Kazimierz Spieszny z Filipowic w gminie Zakliczyn od wielu lat kolekcjonuje przedwojenne przedmioty. Wśród jego kolekcji znajdziemy lampy naftowe, stare zegary, sprzęt rolniczy, dawny fotel fryzjerski, maszyny do pisania, czy telefony na korbkę. Szczególnie ważne są dla niego samochody i motocykle, od których aż roi się w wybudowanych przydomowych garażach.
Przejażdżka Jaskółką, albo „ogórkiem”
Kolekcjonowanie rozpoczął w 2002 roku. Wszystko zaczęło się od Rometa Komara, który był pierwszym motorem w jego bogatej obecnie kolekcji. – Od zawsze pasjonowała mnie motoryzacja i stare przedmioty codziennego użytku. Do dziś pamiętam dzień, w którym kupiłem Rometa Komara. To on rozpoczął moją przygodę z kolekcjonowaniem, którą dziś spokojnie mogę nazwać prawdziwą pasją. Był to typowy „pedałowiec” ze sprzęgłem odśrodkowym. Wyprodukowano go w 1973 roku – mówi pan Kazimierz. Z czasem zdobywał kolejne przedmioty i przedwojenne pojazdy. Zmuszony był wybudować kilka przydomowych garaży, gdzie mógłby wszystko umieścić. Obecnie jego kolekcja liczy ponad 5 tys. przedmiotów, wśród których znajdziemy blisko 200 motocykli i motorowerów! – Mam u siebie motocykl Triumph z 1936 roku, SHL M04 i M05. Znajdziemy u mnie również Junaki, Jaskółki, czy „Dekawkę” z 1938 roku. Bardzo długo walczyłem o to, aby zdobyć motor Sokół 600. Według mnie jest to najpiękniejszy polski motocykl, którego wyprodukowano zaledwie około 1 500 sztuk. Aby go zdobyć, specjalnie jechałem na Węgry, ale ostatecznie tamtejszy właściciel nie zdecydował się na jego sprzedaż. W końcu udało mi się go kupić. Pojechałem za nim aż w okolice Olsztyna. Motor ma naprawdę dużą wartość kolekcjonerską. Obecnie na rynku jest może z 60 sztuk. Jestem również szczęśliwym posiadaczem Harleya-Davidsona VL, który na specjalne zamówienie rządu Stanów Zjednoczonych brał udział w operacjach wojennych w czasie II wojny światowej.
Oprócz motocykli pan Kazimierz kolekcjonuje również zabytkowe samochody. W jego garażu znajdziemy m.in. dwa małe Fiaty, dużego Fiata, Trabanta z czterosuwowym silnikiem, Moskwicza z 1965 roku, Alfę Romeo z 1978 roku, a także Żuka w wersji pożarniczej z 1973 roku. – Najcenniejszy wśród moich czterokołowych pojazdów jest Jelcz zwany potocznie „ogórkiem”. Sprowadziłem go spod Turka. Był w kompletnej ruinie. Miał do wymiany m.in. całą blachę, silnik, podłogę, tapicerkę, czy siedzenia. Włożyłem mnóstwo pieniędzy w jego odrestaurowanie. Ale było warto! Po trzech latach w końcu udało się go uruchomić. W Polsce jest zaledwie 20 egzemplarzy tego pojazdu, który jest „na chodzie”. Jeżdżę nim do Warszawy na „Noc Muzeów”, gdzie przewożę tamtejszych mieszkańców od jednego muzeum do drugiego. Ubolewam, że podobne tego typu akcje nie odbywają się na terenie naszego powiatu. Spokojnie można byłoby zorganizować wycieczki z Tarnowa do chociażby Dębna. Z miłą chęcią zorganizowałbym przejażdżkę „ogórkiem” tutejszym mieszkańcom.
Strach przed prasowymi ogłoszeniami
Wszystkie zakupione przez siebie pojazdy, które nie nadają się do „wyjazdu w trasę”, pan Kazimierz poddaje gruntownej naprawie, w której pomaga mu przyjaciel Wojciech Pacura. Zdarzały się sytuacje, że składali motocykle, które wcześniej otrzymywali w częściach. Tak było chociażby z SHL M04, którego udało się złożyć od podstaw po trzech tygodniach. Znalezienie wymarzonego modelu również nie należy do najłatwiejszych zadań – Czasami wracam z „łowów” z nowym motocyklem, a bywa, że przyjeżdżam z niczym. Kiedyś dostałem informację od jednego ze sprzedawców z Gorzowa, że ma na zbyciu motor. Pojechałem, a na miejscu okazało się, że zrobił sobie żart. Do domu wracałem z niczym, z wydanymi pieniędzmi na paliwo i ze zmarnowanym całym dniem na podróż. Takie sytuacje też się zdarzają.
