Przychodzi rodzic do szkoły…

Wizyta rodzica w szkole praktycznie zawsze kojarzy nam się negatywnie. Ojcowie i matki uczniów wzywani są przez dyrektorów lub nauczycieli przede wszystkim z powodu złego zachowania, złych ocen lub wagarowania ich dziecka. Wiele rozmów pomiędzy rodzicami a przedstawicielami szkoły przebiega w dobrej atmosferze, ale zdarzają się przypadki, kiedy dochodzi do ostrej wymiany zdań, zwłaszcza że roszczeniowych i rozkapryszonych rodziców uczniów nie brakuje.

Pytani przez nas uczniowie tarnowskich szkół nie kryją, że wezwanie rodzica do szkoły, to dla nich spore przeżycie. Wielu z nich uważa, że rozmowy wychowawcze w domu, często skutkują.

Matki bardziej skuteczne

Kilka lat temu Instytut Badań Edukacyjnych przeprowadził badanie, z którego wynikało, że tylko dla 5 proc. rodziców z całej Polski dobrą szkołę cechuje współpraca z rodzicami. Co ciekawe, z innego badania tym razem przeprowadzonego przez Centrum Metodycznego Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej w Warszawie wynikało, że na 223 respondentów zaledwie 41 było usatysfakcjonowanych współpracą na linii szkoła-rodzice, a 178 osób oceniło ją słabo i źle.

Spotkania rodzica z nauczycielem lub dyrektorem od wielu lat owiane są złą sławą. Przeważnie wezwanie opiekuna ucznia do szkoły związane było z jego złym zachowaniem lub słabymi ocenami. Rzadko kiedy rodzic udawał się do palcówki, aby wysłuchać pochwał na temat swojego dziecka.

– Teraz jest trochę inaczej i tych pozytywnych spotkań z punktu widzenia ucznia jest więcej, niż bywało to dawniej. Zdarza się, że wzywamy rodzica, aby pochwalić jego dziecko za osiągane wyniki w nauce, czy dobre zachowanie – mówi Mariusz Zając, dyrektor SP 24 w Tarnowie. – Muszę jednak zaznaczyć, że w tym roku szkolnym nie miałem jeszcze przypadku, abym wzywał do siebie rodziców jakiegoś ucznia. Zresztą takich spotkań jest coraz mniej. Duża w tym zasługa m.in. dziennika elektronicznego. Korzystanie z niego umożliwia rodzicom szybką i wygodną komunikację ze szkołą, łatwy wgląd w bieżące dane dotyczące dziecka, aktywne wspieranie dzieci w codziennej edukacji, czy przygotowanie się do rozmowy z nauczycielami. Z racji tego, że wielu rodziców z niego korzysta, spotkania w „cztery oczy” nie są już koniecznością. Jeżeli już dochodzi do takich spotkań, staramy się, aby panowała na nich miła atmosfera. Oczywiście każdy z nas jest inny. Mamy inne charaktery, inaczej okazujemy emocje… Najważniejsze to podczas takich rozmów uświadomić rodzica, że spotykamy się z nim po to, aby rozwiązać problem, a nie jeszcze bardziej go pogłębiać. Wielu rodziców to rozumie i dzięki podjętej z nami współpracy 90 proc. przypadków kończy się tym, że uczniowie wracają na dobrą ścieżkę.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Problem przyszłorocznych pierwszoklasistów

W podobnym tonie wypowiada się Leszek Marek, dyrektor SP 3 w Tarnowie, który dodaje, że jeżeli dochodzi już do spotkania z rodzicami, to najczęściej odbywają się one bez udziału ucznia. – W takich rozmowach poruszane są kwestie, które niekoniecznie muszą trafić bezpośrednio do dziecka. Dopiero w domu, rodzice przekazują synowi, czy córce najważniejsze wnioski wyciągnięte ze spotkania. Trudno powiedzieć, czy częściej na spotkania przychodzą ojcowie, czy matki. Być może rzeczywiście pań jest więcej, ale to… dobra informacja. Można bowiem zauważyć, że matki są bardziej skuteczne, jeżeli chodzi o wyprowadzenie dziecka na prostą. Ojcowie, mimo że są bardziej surowi, na wiele spraw przymykają oko.

