Któż z nas nie marzy o tym, aby każdy nasz dzień wypełniały dalekie podróże? Pochodząca z Rzepiennika Biskupiego, Iwona Kafel od 10 lat pracuje jako stewardessa w irlandzkich liniach lotniczych Ryanair. Okazuje się, że praca „w chmurach” wiąże się nie tylko z samymi przyjemnościami, ale również sporą dawką stresu i to nie tylko w przypadku ewentualnej awarii samolotu…

Pani Iwona twierdzi, że już od najmłodszych lat marzyła o podróżowaniu po świecie. Kiedy więc natrafiła w Internecie na ogłoszenie dotyczące pracy na stanowisku stewardessy, od razu wypełniła formularz zgłoszeniowy. – To było tuż przed obroną pracy magisterskiej. Studiowałam na krakowskim AGH na kierunku: Ochrona środowiska. Studia dobiegały końca, więc zaczęłam rozglądać się za pracą. Kiedy w Internecie natrafiłam na ogłoszenie dotyczące stanowiska stewardessy pomyślałam, że warto spróbować. Wymagania nie były zbyt duże… Podstawą była oczywiście bardzo dobra znajomość języka angielskiego. Do tego dochodziła umiejętność pływania i… wzrost minimum 162 cm. Warto dodać, że wcale nie chodzi tutaj o względy estetyczne, a względy bezpieczeństwa. W sytuacji awaryjnej na pokładzie samolotu stewardessa musi bez trudu sięgnąć po sprzęt ratunkowy, który umocowany jest na pewnej wysokości. Ostatecznie udało mi się zaliczyć wszystkie testy i mogłam podjąć swoją wymarzoną pracę.
Okazuje się, że jednym z pierwszych zadań pani Iwony po tym, jak podpisała umowę o pracę, było znalezienie zakwaterowania w… Brukseli. Już wówczas zdała sobie sprawę, że podróże nie tylko będą związane z jej pracą, ale także życiem osobistym. – Wiedziałam, na co się piszę. Na całe szczęście nie jestem typem domatora, więc częste zmiany miejsc zamieszkania nie stanowią dla mnie problemu. Przez 10 lat pracy jako stewardessa mieszkałam już w Belgii, Niemczech, Szkocji, a obecnie wraz z moim partnerem mieszkamy w Anglii. To chyba idealny przykład na to, że nie jest to praca dla osób, które nie lubią zmian – mówi pochodząca z Rzepiennika Biskupiego stewardessa, która dodaje, że na samym początku odbywała loty próbne, aby odpowiednio przygotować się do zawodu. – Dosyć istotną sprawą było to, że przeważnie na pokładzie znajdowała się stewardessa pochodząca z Polski, dzięki czemu czułam się bardziej zrelaksowana i pewna siebie. Trzeba pamiętać, że praca stewardessy polega nie tylko na przygotowaniu wózka serwisowego z towarami na sprzedaż. Przede wszystkim naszym zadaniem jest dbanie o bezpieczeństwo pasażerów. Mało kto wie, ale przechodzimy w tym celu kursy pierwszej pomocy, samoobrony, czy ćwiczymy reagowanie w sytuacjach lądowania awaryjnego na specjalnych symulatorach.
Mieszkająca obecnie w Manchesterze pani Iwona nie ukrywa, że jej praca obarczona jest sporym stresem. Pojawia się on nie tylko podczas awarii samolotu, ale również w wielu innych sytuacjach. – Do tej pory tylko raz moja podróż mogła zakończyć się tragicznie. Lecąc z Wrocławia do Edynburga, poczuliśmy zapach palącego się plastiku. Piloci podjęli decyzję o natychmiastowym lądowaniu. Atmosfera panująca w samolocie była bardzo napięta. Musieliśmy uspokajać zdezorientowanych pasażerów. Tuż po wylądowaniu okazało się, że zapach pochodził z przegrzanych przewodów elektrycznych. Należy jednak pamiętać, że awarie samolotów, to nie wszystko, na co jesteśmy narażone. Brałam już udział w sytuacji, kiedy zmuszona byłam rozdzielać dwójkę bijących się pasażerów. Innym razem reanimowałam mężczyznę, który miał atak serca. Z kolei jedna z moich koleżanek ma na swoim koncie lot, podczas którego jeden z pasażerów zmarł. Są to bardzo nieprzyjemne sytuacje, które zostawiają ślad w naszej psychice…
Pani Iwona dodaje również, że wiele dni spędzonych poza domem sprawia, że nawet dobre zarobki nie zawsze zachęcają do podjęcia tego typu pracy. – W liniach lotniczych Ryanair loty są krótkie i nie jesteśmy zmuszone odbywać kilkudniowych podróży. Najczęściej są to loty do Włoch, Hiszpanii, czy Polski. W ciągu tygodnia odbywam około 10 lotów. Pracujemy od 8 do 12 godzin dziennie. Według limitów europejskich nie możemy spędzać w powietrzu więcej niż 900 godzin rocznie. Mam to szczęście, że podczas wigilii, czy Sylwestra zawsze jestem w domu. W te dni nasze loty kończą się zdecydowanie wcześniej, więc mamy możliwość spędzić je w rodzinnym gronie. Niestety nie wszystkie linie lotnicze dają taką możliwość, dlatego nawet pomimo atrakcyjnych zarobków, nie każdy decyduje się na taki krok. Znam stewardessy, które w odbywają zdecydowanie dalsze loty niż ja, przez co nie ma ich w domu przez kilka dni. Życie osobiste mocno wówczas kuleje…
Pomimo wielu minusów, stewardessa z Rzepiennika Biskupiego nie ma wątpliwości, że jej praca niesie za sobą zdecydowanie więcej pozytywów, a możliwość darmowego zwiedzania świata jest jednym z najważniejszych. – Codziennie jestem w różnych miejscach na świecie. Gdybym wykonywała inny zawód, na pewno nie miałabym na to czasu oraz prawdopodobnie nie byłoby mnie na to stać. Oczywiście nie da się ukryć, że takie podróże bywają męczące. Cztery starty i lądowania w ciągu dnia, zmiany ciśnienia, opuchnięte nogi… Tego nie da się uniknąć. Ważne jest jednak to, że praca jest naprawdę przyjemna i daje sporą satysfakcję. Możemy spędzić czas w towarzystwie kulturalnych i uśmiechniętych pasażerów pochodzących z różnych kontynentów. To zupełnie inna praca niż siedzenie 8 godzin przed komputerem w biurze. Dodatkowym atutem są również zniżki na bilety lotnicze. Podczas urlopu możemy podróżować po całym świecie za stosunkowo niewielkie pieniądze – mówi pani Iwona, która dodaje, że coraz częściej można pracować w tym zawodzie aż do emerytury. – Czasy, kiedy zatrudniano wyłącznie młode i atrakcyjne panie, odchodzą w zapomnienie. Wśród stewardess znajdziemy więc nie tylko atrakcyjne 25-letnie blondynki, ale również ponad 50-letnie kobiety, które z racji swojego doświadczenia są niezastąpione. Uważam więc, że jest to praca dla każdego, włącznie z mężczyznami, bo liczba stewardów również rośnie w błyskawicznym tempie…
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.