Bartłomiej Ogiela – Pasja bez ograniczeń

31-letni Bartłomiej Ogiela z Tuchowa urodził się z porażaniem splotu barkowego, które doprowadziło do niedowładu jego prawej ręki. Pomimo tych ograniczeń Bartek nie załamał się i od wielu lat realizuje się w sporcie, m.in. w kolarstwie i piłce nożnej. Mieszkaniec Tuchowa nie wyklucza, że w przyszłości będzie dzielił się swoją historią z dziećmi, które nie wierzą w osiągnięcie życiowego sukcesu.

Bartłomiej Ogiela

Pasja do dwóch kółek
Porażenie splotu barkowego podczas porodu to uraz mechaniczny. Do uszkodzenia ciała noworodka dochodzi wskutek problemów z wydobyciem barków w trakcie trwania porodu. Z taką dysfunkcją na świat przyszedł Bartłomiej Ogiela, który od najmłodszych lat wszystkie prace wykonywał za pomocą lewej ręki. – Moja prawa ręka jest niemal w całości sparaliżowana. Wszystkie czynności wykonuję przy użyciu lewej dłoni. Kiedy byłem dzieckiem, wielu rówieśników pytało mnie, co mi się stało. Zdarzały się jakieś obraźliwe, czy też prześmiewcze komentarze pod moim kątem, jednak starałem się nie zwracać na nie uwagi. Nie ukrywam jednak, że przez moją niepełnosprawność czułem się nieco gorszy od swoich kolegów i koleżanek. Nie miałem jednak zamiaru się nad sobą użalać i postanowiłem żyć, jak całkowicie zdrowy człowiek – mówi Bartłomiej Ogiela.

Początkowo Bartek zaczął interesować się kolarstwem. W 2008 roku wybrał się na pierwszą dłuższą podróż rowerem. Padło na Krynicę. To wówczas zakochał się w dwóch kółkach. – Moi rodzice przez to, że mieli mnóstwo obowiązków, niezbyt dużo podróżowali, a mnie pociągało poznawanie nowych miejsc. Pomyślałem, że mógłbym to robić, jeżdżąc właśnie na rowerze. Pierwszej dalekiej wyprawy nie wspominam zbyt dobrze. Tuż przed dotarciem do Krynicy zaczęły… łapać mnie skurcze nóg. Ostatecznie postanowiłem znaleźć tam nocleg, wypocząć i wrócić do domu na następny dzień – śmieje się Bartek, który z czasem zaczął brać udział w zawodach kolarskich dla pełnosprawnych oraz niepełnosprawnych kolarzy. – Moimi pierwszymi zawodami był Tour de Pologne dla amatorów w 2011 roku. Zaraz po tych zawodach postanowiłem kupić profesjonalny rower. Później dowiedziałem się, że są także organizowane Mistrzostwa Polski dla niepełnosprawnych kolarzy. Postanowiłem wziąć w nich udział. Ostatecznie udało mi się sięgnąć po srebrny medal! Na swoim koncie mam także srebrne medale mistrzostw kraju niepełnosprawnych w kryterium ulicznym i w wyścigu ze startu wspólnego. Jednym z moich większych sukcesów jest także trzecie miejsce w 24-godzinnym maratonie w Radlinie na dystansie 600 km! Dobre występy zaowocowały tym, że w mojej głowie pojawił się pomysł, aby spróbować swoich sił w kwalifikacjach paraolimpijskich. Niestety zbyt wysokie koszty udziału w takich zawodach i brak sponsora sprawiły, że ostatecznie skończyło się tylko na marzeniach…

WARTO PRZECZYTAĆ:   Wyprawki szkolne odbiły się na kieszeniach rodziców uczniów
Bartłomiej Ogiela

Bartek pytany o to, czy sparaliżowana prawa ręka znacznie utrudnia mu prowadzenie roweru tłumaczy, że największy problem pojawia się podczas zjazdów. – Swój rower przerobiłem w taki sposób, że tylni hamulec znajduje się po lewej stronie kierownicy. Niestety zjeżdżając z góry tracę zdecydowanie więcej czasu niż rywale, ponieważ mając tylko jedną sprawną dłoń, jestem w stanie panować tylko nad tylnym hamulcem. Często podczas zawodów zwracam na siebie uwagę innych zawodników również podczas zmiany przerzutek. Jak wiadomo zmienia się je po prawej stronie kierownicy, więc ja, aby to zrobić, zmieniam je lewą ręką. Pomimo tego, że obecnie nie jeżdżę na rowerze tak dużo, jak dawniej, to miłość do dwóch kółek pozostała. Prowadzę m.in. serwis rowerowy, gdzie naprawiam zepsute pojazdy.

Piłka nożna bez zahamowań
Obecnie częściej niż na rowerze, Bartka można spotkać na zielonej murawie. Tuchowianin od wielu lat jest zapalonym piłkarzem. Pomimo swojej niepełnosprawności rywalizuje jak równy z równym z pełnosprawnymi przeciwnikami. – Wiele wskazuje na to, że jestem jedynym piłkarzem w naszym regionie, który zmagając się z niepełnosprawnością, rywalizuje z pełnosprawnymi zawodnikami. W piłkę gram od dziecka. Najpierw byłem juniorem Tuchovii Tuchów. To w tym klubie spędziłem najwięcej czasu. Oczywiście nie brakowało głosów, że mając problem z ręką, nie dam sobie rady w grze w piłkę na takim poziomie. Chciałem jednak za wszelką cenę udowodnić wszystkim, że się mylą. Chyba mi się to udało, bo na swoim koncie mam występy w rozgrywkach 4. ligi. To już poziom, którym można się pochwalić – tłumaczy Bartek, który od ubiegłego roku reprezentuje barwy KS Rzepiennik Strzyżewski, z którym wywalczył pierwszy, historyczny awans do rozgrywek ligi okręgowej. – Moja przygoda z klubem z Rzepiennika Strzyżewskiego rozpoczęła się dość niefortunnie. W pierwszym meczu sparingowym przed rozpoczęciem sezonu upadłem na swoją niepełnosprawną rękę i doznałem… złamania obojczyka! Nigdy wcześniej nie doznałem takiej kontuzji. Lekarze przeprowadzili dokładne badania, czy przypadkiem nie uszkodziłem dodatkowo nerwów w mojej chorej ręce. Na szczęście obyło się bez zbędnych komplikacji. Zostałem jednak wyłączony z gry przez blisko 2 miesiące. Nie miałem jednak wątpliwości, ani też większych lęków, aby wrócić na boisko. Nie czuję się gorszy od innych i za każdym razem chcę udowadniać, że moja ręka nie jest przeszkodą do odnoszenia sukcesów, również rywalizując z pełnosprawnymi sportowcami – mówi 31-latek, który w poprzednim sezonie dla klubu z Rzepiennika strzelił 12 bramek. – Będąc na murawie, dochodzą do mnie rozmowy kibiców na trybunach, którzy komentują wygląd mojej ręki. Nie przeszkadza mi to. Wręcz przeciwnie… Stanowi to dla mnie jeszcze większą mobilizację do pokazania swoich umiejętności. Często spotykam się z bardzo dobrym odbiorem wśród kibiców, czy też zawodników drużyny, przeciw której gram. Czuję to, że wiele osób podziwia mnie za upór i charakter. Jeżeli mogę być dla kogoś wzorem i inspiracją, że nie ma w życiu rzeczy niemożliwych, to tym bardziej się z tego cieszę.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Nawet w czasach kryzysu nie szanujemy jedzenia...

Trener lub motywator
Tuchowianin nie ukrywa, że w piłkę nożną planuje grać jeszcze przez 4-5 lat. Później nie zamierza jednak rezygnować z uprawiania sportu. – Biorę pod uwagę dwa rozwiązania. Pierwszym z nich jest powrót do kolarstwa. Rowery wciąż mocno mnie pociągają. Druga opcja to zostanie trenerem piłki nożnej. W najbliższym czasie zamierzam zapisać się na kurs dla przyszłych szkoleniowców. Dobrze byłoby na stare lata zostać przy piłce – śmieje się Bartek, który nie wyklucza, iż mógłby również brać udział w spotkaniach motywacyjnych, na których opowiadałby ludziom swoją historię i przekonywałby ich, że poprzez ciężką pracę i wiarę w siebie można w życiu wiele osiągnąć. – Na pewno miałbym sporo do opowiedzenia. W swoim życiu przeżyłem wiele wzlotów i upadków, ale nigdy się nie poddawałem. Nie tyle udowodniłem innym, co udowodniłem przede wszystkim sobie, że się da! Nasze ograniczenia są przede wszystkim w głowie, a nie w ciele. Zdarza się, że słyszę od kogoś „z twoją ręką nie dasz rady tego zrobić”. Ja na przekór wszystkim chcę za każdym razem udowodnić, że mogę przeskoczyć kolejną barierę. Bo o pokonywanie kolejnych barier przede wszystkim chodzi w naszym życiu…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl

*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.