Wybudować dom, spłodzić syna i… stworzyć drzewo

Tarnowianie coraz częściej decydują się na zdobycie wiedzy o swoich przodkach. Szukają na własną rękę, albo za pośrednictwem wyspecjalizowanych firm. Nie odstrasza ich nawet fakt, że często w rodzinnej przeszłości nie ma wzmianek o rodach szlacheckich, a chłopskiej rodzinie, która ledwo wiązała koniec z końcem.

lupa-na-encyklopedii
By Julo fot. Wikimedia Commons

Ciekawość, czyli pierwszy stopień do… przodków
Coraz popularniejsze stają się portale internetowe ułatwiające szukanie przodków, które dodatkowo pomagają w tworzeniu drzew genealogicznych. Na brak klientów nie narzekają również genealodzy, którzy zajmują się tym na co dzień. – Wiele osób chce poznać swoich przodków ze zwykłej, ludzkiej ciekawości – mówi Ireneusz Miraś, założyciel firmy Genopolis zajmującej się tworzeniem drzew genealogicznych. – Bodźcem do poznania historii swojego rodu jest również śmierć kogoś bliskiego z rodziny lub opowieść na temat przodków przy rodzinnym stole, a następnie chęć jej udokumentowania. Przeważnie z takim zleceniem zgłaszają się do mnie osoby starsze, ale zauważyłem, że od jakiegoś czasu ten temat mocno interesuje także osoby młode.

Krzysztof Gawron od 30 lat tworzy drzewo genealogiczne swojej rodziny. Dziś uważa, że była to jedna z najlepszych decyzji w jego życiu. – Mój dziadek od zawsze powtarzał mi, że rodzina jest w życiu najważniejsza. Kiedy miałem 10 lat, to w szkole tworzyliśmy drzewo genealogiczne swojej najbliższej rodziny. Tak bardzo mi się to spodobało, że postanowiłem bardziej zagłębić się w temat. Ciekawość przeobraziła się w pasję. W ciągu 30 lat poszukiwań, udało mi się dotrzeć do przodka żyjącego w 1730 roku. O wcześniej żyjące pokolenia może być już ciężko, ponieważ nie wszystkie dokumenty zostały zachowane. Dziś zdecydowanie łatwiej jest szukać korzeni swojej rodziny. Jest wiele serwisów internetowych, które w tym pomagają. Ja musiałem radzić sobie na własną rękę, ale nie żałuję czasu spędzonego nad tworzeniem drzewa mojej rodziny. To niesamowita frajda i kawał historii. Jego zdanie podziela Zofia Grabarz, która dzięki stworzeniu drzewa genealogicznego, zorganizowała spotkanie całej swojej rodziny – tej bliższej i dalszej. – Na spotkaniu zjawiło się ponad 60 osób. Z niektórymi widziałam się po raz pierwszy w życiu! Spotkanie przyniosło za sobą kolejne historie, pod których kątem można było szukać jeszcze wcześniejszych naszych przodków.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Wygrana na boisku nie dała awansu...

