Karol Gut – autostopem do Pekinu

Podróż z Tuchowa do stolicy Chin autostopem? Na taką przygodę zdecydował się tuchowianin Karol Gut. Ostatecznie podróż zajęła mu nieco ponad miesiąc. W tym czasie poznał ponad 100 kierowców, przemierzając z nimi łącznie ponad 11 tys. km. Karol już planuje kolejne tego typu eskapady i nie wyklucza, że w przyszłym roku autostopem uda się w podróż do Ameryki Południowej.

Karol Gut

Pomysł o tym, aby udać się w podróż autostopem do Pekinu, zrodził się w głowie tuchowianina już dwa lata temu. Początkowo nikomu nie mówił o swoich planach, a już przede wszystkim swoim rodzicom, aby nie musieli się martwić. – Nigdy wcześniej nie podróżowałem w ten sposób. Zdarzyło mi się, że podczas pobytu w Norwegii ktoś podwoził mnie samochodem, ale nigdy nie miałem z tym styczności, aż na taką skalę. Początkowo moim miejscem docelowym miała być Mongolia. Od wielu lat fascynowałem się tamtejszą kulturą. Oglądałem masę filmów i czytałem mnóstwo książek na ten temat. W końcu postanowiłem, że warto byłoby przyjrzeć się jej z bliska. Sprawdziłem, czy byłaby opcja dostać się tam autostopem. Wiadomo, że wiązało się to ze zdecydowanie mniejszymi kosztami, niż w przypadku lotu samolotem, a dodatkowo mogłem liczyć na fajną przygodę. Rodzice dowiedzieli się o zaplanowanej przeze mnie podróży praktycznie tuż przed wyjazdem. Mieli spore obawy, ale w końcu udało mi się ich przekonać do swojego pomysłu.

23- latek swoją podróż rozpoczął 8 lipca. W Krakowie złapał pierwszego stopa. Przejazd przez Polskę, Litwę i Łotwę zajął mu trzy dni. Na granicy łotewsko-rosyjskiej czekając na kolejny transport, spędził pięć godzin. To najdłuższy czas oczekiwania na podwózkę w jego ponad miesięcznej wyprawie. – Mimo wszystko bardzo efektywnie wykorzystałem ten czas, ponieważ… nauczyłem się czytać cyrylicę. Nie będę oszukiwał, że nie czułem wówczas lekkiego stresu. Pewne obawy były, a to dlatego, że bałem się, iż na terenie Rosji ważność straci moja wiza. Każdy dzień, każda godzina była na wagę złota. Ostatecznie udało mi się złapać stopa aż do Moskwy. Podwiózł mnie doktor biologii, który bada niesporczaki. Cieszyłem się podwójnie, bo okazało się, że rozmawia po angielsku, co w Rosji zdarza się naprawdę rzadko. Z racji tego, że nie znam języka rosyjskiego, większość rozmów z kierowcami byłym zmuszony przeprowadzać na migi, korzystając ze słownika lub mówiąc po polsku. Nasze języki są na tyle podobne, że można było w wielu kwestiach się dogadać.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Łukasz Słomski - kajak i Bug

1300 km to najdłuższa odległość, jaką Karol pokonał z jednym z kierowców tira. W samochodzie spędzili dwa dni. Tuchowianin nie ma wątpliwości, że stereotypy mówiące o tym, że Rosjanie nie lubią Polaków, nie mają w ogóle odzwierciedlenia w rzeczywistości. – Spędziłem z tymi ludźmi mnóstwo czasu. Nigdy nie odczułem od nich niechęci, czy braku życzliwości. Traktowali mnie jak swojego. Z kierowcą tira, z którym spędziłem w trasie dwa dni, w nocy piliśmy piwo i rozmawialiśmy na wiele różnych tematów. Kiedy nie nocowałem w namiocie na polach kempingowych, zawsze mogłem liczyć na pomoc kierowców samochodów ciężarowych, którzy kilka razy przenocowali mnie w swoich pojazdach.

Karol w czasie podróży pieniądze wydawał tylko na jedzenie. W czasie przejazdu przez Rosję zwiedził m.in. Plac Czerwony w Moskwie, Kreml, moskiewskie metro, Czelabińsk, Nowosybirsk, Krasnojarsk, Irkuck, z bliska podziwiał jezioro Bajkał, a w Ułan Ude zobaczył mierzącą ponad 7 metrów i ważącą 42 tony, największą na świecie głowę Lenina. Kiedy przekraczał granicę Rosji z Mongolią, czuł dreszczyk emocji. – Krajobraz w jednej chwili zmienił się diametralnie. Z bogatego kraju, trafiamy w klimaty, gdzie na własnej skórze można poczuć biedę. Poza Ułan Bator, czyli stolicą Mongolii, mamy do czynienia z osobami, które prowadzą koczowniczy tryb życia. Z bliska zobaczyłem, jak wygląda życie przeciętnej mongolskiej rodziny. Pewnego razu, jadąc samochodem z jedną z mongolskich par, nagle zboczyli oni z głównej trasy i znaleźliśmy się na mongolskich stepach. Nie za bardzo wiedziałem, o co chodzi, zwłaszcza że kierowca co chwila zatrzymywał pojazd przy kolejnych jurtach, czyli namiotach pokrytych skórami i pytał ludzi o trasę. W końcu dotarliśmy na miejsce, a moim oczom ukazał się rytuał… przyrządzania baraniny. Mongołowie słyną z gościnności. Do jurt innych rodzin wchodzą bez skrępowania, bo wiedzą, że nikt nigdy nie będzie miał im tego za złe. Poczęstowano mnie mięsem z barana. Nie mogłem odmówić, ponieważ w ich kulturze wiąże się to z wielkim nietaktem.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Dariusz Chwistek - Kolekcjoner "małpek"

Do tego, aby z Mongolii udać się do Pekinu, zmusiła go… sytuacja. Okazało się, że lot samolotem z Ułan Bator do Polski jest zdecydowanie droższy niż ze stolicy Chin. W Chinach spędził tylko kilka dni, jednak one również zapadną mu głęboko w pamięci. – Byłem tam swego rodzaju… atrakcją turystyczną. Chińczycy, widząc człowieka, który zupełnie różni się od nich wyglądem, byli zszokowani. Niektórzy robili sobie ze mną zdjęcia, a bywało też tak, że w restauracjach za darmo serwowano mi obiady. W czasie pobytu w Chinach udało mi się zwiedzić m.in. Wielki Mur Chiński, Chińskie Muzeum Narodowe, czy wioskę olimpijską ze stadionem „Ptasie Gniazdo”. Pod koniec sierpnia wróciłem do Polski. To był bez wątpienia najwspanialszy miesiąc w moim życiu – twierdzi tuchowianin, który dodaje, że już planuje kolejne podróże. – Cała wyprawa kosztowała mnie grosze. Nigdy nie odbyłbym takiej podróży, gdybym musiał udać się tam samolotem i nocować w hotelach. Po prostu nie byłoby mnie na to stać. Na pewno powtórzę taki wypad w przyszłości. Nie wykluczone, że zrobię to już podczas kolejnych wakacji. Po głowie chodzi mi Ameryka Południowa. Na razie moi znajomi nie zgłaszali się jeszcze do mnie, abym zabrał ich w taką podróż, jednak jeżeli ktoś byłby zainteresowany, to na pewno nie odmówię. Autostopem podróżować może każdy. Wystarczy do tego odrobina chęci i odwagi. Świat skrywa wiele tajemnic, a żeby je poznać, wystarczy jedynie stanąć przy drodze i wyciągnąć kciuk…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz