Jakub Ochnio – 18 dni w kajaku dla chorej dziewczynki

Żołnierz Wojsk Obrony Terytorialnej, Jakub Ochnio wraz ze swoim kolegą Mariuszem Odziomkiem, żołnierzem 16. batalionu powietrznodesantowego pokonali 1500 km kajakiem w 18 dni. W ten sposób chcieli pomóc dwuletniej Emily, która urodziła się bez palców jednej rączki, z dysplazją bioder oraz niezrośniętą szparą międzykomorową serca.

Jakub Ochnio i Mariusz Odziomek

Jakub Ochnio jest żołnierzem Wojsk Obrony Terytorialnej. To właśnie dzięki sprawowanej funkcji wraz ze swoim kolegą Mariuszem Odziomkiem, który jest zawodowym żołnierzem, poznali Damiana Adamskiego, spadochroniarza z 16. Batalionu Powietrznodesantowego, którego niespełna dwuletnia córka urodziła się bez palców jednej ręki, z dysplazją bioder oraz niezrośniętą szparą międzykomorową serca. Operacja przywrócenia funkcji chwytu w dłoni polegająca na przeszczepie jest niestety tak droga, że rodzice dziewczynki nie są w stanie pokryć jej z własnych funduszów. Dodatkowo wszelkiego rodzaju badania, rehabilitacja, ćwiczenia, zabiegi, konsultacje oraz leki są trudno dostępne i kosztowne. Rodzice Emily utworzyli zbiórkę w internecie, poprzez którą proszą ludzi dobrej woli o wsparcie. Jakub Ochnio również postanowił wesprzeć zbiórkę pieniędzy i w tym celu wraz z Mariuszem Odziomkiem za główny cel obrali sobie przepłyniecie kajakiem 1500 km z południowego-wschodu Polski na jej północny-zachód.

– Wszystko działo się błyskawicznie. Przygotowania do wyprawy tak naprawdę zajęły nam… 5 godzin. Poszliśmy do sklepu, kupiliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyliśmy w wyprawę – mówi Jakub Ochnio. – Dla mnie był to dopiero drugi spływ kajakiem i to po 9-letniej przerwie! Dla mojego partnera była to pierwsza w życiu taka wyprawa. Nie mieliśmy jednak większych obaw. Wiedzieliśmy, że robimy to w szczytnym celu. Wybór trasy zawdzięczamy Piotrowi Durakowi – poecie i podróżnikowi, który przed nami pokonał podobny odcinek. Co ciekawe, wcześniej zrobił to słynny podróżnik, Aleksander Doba, tyle tylko, że w jego przypadku trasa była krótsza o ponad 200 km. Szlak, który obraliśmy, liczył niemal 1500 km i przebiegał przez 7 rzek. Wyprawę rozpoczęliśmy od odcinka zamykającego Torfowiska Tarnawa, znajdującego się w tzw. Bieszczadzkim Worku.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Dawid Rzymek - Po medale na motocyklu

Podczas swojej wyprawy Jakub Ochnio wraz z Mariuszem Odziomkiem spłynęli San, Wisłę, Brdę, Kanał Bydgoski, Noteć, Wartę, Odrę docierając aż do rzeki Dziwnej, która ma swoje ujście w Morzu Bałtyckim. Cała podróż zajęła im 18 dni. Codziennie spędzali w kajaku niespełna 14 godzin. – Wypływaliśmy około godz. 6., a kończyliśmy po godz. 19. Całą wyprawę relacjonowaliśmy na Facebooku. Początkowo naszym marzeniem było, aby każdy pokonany przez nas odcinek sponsorowała konkretna firma i w ramach tego wpłacała odpowiednią sumę na konto Emily. Z uwagi na krótki czas organizacji całego przedsięwzięcia nie mieliśmy zbyt wielkich szans na realizację wyprawy w takiej formie. Postawiliśmy na wpłaty od obserwatorów, którzy każdego dnia wspierali zbiórkę. Ostatecznie udało nam się zebrać w ten sposób co najmniej 11 tys. zł – tłumaczy Jakub i dodaje, że w trakcie wyprawy nie brakowało przeszkód, którym musieli stawiać czoła. – Już na samym początku zaliczyliśmy wywrotkę kajaka. Kosztowało nas to sporo wysiłku. Do tego w niektóre dni mieliśmy problem z wiejącym w twarz wiatrem. Zamiast płynąć 9 km/h, przy takich warunkach pokonywaliśmy zaledwie 1,5 km/h. Dochodziło nawet do takich sytuacji, jak chociażby na rzece Dziwnej, kiedy jeden z nas przestawał wiosłować, a kajak zaczynał… płynąć do tyłu. Problemem była także rzęsa na Kanale Bydgoskim. Usłyszeliśmy nawet, że kajakiem nie uda nam się pokonać tego odcinka, jednak ostatecznie przy ogromnym wysiłku, daliśmy radę.

Kajakarze każdego dnia średnio pokonywali około 100 km. Ogromnym wsparciem dla dwójki śmiałków były spotkania ze znajomymi lub przypadkowymi ludźmi, którzy co jakiś czas pojawiali się na trasie. Zdarzało się, że ktoś przygotowywał dla nich ciepły posiłek lub pomagał w przenoszeniu kajaka. M.in. w przystani Binduga Keja poznali bosmana, który zaoferował im schronienie i talerz pysznej grochówki. Nie brakowało sytuacji, kiedy rozbijali w lesie namiot, a w tym czasie ktoś ich odwiedzał i wspierał dobrym słowem.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Małgorzata Mękal: Spopielarnia nie zaszkodzi mieszkańcom

Tarnowianin mówi, że podróż nie wzbudzała większego niepokoju wśród jego rodziny i przyjaciół. – Obaj mamy umiejętności wyciągnięte z MON-u czy działań prywatnych. Nie jest dla nas problemem trzytygodniowy pobyt w lesie, bez dostępu do cywilizacji, więc nie potrzebowaliśmy specjalnych przygotowań. Rodzina tylko raz naprawdę bała się o moje zdrowie i życie. Było to w okresie, kiedy byłem korespondentem wojennym, przed pierwszym wyjazdem na linię frontu z aparatem. W każdej innej sytuacji mają, jak sądzę, pełne zaufanie do moich decyzji – mówi Jakub Ochnio, który dodaje, że na zakończonej właśnie wyprawie pomoc dla Emily się nie kończy. – Postanowiliśmy wraz z Mariuszem wystawić na licytację spływ kajakowy w naszym towarzystwie na południu Polski. Kto zdecyduje się wpłacić największą kwotę, ten może wybrać rzekę, na której spędzimy wspólnie czas. Mam również własne marzenie związane z kajakami. Chciałbym zimą pokonać 400-500 km odcinek. Pływanie w zimie jest na pewno zupełnie innym doświadczeniem. Mam nadzieję, że uda się je spełnić jeszcze w tym roku.

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl

*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.