Mieszkańcy odwiedzający Plac Targowy Chyszów są zbulwersowani stanem nawierzchni na ul. Giełdowej. Około 200-metrowy odcinek niemal w całości pokryty jest dziurami i oderwanymi kawałkami asfaltu. Okazuje się jednak, że akurat ta trasa nie należy do miasta, a za jej utrzymanie odpowiadają właściciele działek, wzdłuż których przebiega. Czy droga, która jest jedną z najgorszych w centrum miasta, ma jakiekolwiek szanse na remont?
Mieszkańcy naszego miasta nie mają wątpliwości – wybierając się na Kapłanówkę trasą od ul. Wyszyńskiego, a następnie skręcając w ul. Giełdową, ryzykujemy uszkodzeniem pojazdu. Około 200-metrowy odcinek jest w fatalnym stanie. Trasa pokryta jest mnóstwem dziur, a co chwilę możemy napotkać resztki oderwanego asfaltu.
– Niedawno wybrałem się tą trasą na giełdę owocowo-warzywną. Już po przejechaniu 20 metrów odpadł mi kołpak. Od razu zawróciłem. Ten odcinek albo powinien całkowicie zostać wyłączony z ruchu, albo też miasto powinno go wyremontować. Przecież to wstyd dla Tarnowa! W piątki oraz w niedziele, kiedy na Kapłanówce odbywają się targi, pojawia się tutaj mnóstwo osób z różnych stron powiatu, a nawet województwa. Ulica Giełdowa na pewno nie jest dobrą wizytówką i reklamą nie tylko targu, ale przede wszystkim naszego miasta – mówi jeden z mieszkańców.
Problemem trasy jest jednak to, że nie należy ona do miasta. Danuta Kleszcz, przewodnicząca rady osiedla Chyszów mówi, że droga wiele lat temu należała do Małopolskiego Rynku Hurtowego, który z czasem zaczął wyprzedawać swój majątek, a poszczególne działki wraz z częścią trasy trafiały w ręce nowych właścicieli. – Ta sprawa ciągnie się już ponad 16 lat. Na początku nikogo to nie bulwersowało, bo niewiele osób wybierało się na giełdę owocowo-warzywną. Niestety od momentu otwarcia placu targowego sytuacja jest fatalna. Zaczęło jeździć nią więcej samochodów, więc pojawiło się również więcej dziur. Uważam, że obowiązkiem władz miasta, które zdecydowały o otwarciu placu targowego, było również zapewnienie odpowiedniego dojazdu. Oczywiście kierowcy mają możliwość dojechać na Kapłanówkę od strony ul. Mościckiego, jednak przede wszystkim w niedzielę jest ona zakorkowana. Część osób wiedząc, że jest dodatkowy dojazd od strony ul. Wyszyńskiego, decyduje się wybrać tamtejszą trasę, jednak kiedy widzą, w jakim jest stanie, ponownie zawracają – mówi Danuta Kleszcz i dodaje, że gdyby władze miasta Tarnowa rzeczywiście miały chęć na rozwiązanie sprawy, już dawno byłaby ona zamknięta. – Pisaliśmy do miasta pisma. Jeżeli trasy nie można wykupić, to zawsze można ją wywłaszczyć, gdyby okazało się, że współwłaściciele o nią nie dbają, a jest ona konieczna, aby dojechać do placu targowego. Pojawia się rzeczoznawca, wycenia działki po cenach rynkowych, a miasto ma swoich geodetów i radców prawnych, którzy by się tym zajęli… Wystarczy odrobina chęci i sprawę można szybko załatwić.
Co ciekawe w podobnym tonie wypowiada się dyrektor Targowisk Miejskich, Jacek Chrobak, który uważa, że ul. Giełdowa jest sporym problemem dla Kapłanówki. – Oczywiście przepisy mówią jasno, że miasto nie może wyłożyć na jej remont nawet złotówki, jeżeli nie jest jej właścicielem, ale trzeba otwarcie mówić o tym, że trasa jest w fatalnym stanie i ktoś w końcu może wyrządzić sobie na niej krzywdę. Niedawno współwłaściciele drogi sfinansowali jej remont i sami zalali dziury. Niestety przy pierwszych opadach deszczu oraz pojawieniu się samochodów ciężarowych, trasa znowu wygląda jak po bombardowaniu. Bez wątpienia jest to uciążliwe dla klientów naszego placu. Jedynym ratunkiem dla drogi jest przejęcie jej przez miasto.
Henryk Dankowiakowski, dyrektor Małopolskiej Izby Rolniczej, która ma swój oddział na ulicy Giełdowej i jest jednym ze współwłaścicieli trasy, twierdzi, że jest nawet skłonny oddać miastu swoje udziały za darmo, aby tylko sprawa znalazła szczęśliwy finał. – W ubiegłym roku byliśmy inicjatorami modernizacji tej drogi. Wyłożyliśmy na ten cel 3,5 tys. zł. Uważam jednak, że miasto w końcu powinno przejąć tę trasę. Doraźne remonty nic nie dadzą. Poza tym już jakiś czas temu sugerowałem, że być może dobrym posunięciem byłoby, abyśmy razem z innymi współwłaścicielami dokonali jej… zamknięcia. Nie mamy zamiaru odpowiadać z powództwa cywilnego za ewentualne wypadki. W każdej chwili ktoś może spać z roweru, złamać rękę i to my będziemy pociągani do odpowiedzialności, a przecież trasa, pomimo tego, że nie należy do miasta, traktowana jest, jakby była drogą publiczną.
W Urzędzie Miasta Tarnowa twierdzą, że jakiś czas temu chciano uregulować prawnie stan drogi i odkupić pas z ulicą, jednak zbyt duża liczba właścicieli trasy spowodowała, że każdy z nich ma różne oczekiwania finansowe i ostatecznie nie udało się osiągnąć porozumienia. – Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Nie otrzymaliśmy również żadnej oferty zakupu działek. O tym, czy będziemy starać się o przejęcie drogi, zadecydują plany inwestycyjne miasta – mówi Marek Idzkiewicz, dyrektor Wydziału Geodezji i Nieruchomości w tarnowskim magistracie.
Z kolei Artur Michałek, dyrektor Zarządu Dróg i Komunikacji w Tarnowie nie ma wątpliwości, że jeżeli trasa zostanie przekazana do dyspozycji ZDiK, dojdzie do jej remontu. – Obecnie nie możemy podejmować żadnych działań naprawczych, remontowych, czy inwestycyjnych. Obrazowo sytuacja 200-metrowego odcinka wygląda tak, że ktoś na własnej posesji otwiera ogrodzenie, tworzy asfaltową drogę, a następnie zaczynają jeździć po niej przypadkowe samochody. Mamy w tej sprawie związane ręce i jedyne co w tej chwili możemy zrobić, to prosić współwłaścicieli trasy o utrzymywanie jej w jak najlepszym stanie.
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.