Od lat fascynowali się sztuką cyrkową. Chcąc być bliżej ludzi postanowili wyjść z nią na ulice. Mowa tutaj o trójce młodych tarnowian, którzy od kilku lat pod nazwą „Niezły cyrk” organizują na terenie miasta, ale i również w innych zakątkach kraju pokazy cyrkowe, jednocześnie ucząc innych pasjonatów tego niecodziennego, ale bardzo widowiskowego zajęcia, technik chodzenia na szczudłach, żonglowania różnymi przedmiotami, czy gry na bębnach.

Młodzi artyści mówią wprost – cyrkowcem może zostać każdy. Wystarczy do tego odrobina chęci i samozaparcia. Założycielem „niezłego cyrku” jest Piotr Czarniecki, który w Tarnowie mieszka od 2007 roku i od tego czasu łączy w swojej pracy animację z elementami cyrku. – Wszystko zaczęło się od bębnów. W dzieciństwie podczas festiwalu w moim rodzinnym mieście Olecku pierwszy raz zobaczyłem, usłyszałem i mogłem postukać na tajemniczym bębnie z Afryki. Przez lata spotykając różnych bębniarzy, poznawałem też inne formy aktywności, które stały się potem moimi pasjami. Były to taniec z ogniem, żonglerka, jazda na jednokołowym rowerze. Po przyjeździe do Tarnowa zacząłem łączyć ze sobą te wszystkie aktywności, w wyniku czego powstał „Niezły cyrk”. Praktycznie od razu dołączyła do mnie moja obecna żona, Magda.
Magdalena Czarniecka uważa, że w naszej okolicy grup wykorzystujących elementy cyrku w animacji jest niewiele i zazwyczaj ograniczają zakres swoich działań do domów kultury czy szkół. Przeważnie ludzie kojarzą cyrk z namiotem i dzikimi zwierzętami.- My chcemy dać spokój zwierzętom. Próbujemy pokazać, że sztuczek cyrkowych może nauczyć się każdy. Angażujemy uczestników w wydarzenia i zapraszamy ich do wspólnej, dającej wiele radości zabawy. Nie chcemy by tylko biernie patrzyli. Zamiast tego, sami stają się cyrkowcami. Z naszych usług korzystają firmy, które organizują szkolenia biznesowe dla swoich pracowników, prowadzimy warsztaty dla dzieci i dorosłych, zapraszani jesteśmy na przeróżne festyny, obchody, przyjęcia urodzinowe, komunie czy wesela.
Oprócz Magdy i Piotra grupę tworzy również Paweł Kot. Do „Niezłego cyrku” początkowo trafił tylko na staż. Z czasem stał się jednak pełnoprawnym członkiem grupy, który bierze aktywny udział we wszystkich imprezach. – Jestem chyba idealnym przykładem tego, że cyrkowca można zrobić praktycznie z każdej osoby i to naprawdę stosunkowo szybko – śmieje się. – Pierwsze kroki na szczudłach stawiałem już po paru minutach od ich założenia, a po dwóch tygodniach uczestniczyłem jako szczudlarz w swojej pierwszej imprezie. Oprócz tego żonglujemy przeróżnymi przedmiotami, kręcimy talerzami, tańczymy ze światłem i ogniem, czy jeździmy na monocyklach. Każda akcja, każde warsztaty, wydarzenia, w których mamy przyjemność uczestniczyć, są okazją do realizacji naszych pasji.
Jak zgodnie twierdzą, na swoją pracę nie mogą narzekać. Od marca do października nie ma tygodnia, by nie wystąpili ze swoimi umiejętnościami na jakimś wydarzeniu. Podczas miesięcy, kiedy za oknem jest już zimno lub pada śnieg, prowadzą warsztaty w szkołach, ośrodkach kultury, ale również często zasiadają w swoim gronie i rozmyślają nad nowymi atrakcjami. – Jesteśmy w dużej mierze samoukami. Nie chodziliśmy do szkół cyrkowych, ale uczyliśmy od napotkanych ludzi. Z początku rekwizyty często kupowaliśmy, teraz większość przygotowujemy sami. Występujemy nie tylko w Tarnowie. Zaproszenia przychodzą niemal z całego kraju. Ostatnio byliśmy chociażby w Szczytnie. Od trzech lat bierzemy udział w organizowanym właśnie w tym mieście projekcie „Dawaj na plażę”, podczas którego prowadzimy warsztaty bębniarskie i zabawy cyrkowe. Przez tydzień tworzymy grupę bębniarską, która później prowadzi paradę podczas „Dni i Nocy Szczytna”, trzydniowego święta miasta. Najbardziej widowiskowe ze wszystkich naszych działań jest fireshow, czyli taniec z ogniem. Zdarzyło się, że ktoś z nas schodził ze sceny z lekkimi poparzeniami, jednak nigdy nie doświadczyliśmy groźnych wypadków. Nie da się jednak ukryć, że najczęściej widać nas na szczudłach, z chustą animacyjną w dłoniach lub robiących wielkie bańki mydlane. Obecnie wprowadzimy w życie atrakcję polegającą na… zamykaniu ludzi wewnątrz baniek. Pomysłów jest masa, teraz trzeba je po prostu realizować. Cały czas poszukujemy nowych osób, które chciałyby nawiązać z nami współpracę. Jeżeli ktoś czuje w sobie duszę artysty, czy animatora, to zapraszamy do nas na kawę. Usiądziemy i porozmawiamy na temat naszych pasji. Od takich spotkań zaczęła się nasza przygoda i to one wyznaczają kierunek rozwoju „Niezłego cyrku”. – kończy Magda.
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.