Diana Dembicka-Mączka, żona burmistrza Radłowa, Zbigniewa Mączki, na co dzień pracuje jako stomatolog, a od 24 lutego, czyli od momentu napadu Rosji na Ukrainę organizuje pomoc dla obywateli tamtejszego kraju, organizując m.in. wyjazdy humanitarne. Pomimo obaw o swoje zdrowie i życie, zapewnia, że nie zamierza rezygnować z dalszego wspierania Ukraińców.
Diana Dembicka-Mączka urodziła się we Lwowie, jednak jej ojciec jest Polakiem. Sama z kolei uznaje się w połowie za Polkę i w połowie za Ukrainkę. Kiedy 24 lutego nad ranem obudziły ją wiadomości przesłane przez jej znajomych z Ukrainy dotyczące ataku ze strony Rosji, niemal natychmiast podjęła decyzję, że musi pomóc swoim rodakom. – Poinformowałam swojego męża, że będę pomagać Ukraińcom, organizując i uczestnicząc w wyjazdach humanitarnych. W pierwszej kolejności pomagałam obywatelom Ukrainy przedostać się do Polski. Zwołałam również konwój lekarzy, ortopedów, pediatrów, czy kardiologów, którzy udali się ze mną do tamtejszego kraju i oferowali pomoc medyczną potrzebującym. Ewakuowaliśmy ponad 860 dzieci ze wschodu i południa Ukrainy do obwodu lwowskiego i Lwowa. Obecnie skupiamy się na pomocy Ukraińcom z obwodu charkowskiego. Zajmujemy się także domami spokojnej starości, m.in. z Doniecka. W krótkim czasie udało nam się stworzyć grupę ludzi, którzy niosą pomoc Ukrainie – tłumaczy pani Diana.
Aby działać na jeszcze większą skalę, żona burmistrza Radłowa założyła fundację „Moc przyszłości”. Na terenie szkoły w gminie Radłów zorganizowano magazyn, w którym gromadzone są najróżniejsze artykuły, które następnie dostarczane są na Ukrainę. – Konwój z darami organizujemy co dwa tygodnie. W paczkach znajdują się przede wszystkim artykuły spożywcze o długim terminie ważności, ale nie brakuje także ubrań, produktów do higieny intymnej oraz lekarstw, ponieważ dostęp do nich na wschodzie Ukrainy jest bardzo ograniczony. Wspieramy także żołnierzy ukraińskich i przekazujemy im batony energetyczne, czy suszone owoce. W konwoju, w którym wyjeżdżamy na Ukrainę, zawsze znajduje się 6 osób – pięciu kierowców i ja. Przeważnie w ukraińskich miastach spędzamy weekend. Zdarzało się, że nad naszymi głowami latały rakiety. Do dziś pamiętam jeden z naszych wyjazdów, kiedy zamknęliśmy się w schronie, a kilkaset metrów od nas wybuchły dwie rakiety. Wydawało nam się, że to będzie nasz ostatni wyjazd, jednak chęć pomocy naszym sąsiadom ze wschodu jest silniejsza od strachu. Nie poddaliśmy się i nadal pomagamy – mówi Diana Dembicka-Mączka.
Zdarzają się pytania od postronnych osób, czy pani Diana oraz jej przyjaciele nie są zmęczeni nieustającą pomocą. Żona burmistrza Radłowa nie ukrywa, że nie tylko są zmęczeni, ale są wręcz… wykończeni psychicznie i fizycznie. – Pomimo tego, jestem pewna, że nigdy się nie poddamy i nawet koniec wojny nie będzie oznaczać końca naszej pracy i pomocy na Ukrainie. Ogromna radość dzieci na widok wjeżdżającego konwoju na dziedziniec sierocińca w obwodzie lwowskim, który stał się już ich symbolem lepszego jutra, jest dla nas bezcenna i dodaje skrzydeł. Warunki w niektórych sierocińcach są przerażające, dlatego również próbujemy choć trochę je odnowić, aby te biedne dzieci, które i tak już są bardzo skrzywdzone przez los, mogły żyć w dobrych warunkach. Niebawem będziemy organizować na ten cel specjalną zbiórkę. W pomoc włączają się także prywatni przedsiębiorcy. Jestem także ogromnie wdzięczna mieszkańcom gminy Radłów, którzy od samego początku wojny, bardzo mocno zaangażowali się w pomoc. Wystarczy dodać, że byliśmy pierwszą gminą w powiecie tarnowskim, która przyjęła do siebie uchodźców i to nie taką małą liczbę, ponieważ ostatecznie trafiło do nas 160 osób – mówi pani Diana dodając, że także władze gminy wyciągnęły pomocną dłoń sąsiadom ze wschodu, przekazując na Ukrainę samochód strażacki marki Steyer. – Pojazd służył druhom Ochotniczej Straży Pożarnej w Biskupicach Radłowskich i został przekazany strażakom, którzy pełnią działania w obwodzie odeskim. Tamtejsi strażacy każdego dnia narażają swoje życie, działając na ostrzeliwanych przez Rosję terenach. Warto dodać, że druhowie z Biskupic Radłowskich przekazali swoim kolegom z Ukrainy dodatkowo: pompę szlamową, armaturę wodną, hełmy bojowe oraz środki ochrony indywidualnej. Z kolei sam pojazd po brzegi został załadowany żywnością, którą zebrali mieszkańcy gminy Radłów.
Diana Dembicka-Mączka nie ukrywa, że chciałaby, aby wojna na Ukrainie dobiegła już końca, tym bardziej, że rosyjscy żołnierze nie mają żadnych skrupułów, aby zabijać dzieci, czy kobiety. – Dla mnie to zwykłe ludobójstwo. Chciałabym, aby ten koszmar już się skończył. Założona przeze mnie fundacja będzie działać również po zakończeniu konfliktu. Ukrainę trzeba będzie wspomagać jeszcze przez wiele lat, aby odbudować ten kraj. Koniec wojny nie będzie oznaczać końca naszej pracy. Poza tym w fundacji chcemy skupić się także na pomocy dzieciom poszkodowanym w wypadkach drogowych, czy ofiarom przemocy w rodzinie na terenie Polski. Nieustannie chcemy dzielić się dobrem!
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.