Kazimierz Spieszny nie ukrywa, że spotkał na swojej drodze ludzi, którzy chcieli odkupić od niego kolekcję. Nigdy jednak jej nie wyceniał, bo jak sam twierdzi, ceny co chwila ulegają zmianie. Sen z powiek spędzają mu natomiast prasowe ogłoszenia, w których zdarza się, że ktoś poszukuje aktualnie danego typu pojazdu, a ten znajduje się właśnie w jego posiadaniu. – Wiadomo jacy są dziś ludzie. Kradzieże zdarzają się na porządku dziennym, więc nigdy nic nie wiadomo, co komu przyjdzie do łowy. Mam odpowiednie zabezpieczenia, wolę dmuchać na zimne. Nie raz przychodziły do mnie osoby, które chciały kupić coś z mojej kolekcji. Jednak zawsze odmawiam, bo nie jest ona na sprzedaż. Być może zdecydowałbym się wymianę, ale tutaj mam na myśli bardziej stare rzeczy codziennego użytku, aniżeli motory, czy samochody. Mam m.in. mundur amerykańskiego lotnika, który rozbił się samolotem pod Nowym Sączem. Sprzedał mi go znajomy, który miał propozycję, aby oddać go do Muzeum Wojska Polskiego, które także było nim zainteresowane. Znaleźć można u mnie wiele lamp naftowych, starych zegarów, pistoletów, hełmów z czasów II wojny światowej, telewizorów, czy odbiorników radiowych. Nie wszystko jest na sprzedaż, czy wymianę, ale zawsze można negocjować – śmieje się.
Motorem po Europie
Na dowód tego, że większość z jego motocykli jest w świetnym stanie, pan Kazimierz pokazuje flagi, na których widnieją nazwy europejskich miast, do których zawitał jadąc właśnie na swoich maszynach. – Często towarzyszy mi żona. Przeważnie jeździmy motocyklem BMW z 1977 roku, który jest już zabytkiem, dlatego konieczne było założenie żółtych tablic rejestracyjnych. Byliśmy już we Włoszech, Szwajcarii, na Bałkanach, w Rosji, na Ukrainie, czy Norwegii. Udało nam się dotrzeć m.in. na najdalej wysunięty punkt Europy – przylądek Nordkyn, gdzie słońce praktycznie nigdy nie zachodzi. Moim marzeniem jest przejechać się po słynnej Route 66 w Stanach Zjednoczonych. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda.
Obecnie kolekcjoner z Filipowic jest w trakcie budowy ogromnego magazynu, gdzie chciałby już w przyszłym roku przenieść całą swoją kolekcję. – Jest już prawie na ukończeniu. Za niedługo będę starał się powoli wszystko w nim ulokować. Być może z tej okazji w końcu zrobię porządną inwentaryzację i dowiem się ile dokładnie starodawnych przedmiotów udało mi się przez te lata zgromadzić. Nie ukrywam, że chciałbym, aby moja kolekcja była dostępna dla zwiedzających, więc magazyn buduję też z myślą o nich – mówi, dodając przy okazji – Swojej kolekcji nigdy nie traktowałem w sposób materialny. Nie zastanawiałem się ile pieniędzy na nią wydałem, ile będę musiał na nią jeszcze wydać i ile będzie kiedyś warta. Sama budowa magazynu pochłonęła olbrzymie pieniądze. Gdybym zaczął wszystko przeliczać, to moja pasja do zabytkowych motocykli i samochodów nie miałyby sensu. Na pieniądzach świat się nie kończy. Marzenia i dążenie do ich spełnienia są dużo cenniejsze…
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.
Niesamowita kolekcja 🙂 Byłem kiedyś na „Nocy Muzeów” w Warszawie i widzialem ten autobus. nie sądziłem jednak, że kolekcja jest aż tak bogata. podziw 🙂