Rozkapryszeni i roszczeniowi rodzice

Zupełnie inne zdanie na temat spotkań z rodzicami ma nauczycielka jednej ze szkół podstawowych w Tarnowie, która chce pozostać anonimowa. Kobieta pracuje w oświacie już od ponad 20 lat i jak twierdzi, dzisiejsi rodzice kompletnie różnią się od tych, z którymi spotykała się kilkanaście lat temu. – Mówi się, że dzisiejsza młodzież potrafi zrobić w szkole prawdziwe piekło. Uważam, że nie inaczej jest z częścią rodziców podczas naszych spotkań. Tak naprawdę rodziców wzywa się do szkoły już w ostateczności, kiedy nauczyciel jest bezsilny wobec zachowania danego ucznia. Niestety wielu dzisiejszych rodziców jest nie tylko rozkapryszonych, ale i roszczeniowych. Nie widzą świata poza swoim dzieckiem i wierzą w każde jego słowo. Nie mają żadnych skrupułów, aby napisać skargę na nauczyciela do dyrekcji szkoły lub bezpośrednio do kuratorium, wcześniej z nami nawet nie rozmawiając. Niestety, ale uczniowie widząc takie zachowanie swoich rodziców, stwierdzają, że tak naprawdę wszystko im wolno, bo nie poniosą żadnych konsekwencji. Do dziś pamiętam sytuację, kiedy po bardzo burzliwej rozmowie z tatą jednego z uczniów, na następny dzień usłyszałam na szkolnym korytarzu, jak chłopak chwalił się swoim kolegom, że jego ojciec „zbeształ” nauczycielkę i ma się nią nie przejmować i dalej robić swoje. Trudno spodziewać się, że dając taki przykład dzieciom, później wyrosną z nich porządni ludzie…

WARTO PRZECZYTAĆ:   Łapanów: Dlaczego nie uchwalono budżetu?

Magdalena Siedlik, dyrektorka Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Technicznych im. Jana Szczepanika w Tarnowie mówi, że to, jak dziecko wychowywane jest w domu, zawsze ma przełożenie na jego życie szkolne. – Rodzice muszą pamiętać o pewnej regule – szkoła uczy, a dom wychowuje. Nie można żądać od pracowników szkoły, aby to oni wychowywali nasze dziecko. Jeżeli rodzice interesują się swoim dzieckiem, wspierają je, poświęcają mu czas, to szansa na to, że pojawią się w szkole na rozmowie z dyrektorem, czy nauczycielem są praktycznie zerowe. Inaczej ma się sprawa z uczniami, którzy nie mają wsparcia i zainteresowania ze strony swoich rodziców. W takich przypadkach spotkań z rodzicami jest więcej i wówczas wspólnie zastanawiamy się nad tym, jak pomóc uczniowi. Wielu rodziców jest chętnych podjęcia współpracy, jednak są i tacy, którzy uważają, że nic złego się nie dzieje, a problemy z dzieckiem nadal występują…

Straszak”, czy dobra metoda?

Pytani przez nas uczniowie tarnowskich szkół nie kryją, że wezwanie rodzica do szkoły, to dla nich spore przeżycie. Wielu z nich uważa, że rozmowy wychowawcze w domu, często skutkują. – Oczywiście zawsze stresuję się, przed powrotem mamy, czy taty do domu po takim spotkaniu. Nigdy nie wiem, czego się spodziewać. Zdarza się, że nakładają mi jakieś kary, które przestaną obowiązywać w momencie, kiedy poprawię swoje oceny. Na pewno spotkanie rodzica z nauczycielem, czy dyrektorem nie jest dla niego niczym przyjemnym, ale takie spotkanie nie jest również przyjemne dla samego ucznia. Najgorzej jest w sytuacji, kiedy rodzic zgadza się z argumentami przedstawionymi przez dyrektora. Wówczas mamy do czynienia ze swego rodzaju nagonką na własną osobę. Dopiero w momencie, kiedy widać naszą poprawę, nauczyciele i rodzice zaczynają odpuszczać… – mówi jeden z uczniów.

WARTO PRZECZYTAĆ:   W Zakliczynie czekają na muzeum

Jolanta Morawska, psycholog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Tarnowie mówi, że trudno określić, czy rozmowy rodziców z pracownikami szkoły działają na uczniów mobilizująco, czy wręcz przeciwnie. – Nie da się tego stwierdzić w tak łatwy sposób. Nie określałabym również tego typu spotkań, jako tzw. straszak na ucznia. Rodzice powinni być poinformowani o każdym problemie swojego dziecka, a wezwanie rodzica do szkoły jest jedynie jedną z form poinformowania go o tym, co złego dzieje się z jego pociechą. Być może niektórzy nauczyciele wykorzystują spotkania z rodzicami, do zastraszania uczniów, jednak nie ma na to wystarczających dowodów, aby tak sądzić – tłumaczy Jolanta Morawska i dodaje, że najważniejsze jest zorganizowanie jak najbardziej wszechstronnej pomocy dla uczniów, z którymi występują problemy. – Sami oferujemy warsztaty dla uczniów, socjoterapię, spotkania indywidualne, czy psychoterapię. Jeżeli ze wskazań psychologa lub pedagoga szkolnego, któraś z tych form jest odpowiednia dla ucznia, to ją realizujemy. Spotkania z rodzicem są dobrym sposobem, jeżeli mamy do czynienia z incydentem, czyli sytuacją, która prawdopodobnie nie będzie powtarzać się w przyszłości. Wówczas rozmowa wychowawcza z dzieckiem w zupełności wystarczy. Gorzej, jeżeli problem narasta. Wówczas pomocy należy szukać poza szkołą, chociażby w poradniach, czy u specjalistów.

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl

*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *