Relaksują się tańcząc na… rurze

Kiedy w maju 2014 roku otwierano pierwszą w Tarnowie szkołę tańca na rurze, największym problemem właścicielek było przekonanie lokalnej społeczności, że „pole dance”, to nie erotyka, a akrobatyka. Po dwóch latach działalności, w szkole High Heels mieszczącej się przy ulicy Krakowskiej codziennie ćwiczy blisko 40 tarnowianek, a wśród kursantów coraz częściej można znaleźć również mężczyzn.

Taniec na rurze High Heels1
High Heels i ich taniec na rurze

„Pole dance”, czyli taniec na rurze jeszcze nie tak dawno kojarzony był jedynie z klubami nocnymi i striptizem. Dziś jest nieco inaczej, a najlepszym tego przykładem są toczące się rozmowy w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim, aby „pole dance” stał się dyscypliną olimpijską! Tego typu zamiary nie dziwią Justyny Powroźnik, właścicielki jedynej w Tarnowie szkoły tańca na rurze High Heels, która od blisko dwóch lat funkcjonuje przy ulicy Krakowskiej. – Ludzie słysząc o tańcu na rurze wyobrażają sobie kluby nocne i roznegliżowaną „panienkę” tańczącą w rytm muzyki. Na całe szczęście tego typu skojarzeń jest już coraz mniej i dziś „pole dance” jest manifestem silnych kobiet, przełamujących stereotypy, a przede wszystkim chcących w aktywny i ciekawy sposób spędzić swój wolny czas.

Pani Justyna nie ukrywa, że początki nie należały do najłatwiejszych i przekonać tarnowianki do takiej formy aktywności fizycznej wcale nie było łatwo. – Najpierw zgłaszały się do nas pojedyncze osoby. Trzeba było w jakiś sposób zachęcić je, aby nie rezygnowały z ćwiczeń już na starcie. Mieliśmy nawet sytuację, że podczas jednych z zajęć, na sali pojawił się mężczyzna, który zażądał… piwa. Myślał, że znalazł się w klubie Go Go, a skąpo ubrane panie za chwilę będą prezentować przed nim swoje wdzięki. Musieliśmy go grzecznie wyprosić i wytłumaczyć, że pomylił lokale…

Dziś w tarnowskiej szkole na zajęcia uczęszcza blisko 40 kursantów. Przeważają kobiety, ale na sali treningowej można znaleźć również mężczyzn! Nad wszystkim czuwa Svitlana Ginalska instruktorka, która od ponad 10 lat zawodowo zajmuje się tańcem na rurze – Swego czasu przeglądałam Internet i natrafiłam na „pole dance”. Bardzo mnie zainteresował. Postanowiłam zamontować w swoim domu rurę i samodzielnie uczyć się podstawowych figur z Internetu. Następnie ukończyłam kurs instruktora. Dodatkowo uzyskałam dyplom choreografa. Przez wiele lat prowadziłam zajęcia z fitness i stretchingu, jednak dopiero „pole dance” dał mi pełną satysfakcję. Przez pięć lat byłam instruktorką w jednej z krakowskich szkół. Od dwóch lat prowadzę zajęcia w Tarnowie. Biorą w nich udział osoby od 16 do 50 lat. W większości są to kobiety, wśród których znajdują się uczennice, nauczycielki, kosmetyczki, czy księgowe. Coraz częściej na zajęciach pojawiają się też panowie. Co prawda można policzyć ich na palcach jednej ręki, ponieważ mężczyznom taniec na rurze kojarzy się raczej z kobiecym zajęciem, jednak należy zwrócić uwagę na fakt, iż tego typu ćwiczenia przeznaczone są zarówno dla pań, jak i panów. „Pole dance” korzystnie wpływa na rzeźbę ciała, pomaga w walce z cellulitem oraz wzmacnia ramiona. Płaski i wyrzeźbiony brzuch jest kolejnym pozytywnym efektem.

WARTO PRZECZYTAĆ:   I czym tu dojechać?

Standardowy trening trwa godzinę i składa się z rozgrzewki, przećwiczenia poszczególnych figur oraz końcowego rozciągnięcia wszystkich partii mięśni. Początki wiążą się z wejściem na rurę i wykonania pozycji zwanej „strażakiem”. Dopiero od prawidłowego jej wykonania można pracować nad kolejnymi układami i figurami. – Pierwsze treningi nie należą do najłatwiejszych, jednak jeżeli przetrwa się najgorsze, to później leci już z górki. Zdarza się, że kursantki opuszczają salę mocno poobijane, ale jak najbardziej szczęśliwe z wykonanej przez siebie pracy. Swego czasu jedna z nich opowiadała nam, że będąc w knajpie podeszła do niej pewna kobieta, która zwróciła uwagę na liczne siniaki, które miała na nogach. Nachyliła się do jej ucha i powiedziała – „Dziewczyno, zostaw go. On nie jest ciebie warty…” – śmieje się właścicielka szkoły.

12985581_1109566275772134_540392172919754803_n
Dziewczyny z High Heels i sympatyczny pan redaktor 😉

Aby dojść do perfekcji, treningom należy poświęcić całe lata ćwiczeń. Znanych jest ponad 2500 figur, które można wykonać. Według Svitlany Ginalskiej podczas systematycznych treningów, w przeciągu roku można nauczyć się „zaledwie” 50 układów. – To dlatego „pole dance” ma przewagę nad fitnessem, ponieważ z każdym kolejnym treningiem nie dość, że ćwiczymy, to jeszcze uczymy się nowych rzeczy. Wyznacznikiem dobrego poziomu jest wykonanie tzw. „flagi”, czyli figury polegającej na utrzymaniu ciała w pozycji prostopadłej do metalowej rury. Jedna z naszych kursantek, która ćwiczy w naszej szkole od dwóch lat, jest bardzo blisko prawidłowego wykonania tego układu. Czas, jaki na to poświęciła pokazuje, jak wiele wysiłku należy włożyć w treningi, aby dojść do perfekcji.

W High Heels twierdzą, że trenować „pole dance” może każdy, niezależnie od tego, czy jest szczupły, otyły, niski, czy wysoki. Dodatkowo zajęcia nie są też droższe od standardowych ćwiczeń w klubie fitness, czy na siłowni. – Ceny karnetów wahają się od 100 do 180 zł. Koszt godzinnego treningu wynosi 30 zł. Dodatkowo pierwsze zajęcia zawsze są bezpłatne. Na liczbę klientów nie narzekamy. Okazało się, że tarnowianki potrzebowały innej formy aktywności, niż zwykły fitness. Niektóre zakochały się w tańcu na rurze do tego stopnia, że postanowiły zamontować rury w swoich domach. Najczęściej są to sypialnie i w ten sposób wraz ze swoimi partnerami dzielą swoją pasję – śmieje się pani Justyna i dodaje – Swego czasu występowaliśmy z grupą w jednym z tarnowskich lokali. Nie wykluczamy, że za jakiś czas znowu pokażemy swoje umiejętności przed mieszkańcami Tarnowa. W 2012 po raz pierwszy zorganizowano w tej dyscyplinie mistrzostwa Polski. Kto wie? Być może właśnie w Tarnowie narodzi się talent, który w przyszłości będzie zdobywał medale nie tylko na krajowym podwórku, ale również na Olimpiadzie?

WARTO PRZECZYTAĆ:   W Lubczy walczą o ulice...

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz