalezionych. Od teraz, gdy znajdziemy przedmiot bądź gotówkę a nie zgłosi się po nią właściciel, przejdzie ona na naszą własność, a nie jak miało to miejsce dotychczas, na własność skarbu państwa. Czy zmiana przepisów wpłynie w jakiś sposób na tarnowian, którzy znalezionych rzeczy… nie chcą oddawać?
Zgodnie z nowymi przepisami, w sytuacji kiedy znajdziemy dany przedmiot a nie jest znany nam jej właściciel, powinniśmy zawiadomić o tym fakcie starostę. Wyjątki stanowią sytuacje, kiedy rzecz zostałaby znaleziona w budynku publicznym lub w środku komunikacji miejskiej. W tych przypadkach znalazca powinien oddać zgubę zarządcy budynku lub przewoźnikowi. Natomiast w momencie znalezienia amunicji, broni, czy materiałów wybuchowych, niezwłocznie zawiadamia się policję. W przypadku, gdy zguba nie zostanie odebrana przez prawowitego właściciela, mimo iż wręczono mu wezwanie do jej odbioru, a nie jest zabytkiem, rzecz stanie się własnością znalazcy po roku. W sytuacji braku możliwości ustalenia właściciela i wysłania mu wezwania, znalazca ma prawo do znalezionej rzeczy po upływie dwóch lat. – W ciągu roku zgłasza się do nas około trzydziestu osób, które znalazły dany przedmiot i poszukują jego właściciela – mówi Bogumił Kozioł, pracownik tarnowskiego Biura Rzeczy Znalezionych. – Nie jest to zbyt porażająca liczba. Zdecydowanie więcej dzwoni do nas osób, które coś zgubiły i pytają, czy przypadkiem dany przedmiot nie jest w naszym posiadaniu. Dziennie potrafię odbierać po 5 telefonów z takim zapytaniem. Co tu dużo mówić… Tarnowianie nie są skorzy do informowania o znalezionych przedmiotach. Wyznają raczej zasadę, że jeżeli coś znaleźli, automatycznie staje się to ich własnością. Uczciwość mieszkańców naszego miasta pozostawia wiele do życzenia.
Mieszkańcy Tarnowa najczęściej gubią rowery i telefony komórkowe. Po zguby przychodzą bardzo rzadko. – Mamy tego naprawdę sporo. Rowery są w różnym stanie. Są takie, które są nowe, używane, ale i popsute. Telefonów komórkowych również nie brakuje. Wbrew ogólnie panującym opiniom, bardzo mało znajdziemy u nas rzeczy, które zostały zagubione w komunikacji miejskiej. Tego typu przedmioty najczęściej trafiają bezpośrednio do przewoźnika, który informuje o tym dyspozytora. Przedmioty, które znajdują się u nas, najczęściej znajdywane są na ulicy, w restauracjach, sklepach, a nawet banku. Mieliśmy sytuację, że ktoś w jednym z oddziałów bankowych znalazł pieniądze, które następnie przyniósł do nas. Innym ciekawym przykładem z ostatnich tygodni jest mężczyzna, który zjawił się u nas z pełną dokumentację medyczną pewnej kobiety, która na następny dzień zgłosiła się po odbiór.
Nowością w przepisach dotyczących rzeczy znalezionych jest również określenie wartości minimalnej rzeczy przechowywanych w powiatach. Jej wysokość wyznaczono na poziomie 100 zł. Oznacza to, że jeśli wartość przedmiotu będzie niższa, starosta będzie mógł odmówić przyjęcia na przechowanie rzeczy znalezionej i w gestii znalazcy pozostanie to, co z danym przedmiotem zrobi. Ogłoszenia o odnalezionych rzeczach mają być zamieszczane m.in. w Biuletynie Informacji Publicznej. Z kolei jeśli wartość przedmiotu będzie przekraczać 5 tys. zł, ogłoszenie o znalezieniu powinno ukazać się w prasie lokalnej lub ogólnopolskiej. Wciąż utrzymana została zasada z kodeksu cywilnego, zgodnie z którą znalazca może domagać się znaleźnego w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy. Aby ją otrzymać, należy zgłosić tego typu roszczenie najpóźniej w chwili wydania zguby prawowitemu właścicielowi.
Co dzieje się z rzeczami, po które nikt się nie zgłosi? – Na koniec roku przeprowadzamy inwentaryzację. Następnie dokonuje się wyceny takich przedmiotów. Starosta decyduje później, czy całość wystawiamy na licytację, czy też część przeznaczamy np. dla dzieci z domów dziecka – mówi Kozioł i dodaje – Naprawdę nie brakuje tarnowian, którzy zgubili przynajmniej jedną rzecz w swoim życiu. To czy ją znajdą, zależy już nie tylko od szczęścia, ale i od uczciwości drugiego człowieka. Z tym wciąż mamy problem i spore pole do popisu.
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.