Region w ogniu

W tym roku polscy strażacy już ponad 20 tys. razy brali udział w akcjach związanych z ugaszaniem pożarów traw. Nie najlepiej pod tym względem jest również w naszym regionie. Podpalaczy nie odstraszają wysokie kary finansowe, czy możliwość utraty dopłat bezpośrednich z Unii Europejskiej. Okazuje się, że w powiecie tarnowskim nie ma już gminy, w której przynajmniej raz strażacy nie uczestniczyliby w tego typu akcji.

Pożar traw w Radłowie

W ubiegłym roku na terenie naszego kraju doszło do ponad 38 tys. pożarów traw, w których rannych zostało 101 osób, a w dwóch przypadkach, takie działanie doprowadziło do śmierci ludzi. W tym roku podobnych pożarów jak do tej pory odnotowano znacznie mniej, jednak nie ma tygodnia, aby strażacy pełniący służbę w naszym powiecie nie wyjeżdżali do pożaru traw na łąkach, czy nieużytków rolnych.

– Od 11 marca w takich sytuacjach interweniowaliśmy już ponad 70 razy, z czego 13 pożarów miało miejsce na terenie miasta Tarnów – mówi rzecznik tarnowskiej PSP, Paweł Mazurek. – Co warte podkreślenia w naszym powiecie nie ma już gminy, w której strażacy nie uczestniczyliby w tego typu akcji. Niestety wszystkie pożary były wynikiem celowego podpalenia. Rolnicy uważają, że w ten sposób szybko i łatwo pozbędą się niechcianej trawy, nie zwracając uwagi na to, że mogą doprowadzić do katastrofy. Pomimo wielu opinii specjalistów, którzy już od dłuższego czasu informują, że wypalanie łąk czy pól nie przynosi żadnych korzyści, chociażby w postaci poprawy żyzności gleby, a jedynie znaczne szkody, gdyż popiół zmywany przez deszcz do ziemi zakwasza ją, zamiast użyźniać, to wciąż nie brakuje osób, których takie głosy nie przekonują. Obecnie pewnym ratunkiem jest dla nas pogoda. Nie ma upałów, dosyć często pada deszcz, więc i pożarów jest mniej niż przed rokiem.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Faraon z Ryglic

Wśród gmin, w których najczęściej dochodziło w ostatnim czasie do pożarów traw, jest Radłów. Strażacy tamtejszej OSP w ciągu zaledwie sześciu dni, aż trzykrotnie wyjeżdżali na tego typu akcje. – Najczęściej do pożaru traw dochodzi późnym popołudniem. Ktoś idzie na spacer, ma przy sobie zapałki, widzi kawałek pola i po chwili… jesteśmy wzywani na miejsce pojawienia się ognia – mówi Mirosław Plebanek z OSP Radłów. – Ludzie nie zdają sobie nawet sprawy jak trudne i męczące są to akcje dla strażaków. Podczas ubiegłotygodniowego pożaru traw, trzcin oraz drzew, który miał miejsce przy ul. Kolejowej, spaleniu uległ obszar około 1,5 ha! Przy pomocy łopat i gaśnic walczyliśmy z ogniem blisko 40 minut. Na całe szczęście coraz częściej do takich pożarów dochodzi z dala od zabudowań, więc prawdopodobieństwo, że ktoś na tym ucierpi, jest zdecydowanie mniejsze.

O tym, że pożar trawy może okazać się niebezpieczny, przekonali się kilka lat temu strażacy OSP Tuchów. Ogień rozprzestrzeniał się na tyle szybko, że objął swym zasięgiem jeden z budynków gospodarczych, który doszczętnie spłonął. – Na całe szczęście nie było wewnątrz ludzi i nikt nie ucierpiał w zdarzeniu, jednak ten przykład idealnie pokazuje, jak niewiele w takich sytuacjach brakuje do tragedii – mówi Łukasz Giemza z OSP Tuchów, który dodaje, że ogólnopolskie kampanie takie, jak „Stop pożarom traw” powoli przynoszą pozytywny skutek. – Budujemy w ten sposób ludzką świadomość, jak groźne są tego rodzaju pożary, jakie stanowią zagrożenie dla człowieka, zwierząt i środowiska naturalnego oraz jak ogromne koszty społeczne ponosimy my wszyscy. W 2017 roku podczas akcji ratowniczych związanych z gaszeniem pożarów traw zużyto 74 527 000 litrów wody, co odpowiada pojemności 20 basenów olimpijskich, a straty wyrządzone przez pożary traw oszacowano na blisko 10 mln zł. Zdecydowanie łatwiej przekonać jest w tym zakresie młodsze osoby niż starszych mieszkańców, którym od pokoleń wbijano do głowy, że wypalenie trawy poprawi żyzność gleby. Wierzę jednak, że z czasem takich pożarów będzie jeszcze mniej.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Łukowa: Mieszkańcy kontra cegielnia

Warto pamiętać, że za wypalanie traw grożą wysokie kary, nawet do 5 tysięcy złotych, a w przypadkach kiedy, zagrożone jest mienie lub życie – od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Kary mogą nadejść również z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Agencja może nałożyć na rolnika karę za nieprzestrzeganie dobrej kultury rolnej, która jest wymagana przy uzyskiwaniu dopłat bezpośrednich. Jeżeli rolnik uporczywie i celowo wypalał trawy, ARiMR może także całkowicie pozbawić rolnika dopłat bezpośrednich za dany rok.

Niestety kary w dalszym ciągu nie robią na podpalaczach większego wrażenia, ponieważ udowodnienie im winy graniczy z cudem. – W ubiegłym roku w dwóch przypadkach udowodniliśmy winę podpalaczom traw. Wynikało to jednak z tego, że w trakcie podkładania ognia, ulegli oni poparzeniom, więc sami przyznali się do złamania prawa. W tym roku, pomimo ponad 70 pożarów, jeszcze nikomu nic nie udowodniono – mówi rzecznik tarnowskiej policji, Paweł Klimek. – Żeby móc kogoś ukarać, musimy złapać go na gorącym uczynku. Tylko w taki sposób jesteśmy w stanie udowodnić, że akurat ta osoba stoi za podpaleniem. Nie możemy z góry zakładać, że trawę podpalił właściciel pola, jeżeli nie będziemy mieć na to żadnych dowodów. W ten sposób mamy nieco związane ręce i rzeczywiście podpalacze mogą czuć się w pewien sposób bezkarni. Ludzie muszą jednak zdawać sobie sprawę, że niejednokrotnie wypalanie traw kończyło się tragedią. Jeżeli nie odstraszają ich wysokie mandaty, to może odstraszą ich historie ludzi, którzy podkładanie ognia przypłacili swoim zdrowiem, a nawet życiem.

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz