Jak Aneta Brudkiewicz- Paździora ma kota na punkcie… kotów

Mieszkająca w Wierzchosławicach, Aneta Brudkiewicz- Paździora od 10 lat prowadzi hodowlę kotów Norweskich Leśnych (NFO). Swojej pasji oddaje się bez reszty. Jedyną nagrodą za trud włożony w hodowlę są wyróżnienia, jakie otrzymują jej czworonogi na międzynarodowych polskich i europejskich wystawach, bo jak sama mówi hodowla kotów to pasja, a nie sposób na biznes.

SONY DSC
Aneta Brudkiewicz- Paździora i jej koty

W domu Pani Anety od zawsze znajdowały się zwierzęta. Najwięcej było psów, ale nigdy nie brakowało również chomików, myszy, żółwi, czy papug. – Jestem miłośniczką zwierząt – mówi z uśmiechem na twarzy, po czym wyjaśnia skąd wzięła się jej pasja do kotów – W 2003 roku pod naszymi drzwiami znaleźliśmy małą, wychudzoną, białą kotkę. Przygarnęliśmy ją do siebie i stała się dla nas swego rodzaju nauczycielem i przewodnikiem po kocim świecie. To na niej uczyliśmy się prawidłowej opieki nad tymi zwierzętami. Jakiś czas później w domu pani Anety pojawiła się kotka syberyjska, jednak to do rasy kotów Norweskich Leśnych mieszkanka Wierzchosławic zapałała największą miłością. – W 2006 roku przeglądając Internet natrafiłam na koty Norweskie Leśne. Urzekły mnie swoją urodą, posturą oraz elegancją. Moim pierwszym „Norwegiem” był EC Chili Demon Lasu*Pl z krakowskiej hodowli Anety Łopaty. Kocur o cudownym charakterze i pięknym rudym futrze. Bardzo otwarty i przyjacielski. Jest najbardziej utytułowanym kotem w całej mojej hodowli. Posiada tytuł Europa Champion (EC), czyli najwyższy z możliwych. Obecnie EC zmienił nazwę na SC czyli Supreme Champion, gdyż dużo wystaw odbywa się już poza Europą.

Rok po kupnie pierwszego norweskiego kota, pani Aneta zdecydowała się założyć hodowlę tej rasy kotów. Partnerki dla swojego kocura znalazła aż w Holandii i Szwecji, skąd przywiozła dwie kotki szylkretowe. – Od tamtego czasu zaczęłam zajmować się tym profesjonalnie. Zapisałam się do Krakowskiego Klubu Felinologicznego, który jest klubem zrzeszonym w FPL Felis Polonii (Polska Federacja Felinologiczna) będącej członkiem międzynarodowej FIFe. Przez okres 10 lat miałam 11 miotów, z których wychowałam łącznie 44 koty. Kocięta po ukończeniu 12 tygodnia życia są gotowe do opuszczenia hodowli. Są wtedy trzy razy odrobaczone, dwa razy zaszczepione i posiadają pod skórą chip.
Właścicielka hodowli „White Kota*Pl”, bo taką nazwę nosi jej hodowla nie ukrywa, iż nie jest to tania pasja. Utrzymanie kota, wykarmienie, zakup odpowiednich odżywek, udział w wystawach, za które należy wcześniej zapłacić, wyrobienie rodowodu, czy krycie poza hodowlą sporo kosztują. – Sprzedając kociaki do nowych domów, staramy się znaleźć im jak najlepsze lokum, przygotowujemy wyprawki, staramy się utrzymywać kontakt i pomagać nowym właścicielom. Miło jest, kiedy odzywają się i przysyłają zdjęcia swoich pupili, a my możemy obserwować, jak kociak wyrósł i zmienił się w pięknego dorosłego „Norwega”. Staramy się również uświadamiać nowych właścicieli jaką karmę powinni podawać kociakowi, kiedy szczepić i jak postępować z nowym domownikiem. Takie przyjacielskie relacje najbardziej cieszą, kiedy hodowca wie, że wybrał dobry dom dla kociaka. Ale hodowla to nie tylko blaski, ale również i cienie. Najgorzej, kiedy kot zachoruje i pomimo leczenia i poświęceń ze strony weterynarzy odchodzi. W swojej hodowli miałam niestety dwa takie przypadki, gdzie pomimo wielu wizyt u weterynarzy i specjalistycznych zabiegów, nie udało się uratować kota.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Pomagali przez lata, a teraz sami potrzebują pomocy. Trudna sytuacja DPS w Karwodrzy

Mieszkanka Wierzchosławic do dziś pamięta swój pierwszy udział w wystawie kotów. Pomimo debiutanckiej tremy, jej kot wrócił z pierwszym wyróżnieniem, co dodatkowo utwierdziło ją w przekonaniu, że założenie hodowli było dobrym pomysłem. – Do tego typu imprez należy wcześniej dobrze przygotować swojego pupila. Podstawą jest odpowiednie przygotowanie jego futra. Najlepiej tydzień przed wystawą go wykąpać, wyczesać albo zastosować tzw. suchą kąpiel poprzez pudrowanie odpowiednimi kosmetykami. Dodatkowo należy obciąć mu pazurki. Pracy jest sporo również dlatego, że koty Norweskie Leśne są naprawdę duże i mają futro dwuwarstwowe: pod spodem podszerstek, a na wierzchu długie włosy ościste. Kotki potrafią osiągać wagę 5-6 kg, a kocury nawet 10 kg. Rasa ta charakteryzuje się również pięknym puszystym ogonem, prostym profilem, trójkątną głową i pięknymi skośnymi oczami, a nawet tufkami na końcach uszu – co upodabnia je do dzikich kotów jak np. rysie . Zauważyć można również u „Norwegów” długą kryzę wokół szyi i „portki” na tylnych nogach. W końcu koty Norweskie Leśne to koty półdługowłose! Oprócz samego pokazu, trzeba skupić również uwagę na osobach, które w międzyczasie oglądają twoje koty. Słyszałam o przypadku, kiedy jedno z dzieci włożyło rękę do klatki ze zwierzęciem, pociągnęło go za ogon, co skończyło się jego złamaniem.

Obecnie pani Aneta posiada w swojej hodowli dwa kocury i pięć kotek. Każde ze zwierząt może pochwalić się jakimś sukcesem. Są koty z tytułami Europa Champion, International Champion i Championy. – Aby wziąć udział w wystawie, najpierw należy wpłacić wpisowe, które oscyluje w granicach 150 zł. Na wystawy głównie jeździmy, żeby poznać opinie sędziów o naszych kotach i uzyskać certyfikaty. Jeżeli nasz kot okaże się najlepszy i uzyska wyróżnienie w postaci najlepszy w kolorze czyli BIV, to już jest duże wyróżnienie dla kota i jego hodowcy. Na końcu każdej wystawy organizowany jest tzw. BIS czyli Best in Show, gdzie oceniane są już najpiękniejsze z najpiękniejszych kotów. Zwycięzcy otrzymują puchary, drapaki, worki karmy, czy legowiska. To wszystko. A szanse na to, że nasz pupil wróci z tytułem wcale nie są tak duże, bo w tego rodzaju imprezach bierze udział od 200 do nawet 500 kotów! Na sprzedaży młodych kociaków również nie zarobimy kokosów. 1500 zł to maksymalna kwota, jaką jesteśmy w stanie uzyskać w kraju za kociaka. A zdarza się i tak, że „kociaka rocznego” oddajemy za przysłowiową „złotówkę”, byleby tylko zamieszkał w dobrym kochającym domu. Jeżeli ktoś twierdzi, że żyje z hodowli kotów, to najzwyczajniej w świecie kłamie – nie ma wątpliwości mieszkanka Wierzchosławic.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Cyrk wychodzi na ulice

Pomimo tego, iż wciąż dokłada do swojej pasji, nie zamierza z niej rezygnować. Siódemkę swoich kotów uważa za pełnoprawnych członków rodziny i nie wyobraża sobie, aby kiedykolwiek miała się ich pozbyć. – Brałam czynny udział we wszystkich 11 porodach moich kotek. To naprawdę niesamowite przeżycie, które zazwyczaj niesie za sobą kilka nieprzespanych nocy. Masujemy zwierzaka po brzuchu, odcinamy pępowinę, jeżeli kotka sama jej nie odgryzie, czy odśluzowujemy gruszką kociaki. Poza tym kotka sama szuka naszej pomocy przy porodzie ufając, że jej pomożemy w razie kłopotów. Na pewno, aby móc dobrze prowadzić tego typu hodowlę należy umiejętnie pogodzić swoje życie prywatne, zawodowe, a także to „kocie”. Codziennie należy zagospodarować czas na posprzątanie kuwety, nakarmienie, wyczesanie, czy zważenie zwierzaka, aby sprawdzić czy prawidłowo się rozwija. Nastawić trzeba się również na częsty zakup nowych flakonów, które co chwilę ulegają potłuczeniu – śmieje się pani Aneta i szybko dodaje – Jeżeli jednak ktoś ma kota na punkcie kotów tak, jak ja niestraszne są mu żadne przykre niespodzianki…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Jeden komentarz

  1. Bardzo ciekawy artykuł o Anecie Brudkiewicz-Pądziorze i jej miłości do kotów. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki autorka przedstawia historię i relację pomiędzy Anetą a jej kotem. To inspirujące, jak bardzo kocie towarzystwo może wpływać na człowieka. Widać, że Aneta ma ogromne zaangażowanie w opiekę nad kotem i troszczy się o jego dobro. Bardzo fajne zdjęcia!

Dodaj komentarz