Misja w czasach zarazy

O strażakach-ochotnikach mówi się, że są ludźmi o wielkich sercach, których pasją jest pomoc innym. Obecna sytuacja związana z koronawirusem sprawiła jednak, że prowadzone przez nich akcje ratunkowe obarczone są jeszcze większym niebezpieczeństwem niż do tej pory, a sprzęt, którym dysponują w takich sytuacjach, jest często niewystarczający.

Fot. OSP Tuchów

Obecnie w powiecie tarnowskim działa nieco ponad 7200 strażaków-ochotników. Koronawirus, który rozprzestrzenia się po całym świecie, sprawił, że przybyło im nowych obowiązków. Wyjazdy do palących się domów, podpalonych traw oraz wypadków samochodowych nadal są priorytetowymi zadaniami, jednak coraz częściej strażacy zmuszeni są pomagać służbie medycznej, a także gminnym władzom, robiąc zakupy osobom przebywającym w kwarantannach, czy wygłaszając z samochodu specjalne komunikaty dotyczące tego, aby mieszkańcy pozostali w swoich domach.

– Koronawirus sprawił, że liczba akcji ratunkowych oraz gaśniczych znacznie zmalała. Ludzie siedzą w domach, więc pilnują swoich nieruchomości oraz nie jeżdżą samochodami, przez co nie powodują wypadków – mówi rzecznik prasowy tarnowskiej PSP, Paweł Mazurek. – Dla przykładu, w ubiegłym roku do końca marca mieliśmy aż 103 interwencje związane z podpalaniem traw. W tym roku jest ich raptem 56. Nie oznacza to jednak, że pracy również mamy mniej. W ostatnim czasie strażacy-ochotnicy mają kilka dodatkowych obowiązków. Przede wszystkim dostarczają we współpracy z ośrodkami pomocy społecznej paczki żywnościowe osobom przebywającym w kwarantannach. W takich przypadkach strażacy podróżują samochodem w dwuosobowych zespołach. Siatki z pożywieniem wiesza się na klamkach lub pozostawia na ziemi tuż przed drzwiami. Aby nie mieć bezpośredniego kontaktu z osobą zarażoną, strażacy dzwonią do takiej osoby domofonem lub dzwonkiem, po czym odjeżdżają. Po powrocie do strażnicy odkażane jest ubranie, sprzęt, a także wnętrze samochodu. Poza tym w ostatnim czasie podjęliśmy również współpracę z policją oraz strażą miejską. Strażacy-ochotnicy przekazują komunikaty ostrzegawcze z megafonów nawołujące ludzi do niewychodzenia z domu.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Radłów: Gmina chce przejąć kąpelisko

Paweł Mazurek nie ukrywa, że największy problem dla strażaków stanowią wyjazdy związane z wypadkiem na drodze, transportem chorego, czy otwarciem mieszkania. – Wyjeżdżając na pożar, strażacy są zobligowani do stosowania aparatów ochrony górnych dróg oddechowych. Zagrożenie zarażenia koronawirusem jest w takich sytuacjach znikome. Inaczej wygląda to w momencie, kiedy strażacy udają się nie miejsce wypadku drogowego, gdzie mają bezpośredni kontakt z ludźmi. Wówczas jednostki wyposażają strażaków jedynie w maseczki i rękawiczki lateksowe. Każda jednostka posiada także środki do dezynfekcji i odkażania sprzętu i ubrań. To musi wystarczyć… Jakiś czas temu do wszystkich 129 jednostek w naszym powiecie były przesyłane komunikaty dotyczące doboru kadry strażaków, którzy biorą udział w działaniach. Apelowaliśmy, aby byli to ludzie stosunkowo młodzi, którzy w ostatnim czasie nie przebywali poza granicami kraju, a także nie mieli kontaktu z takimi osobami. W tym zawodzie musimy polegać na wzajemnym zaufaniu. Nie ma możliwości, abyśmy przed każdą akcją ratunkową kontrolowali wszystkich strażaków biorących w niej udział…

Łukasz Łach z OSP w Zakliczynie mówi, że w czasach koronawirusa strażacy-ochotnicy coraz częściej muszą polegać na… mieszkańcach. – Przed każdym wyjazdem pojawia się dodatkowy strach. Musimy zaufać sobie, ale również mieszkańcom, którym pomagamy. Niestety na polskim rynku bardzo trudno obecnie otrzymać sprzęt ochronny dla OSP. Chociaż władze gminy starają się na bieżąco nas wyposażać, to większość sprzętu trafia do szpitali. Ostatnio do akcji włączyła się grupa kobiet z naszej gminy, która uszyła dla nas maseczki. Sytuacja jest trudna, ale musimy działać. Jesteśmy strażakami, a naszym celem jest niesienie pomocy drugiemu człowiekowi.

Pocieszeniem dla strażaków-ochotników jest informacja, jaka w ostatnim czasie ujrzała światło dzienne mówiąca o tym, że mieliby być oni zwolnieni z egzaminów i badań. Strażacy-ochotnicy, którzy są także ratownikami, mają obowiązek przeprowadzania okresowych badań lekarskich dopuszczających do wykonywania służby strażacko-ratowniczej, ale także i egzaminów weryfikacyjnych. Trudno sobie jednak wyobrazić, że w czasie pandemii strażacy będą odbywać badania i obciążać służbę zdrowia, zwłaszcza że w skali kraju byłoby to ok. 5 tys. strażaków-ochotników miesięcznie! Prezydent RP niedawno zwrócił się do ministra zdrowia oraz do szefa MSWiA, aby do pakietu antykryzysowego zostały także wprowadzone przepisy, które zwalniałyby strażaków-ochotników z obowiązku odbywania okresowych badań lekarskich przez czas trwania koronawirusa, ale również zapisy, które zwolnią z obowiązku odbywania tego egzaminu, jeśli ktoś przeszedł kurs i posiada odpowiednie zaświadczenie o jego ukończeniu.

WARTO PRZECZYTAĆ:   ks. Maciej Fleszar: Malaria groźniejsza niż koronawirus

Komendant gminny OSP Tuchów, Łukasz Giemza nie ukrywa, że najbardziej obawia się sytuacji, w której, któryś ze strażaków-ochotników zaraziłby się koronawirusem. – W takiej sytuacji 12-dniowej kwarantannie poddawani są wszyscy strażacy, którzy mieli z nim kontakt. Najczarniejszy scenariusz mógłby doprowadzić do tego, że przez kilkanaście dni jednostka OSP w naszej gminie byłaby całkowicie zawieszona. Staramy się przestrzegać wszystkich reguł. W naszej jednostce najstarsi nasi strażacy mają po 45 lat. Jeszcze przed oficjalnym wprowadzeniem stanu epidemii w Polsce, dwóch naszych strażaków wróciło do kraju z zagranicy. Sami nałożyliśmy na nich dwutygodniową kwarantannę. Przez ten czas nie mogli pojawiać się w jednostce i brać udziału w działaniach ratunkowych. Robimy, co możemy, aby jak najlepiej zabezpieczyć się przed ewentualnym zarażeniem – mówi Łukasz Giemza i dodaje, że wierzy, iż koronawirus nie wpłynie na to, że strażacy-ochotnicy będą odchodzić ze służby. – Jesteśmy tylko strażakami-ochotnikami. Nie jesteśmy zawodowcami. Każdy ma rodzinę, ale też pracę, w której zarabia pieniądze na życie. Wierzę, że wszyscy będziemy służyć ludziom, bez względu na okoliczności. Nie wiem jednak, jak zachowają się druhowie w momencie, kiedy wykryty zostanie pierwszy przypadek koronawirusa w Tuchowie. Zapewne niektórym zapali się lampka ostrzegawcza w głowie, czy nie przewartościować swojego życia. Na razie nikt ze strażaków naszego OSP o tym nie mówi, ale niewykluczone, że rozwój wypadków może napisać różne scenariusze…

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl

*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz