Ostatnia wieczerza w wykonaniu cyrkowców z Francji

Sportowiec-katolik na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu…

Nie jestem profesjonalnym sportowcem. Nie reprezentuję Polski na Igrzyskach Olimpijskich. Pewnie wielu z Was powie teraz – nie jesteś w takiej sytuacji, więc nie wiesz, co byś zrobił. Jasne… Nie jestem, ale wiem, co bym zrobił, bo zdarzyło mi się w swoim życiu być w podobnych sytuacjach…

Piątkowa ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich wstrząsnęła światem. Kompletnym sięgnięciem dna była „Ostatnia wieczerza” w wykonaniu pajaców, którzy będą z buciorami wchodzić w nasze życie i jeszcze nam je urządzać po swojemu. Gdzie są teraz ci wszyscy krzykacze od równości, itp. Języka w gębie wam zabrakło? Uważacie, że ludzie to debile i nie widzą, że dla was są „równi i równiejsi”? Może rzeczywiście macie rację i ludzie to naprawdę w większości debile i dają się nabierać na wasze żałosne przestawienia. Wierzę jednak, że prawdziwych obrońców normalnego świata mimo wszystko nie brakuje i jeszcze zrobią z tym cyrkiem porządek… Ja na pewno będę z wami walczył. Do samego końca.

Ale dziś nie o tym… Jak powinien w takiej sytuacji zachować się sportowiec-katolik? Jeżeli jesteś prawdziwym katolikiem, jeżeli wartości chrześcijańskie są dla ciebie bardzo ważne, to sposób, w jaki „przywitano” cię podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, jest jak uderzenie mokrą szmatą w twarz lub też zwykle naplucie na nią.


Gdybym był sportowcem z Polski, gdybym rzeczywiście był prawdziwym katolikiem, dziś nie byłoby mnie już w Paryżu. Zrezygnowałbym ze startu, robiąc przy okazji jakąś demonstrację, która ukazałaby, jaki był powód mojej rezygnacji – a była nią obraza moich uczuć religijnych. Tak, wiem… To są sportowcy. Całe życie walczą o to, aby wystartować na Igrzyskach Olimpijskich. Ale Szanowni Państwo, bądźmy poważni…
Jeżeli ktoś traktuje cię jak śmiecia, traktuje twoją wiarę, jako obiekt do żartu, to naprawdę jesteśmy aż tak malutkimi ludźmi, aby jeszcze na jego terenie urządzać mu przedstawienie?

WARTO PRZECZYTAĆ:   Śmiali się z Kaczyńskiego, a ten... miał rację!


Zapytam wprost – czy gdybyście udali się do kogoś w gości i tam gospodarz imprezy, przy stole, przy którym siedzi setki osób, zaczął obrażać Waszą rodzinę, co byście zrobili? Najpewniej wstalibyście od stołu, dali w pysk gospodarzowi i opuścili imprezę.


W tym przypadku mówimy o obrazie bliskich. W sytuacji z Paryża mówimy o obrazie Boga, czyli z punktu widzenia osób wierzących, najważniejszego Bytu w życiu człowieka, Kogoś, kto tego człowieka stworzył!
Rozumiem wieloletnią pracę, wieloletnie wyrzeczenia, wieloletnie dążenie do realizacji marzeń przez poszczególnych sportowców. Naprawdę to rozumiem… Ale nie rozumiem stawiania życia doczesnego nad życie wieczne.


Bo dziś każdy z tych sportowców, którzy są obecni w Paryżu i przymknęli oko na to, co stało się w piątkowy wieczór, nie powinni być zdziwieni, kiedy znajdując się na łożu śmierci, Bóg przypomni sobie wówczas o ich zachowaniu. I nie przykryje go medal Igrzysk Olimpijskich, a tym bardziej brak jakiejkolwiek wyniku sportowego z udziałem reprezentanta Polski na tej imprezie, a mogą mi Państwo wierzyć, że takich będzie znacznie więcej, niż tych, z których będziemy dumni…

I jeszcze na koniec… Mój znajomy, który jest homoseksualistą powiedział mi: „Nie mam nic wspólnego z tymi cyrkowcami, wychodzącymi na ulicę w kagańcach, epatujących swoim odchyleniem, którzy swoim zachowaniem tylko szkodzą takim, jak ja”. Czy trzeba coś więcej dodawać? Nie jestem przeciwnikiem homoseksualistów. To tacy ludzie, jak my. Jednak do walki z tymi „cyrkowcami” należy stawać na każdej możliwej płaszczyźnie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *