Mateusz Klich: Wrócę do kadry!

– Mam już 26 lat i chciałbym zacząć osiągać w futbolu znacznie większe sukcesy, niż dotychczas. Nadrzędnym celem jest powrót do reprezentacji – mówi Mateusz Klich, wychowanek Tarnovii, a obecnie pomocnik holenderskiego Twente Enschede.

14088407_566475706875920_1921354985731317662_n
Mateusz Klich (fot. Facebook)

Rok 2016 za nami. Tak go sobie wyobrażałeś, czy miałeś zupełnie inne wizje dotyczące ostatnich 12 miesięcy?

W styczniu 2016 roku byłem jeszcze piłkarzem niemieckiego Kaiserslautern, z którym występowałem w 2. Bundeslidze. Nie ukrywam, że już wówczas chciałem zmienić otoczenie na inne. Pojawiło się kilka naprawdę ciekawych ofert, jednak moim celem był powrót do Holandii, gdzie sezon wcześniej świetnie układało mi się w Zwolle. W lecie udało mi się podpisać kontrakt z innym holenderskim klubem – Twente Enschede. Chciałem odejść do Holandii i to mi się udało.

Pytam o 2016 rok mając na myśli chociażby Euro we Francji, na którym próżno było cię szukać w biało-czerwonych barwach.

No tak… Bardzo chciałem wystąpić na francuskich boiskach, jednak się nie udało. Obecnie nie ma już co płakać nad rozlanym mlekiem. Kadra osiągnęła naprawdę duży sukces awansując aż do ćwierćfinału. Ja z kolei skupiam się teraz na walce o miejsce w drużynie, która mam nadzieję zakwalifikuje się na Mundial w 2018 roku w Rosji.

Jednak jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawało się, że tarnowianinem, który ma największe szanse zadomowić się na stałe w kadrze jest właśnie Mateusz Klich. Okazało się, że niejako twoje miejsce zajął Bartek Kapustka.

To prawda, jednak nasze losy potoczyły się zupełnie inaczej. Nie ukrywam, że bardzo chciałem zagrać wraz z Bartkiem na francuskim Euro. Dziś cieszę się, że przynajmniej jeden tarnowianin reprezentował nasz kraj podczas tak dużej imprezy. Mam nadzieję, że na mistrzostwach świata w Rosji razem będziemy zakładać koszulki z orłem na piersi.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Pandemia wstrzymuje fotowoltaiczne inwestycje

W 2011 roku trafiłeś z Cracovii do Wolfsburga. Następnie wypożyczono cię do Zwolle, po czym znowu wróciłeś do ekipy „Wilków”. Pobyt w tym klubie traktujesz, jako największą porażkę w swojej karierze?

Nie patrzę na to w ten sposób. Mimo wszystko uważam, że decyzja związana z transferem do Wolfsburga była słuszna. Każdy chłopak marzy o wyjeździe do Bundesligi. Przecież Wolfsburg dwa lata wcześniej sięgnął po tytuł mistrza Niemiec, mając w zespole świetnych graczy. Warunki do treningu były również na o wiele wyższym poziomie, niż w Polsce. Zobaczyłem zupełnie inny piłkarski świat.

Jednak w klubie była osoba, za którą niezbyt przepadałeś. Na twoje nieszczęście również i ty nie byłeś jej ulubieńcem.

Chodzi o trenera Felixa Magath’a? To prawda. Nie mieliśmy zbyt przyjacielskich układów. Obecnie jest to już jednak przeszłość i nie ma sensu na nikogo się obrażać. Z jednej strony to trener, który sprowadził mnie z Polski do Niemiec. Dał szansę zobaczyć wielką piłkę od środka i zarobić dobre pieniądze. Z drugiej strony nie dał mi zadebiutować w pierwszym zespole, a miał na to naprawdę wiele szans. Być może w jego opinii na debiut nie zasługiwałem? Dziś wspominam go z uśmiechem na ustach, jednak wówczas nie było mi do śmiechu.

Wydarzyło się coś, co miało wpływ na wasze relacje?

Takich sytuacji było mnóstwo, jednak wydaje mi się, że przełomowym momentem była moja kontuzja. Trener nie wierzył, że ją mam i zmuszał do ciężkiej pracy podczas treningów. Wtedy coś pękło. To nie było fair z jego strony…

To dlatego, kiedy tylko pojawiła się oferta wypożyczenia z holenderskiego Zwolle, nie zastanawiałeś się ani sekundy?

Dokładnie. Zresztą liga holenderska, to świetny kierunek dla młodych piłkarzy. Uważam, że jest to jedna z najlepszych lig do rozwoju swoich piłkarskich umiejętności. Holenderska szkoła znana jest na całym świecie. Nie od dziś wiadomo, jak wielkich piłkarzy potrafi wyszkolić Ajax, Feyenoord, czy PSV Eindhoven. Każdy chciałby zagrać w przyszłości w lidze hiszpańskiej, niemieckiej, czy angielskiej, ale liga holenderska nie jest taka zła, jak niektórzy sądzą. Dodatkowo można pokazać się futbolowemu światu, a do najlepszych lig w Europie bez wątpienia szybciej trafi się z ligi holenderskiej, niż z polskiej Ekstraklasy.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Jakby koronawirusa nie było...
klic
Sebastian Czapliński i Mateusz Klich

Teraz, po rocznym pobycie w niemieckim Kaiserslautern, znowu wylądowałeś w Holandii. Tym razem padło na Twente Enschede.

Zdałem sobie sprawę, że jeżeli chcę wrócić do reprezentacji, muszę regularnie grać w dobrym europejskim klubie. Pobyt w Kaiserslautern skończył się tym, że nie pojechałem na Euro do Francji. Gra w Twente na nowo może otworzyć mi drzwi do kadry. Wiele osób pyta mnie, dlaczego w Holandii radzę sobie tak dobrze a w Niemcach w ogóle mi nie wyszło? Wydaje mi się, że miało na to wpływ wiele czynników. Po pierwsze w Holandii panuje zupełnie inne tempo gry, jak i przygotowanie fizyczne poszczególnych graczy. W Niemczech kluby kupują już „gotowych” piłkarzy, którzy zarabiają duże pieniądze. Zawodnik ma zagrać 30 meczy i zdobyć 20 bramek. Nie ma czasu na rozwój zawodnika. Przychodzisz i musisz grać. Być może to w głównej mierze zadecydowało o moim niepowodzeniu?

Okazuje się jednak, że większość zawodników decydujących się na transfer z Cracovii do zagranicznego klubu ma problem z regularną grą. Deniss Rakels nie gra w Reading, natomiast Bartek Kapustka w Leicester.

Bartek znalazł się w niemal identycznej sytuacji, jak ja w 2011 roku. Jedyną szansą dla niego jest pójście na wypożyczenie i regularna gra w innym klubie. Czy powinien wrócić do Cracovii? Nie wiem. To jego sprawa i nie chcę mu podpowiadać, czy za niego decydować. Sam wie co dla niego dobre, jednak musi zdać sobie sprawę, że tylko regularne występy w klubie pozwolą utrzymać mu wysoką formę.

Wydaje się, że ty znalazłeś już swoje miejsce na ziemi. Przynajmniej na obecną chwilę…

W Holandii żyje mi się naprawdę dobrze. Jest inaczej, niż w Polsce, czy Niemczech. Każdy kraj ma swój specyficzny klimat. Holandia bardzo mi się podoba. Ludzie są mili, życzliwi i pozytywnie nastawieni do życia. Co prawda nie opanowałem jeszcze do perfekcji języka holenderskiego, ale w szatni bez problemu porozumiewam się z kolegami po angielsku, czy niemiecku. Samo Enschede jest miastem większym, niż Tarnów, w którym staram się pojawiać przynajmniej dwa razy w roku. Tęsknota za rodzinnym miastem czasami się pojawia, jednak zdaję sobie sprawę, że kiedyś zapewne tu wrócę, więc przede wszystkim skupiam się na poznawaniu nowych kultur.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Ewa Zajączkowska-Hernik: Bierzemy czynny udział w konflikcie PO-PiS (WIDEO)

Rok 2017 będzie przełomowym w twojej karierze?

Mocno w to wierzę. Mam już 26 lat i chciałbym zacząć osiągać w futbolu znacznie większe sukcesy, niż dotychczas. Nadrzędnym celem jest powrót do reprezentacji. Po cichu liczyłem, że na listopadowe starcie ze Słowenią we Wrocławiu otrzymam powołanie. Niestety, tak się nie stało, ale i tak mnie to nie podłamało. Jestem w stałym kontakcie ze sztabem reprezentacji, więc wiem, czego ode mnie się wymaga i jestem wręcz przekonany, że swoją szansę niedługo dostanę. Konkurencja w kadrze jest duża. Dodatkowo w ostatnim czasie drużyna osiąga naprawdę dobre wyniki. Fajnie byłoby być częścią tego zespołu. Co do klubu, to w Twente zostaję do końca sezonu. Jeżeli w czerwcu pojawią się ciekawe oferty, to z całą pewnością je rozważę. Do Wolfsburga raczej mnie już nie ciągnie. Nie jestem osobą, która na siłę chciałaby komuś coś udowodnić. To nie w moim stylu…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI

Dodaj komentarz