Długie szukanie, to drogie szukanie
Szukanie nie zawsze jest łatwe, bo często znamy tylko dziadków, a już nazwiska pradziadków są dla nas obce. Dlatego też, poszukiwanie rodzinnych korzeni wymaga wytrwałości, cierpliwości, a czasem i znajomości języków obcych. Wszystko uzależnione jest od dostępności źródeł. Wiedzę czerpie się przede wszystkim z ksiąg metrykalnych, czyli urzędowych ksiąg odnotowujących fakt wystawienia dokumentu i dokonania czynności publicznoprawnej, które zakładane są dla potrzeb własnych przez administrację państwową lub kościelną. Wiele informacji na temat przodków znajdziemy również w księgach notarialnych, a także źródłach kartograficznych. Dostęp do nich jest stosunkowo łatwy, ponieważ wszystkie archiwa państwowe są dostępne dla obywateli. – Z racji tego, że zajmuję się tym zawodowo wiem, gdzie można coś znaleźć, czy kogo o daną kwestię zapytać. Tarnów jest takim miastem, gdzie wiele źródeł się zachowało i znalezienie przodków danej osoby, nie jest zbyt skomplikowaną sprawą – mówi Miraś, który nie ukrywa, że poszukiwanie przodków, o ile nie odbywa się na własną rękę, nie jest tanie. Zdarza się, że badania genologiczne trwają długie lata i bywają kosztowne. Godzina poszukiwań pracowników archiwów, to koszt od 50 do 80 złotych, bez gwarancji powodzenia. Do tego dochodzi koszt pozyskania jednego dokumentu wahający się od 20 do 70 złotych. Badania kosztują nawet 5 tysięcy złotych. Za zbudowanie pełnego drzewa genealogicznego płaci się od 10 do 15 tys. zł. – Cena uzależniona jest od tego, jak dużo czasu spędza się nad szukaniem korzeni danego rodu oraz, jak dużą liczbą źródeł dysponuję. Dodatkowo w cenę wchodzą także koszty dojazdu. Jedni chcą znać przodków, tylko z obecnego swojego nazwiska, inni zaś pełną rodzinę ze szczegółami, czym konkretne osoby zajmowały się na co dzień.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Historia w trocinach

Miał być szlachcic, jest chłop
Zaledwie 8 proc. w przedrozbiorowej Rzeczpospolitej stanowiła szlachta. Szanse na to, aby nasi przodkowie wywodzili się z rodziny szlacheckiej nie są zbyt duże. Właściciel Genopolis stwierdza jednak, że nie zdarzyło mu się jeszcze, aby klient był niezadowolony z jego poszukiwań, mimo iż ostatecznie okazywało się, że nie pochodzi z rodziny szlacheckiej. Zaznacza jednak, że są przypadki osób, które za wszelką cenę chciały udowodnić, że w ich żyłach płynie błękitna krew. Kiedy okazuje się, że ich przodek zamiast sprawować władzę, od rana do wieczora pracował w pocie czoła na kawałek chleba, są lekko zbulwersowani. Rodziny pochodzenia szlacheckiego, mają również inny plus, jakim jest dokładniejsze „zagłębienie się” w ich drzewo genealogiczne. – W przypadku rodzin chłopskich, czyli większości naszego społeczeństwa, przy sporym szczęściu, jesteśmy w stanie dotrzeć do przodków żyjących w XVI wieku. Przeważnie jednak poszukiwania kończą się na XVIII wieku. Jeżeli zaś mamy styczność z rodziną pochodzenia szlacheckiego, jesteśmy w stanie dotrzeć do przodków z XIII wieku. Wynika to z faktu, że dane dla rodzin chłopskich pochodzą tylko i wyłącznie z ksiąg metrykalnych, czy wiejskich. Korzeni rodzin szlacheckich możemy szukać dodatkowo w księgach rzymskich, greckich, metrykach koronnych, albo herbarzach, czyli dziełach opisujących herby wraz z ich rysunkami.

Ireneusz Miraś uważa jednak, że radość z poznania historii własnej rodziny na dalszy plan spycha informację, czy wywodzimy się z rodów szlacheckich, czy chłopskich. – Uważam, że tworzenie drzew genealogicznych będzie cieszyło się coraz większym zainteresowaniem nie tylko w Tarnowie, ale i całej Polsce. W Stanach Zjednoczonych, jest to już drugie pod względem popularności hobby, zaraz po posiadaniu własnego ogródka. Spodziewam się, że u nas, już w niedalekiej przyszłości może być podobnie. A każda historia rodziny, czy to szlacheckiej, czy chłopskiej skrywa niesamowite tajemnice – kończy Miraś.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Tuchów: Zrywają partnerstwo przez uchwałę "antyLGBT+"

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz