Uwaga! Chwalę minister edukacji! Naprawdę! Szykują się poważne zmiany w systemie oświaty. Barbara Nowacka, minister edukacji narodowej, która była gościem programu „Tłit” w Wirtualnej Polsce, ogłosiła, że wkrótce likwidacji ulegną prace domowe dla polskich uczniów. Ma się to stać od początku kwietnia, kiedy takie rozporządzenie ma wejść w życie. Na początku będzie obowiązywało jedynie szkoły podstawowe, ale w przyszłości ma dotyczyć również szkół średnich.
Być może moja opinia będzie niepopularna, ale moim zdaniem… zadawanie prac domowych uczniom przez nauczyciela, świadczy o jego słabości i nieumiejętności przekazania wiedzy na lekcjach. Uczniowie mają wystarczającą ilość przedmiotów, aby uczyć się ich z lekcji na lekcje. Dodatkowe prace domowe to po prostu barbarzyństwo.
Wiem, że zaraz mogą pojawić się głosy typu „Ale jak to? Przecież to chory pomysł! Za chwilę dzieci będą głupie! Staniemy się wytwórnią leni!”. Ok… Wyobraźmy sobie zatem sytuację, że dziecko otrzymuje pracę domową od każdego nauczyciela, z którym miało danego dnia lekcje. Załóżmy, że miało: polski, angielski, matematykę, chemię, fizykę i biologię. W domu na następny dzień musi odrobić zadanie z matematyki i polskiego, bo ma je na następny dzień, a do tego już czekają je przedmioty takie jak: geografia, historia, niemiecki, WOS – oczywiście z tych przedmiotów dziecko też miało zadania domowe. Każdego dnia kończy zajęcia o godzinie 15, tak naprawdę siedzi w domu nad książkami do późnych godzin wieczornych.
To jest nauka? Być może dla kogoś tak… Dla mnie jest to zabieranie dzieciom i młodzieży okresu dorastania, czegoś najpiękniejszego, czego nigdy nie będą już doświadczać w swoim życiu. Nauczyciele płaczą w mediach, że siedzą nad przygotowaniem do kolejnych zajęć po nocach i nikt im za to nie płaci. Ojejku… Ale nie mają problemu z tym, aby w podobny sposób obładować dodatkowymi zadaniami domowymi uczniów. Gratuluję logiki.
Pamiętam czas, kiedy ja chodziłem do szkoły… W szkole średniej bywały dni w tygodniu, gdzie lekcje zaczynałem o 8:00 (wyjeżdżałem autobusem o 7:00), zajęcia kończyłem o… 17:00! (naprawdę miałem dzień tygodnia, podczas którego miałem… 11 lekcji!), zostawałem godzinę w szkole (w tym czasie odrabiałem część zadań domowych), bo o 18:00 miałem trening siatkówki (3 razy w tygodniu) i w domu meldowałem się przed godz. 21:00. Odrabianie zadań i nauka na następny dzień sprawiała, że szedłem spać przed 24.
Być może młody organizm jest w stanie tyle znieść, pytanie jednak czy na pewno warto aż tak się poświęcać? Dziś z perspektywy czasu uważam, że dzieciństwo i dorastanie to najpiękniejszy okres naszego życia, podczas którego jak najwięcej czasu powinniśmy poświęcać na pogłębianie relacji z najbliższymi, a także spędzanie czasu na wolnym powietrzu w gronie znajomych.
Tego czasu nikt nam już nigdy nie wróci. Szkoła, jak sama nazwa wskazuje, mówi o tym, że szkolić i uczyć się powinniśmy właśnie w tym budynku. Dom to nasza oaza spokoju i wytchnienia. Tak powinno wyglądać to w normalnym życiu…