Sebastian Curyło – mistrz cięcia

Tarnowianin Sebastian Curyło zwyciężył w telewizyjnym show stacji TVN Style pt. „Mistrzowskie cięcie”, stając się tym samym najlepszym fryzjerem w kraju. Pomimo tego, że życie go nie rozpieszczało, pokonał wszystkie przeciwności losu i dziś sam stara się pomagać młodym fryzjerom osiągać sukcesy w zawodzie, organizując dla nich zajęcia i warsztaty.

Sebastian Curyło

Jak tniemy? Na łyso!

34-latek nie miał zbyt łatwego dzieciństwa. Praktycznie od najmłodszych lat wraz z siostrą wychowywany był przez mamę i babcię. Ojciec opuścił rodzinę, kiedy Sebastian miał 10 lat. – To był trudny okres w moim życiu, ponieważ mama została pozostawiona sama sobie, a przecież miała na głowie dwójkę dzieci. Wszystko musiała rozpocząć od zera. Zajmowała się krawiectwem, a dodatkowo ścinała włosy. To właśnie ona zafascynowała mnie nożyczkami. Po raz pierwszy wziąłem do ręki maszynkę w wieku 12 lat. Kupiłem ją na starej „Kapłanówce”. Była strasznie głośna. Porównałbym ją do traktora – śmieje się tarnowianin i dodaje, że pierwszymi jego klientami byli koledzy z osiedla. – Spędzałem czas z osobami, które fascynowały się hip-hopem. Za strzyżenie płacili mi po trzy złote. Początkowo nie wykonywałem zbyt skomplikowanych fryzur. W tamtych czasach dosyć popularne było wycinanie wzorków na głowie. Wycinałem więc na głowach moich kolegów różne figury. Co w sytuacji, kiedy nie do końca wyszło to, co powinno? W ręce lądowała maszynka i ścinałem włosy do zera. Z racji tego, że większość chłopaków ze środowiska hip-hopu była ogolona na łyso, nikt nie miał do mnie o to większych pretensji.

Sebastian swoje pierwsze kroki w zawodzie stawiał w jednym z tarnowskich salonów. Początkowo strzygł jedynie mężczyzn, jednak z czasem w jego ręce zaczęły trafiać również głowy pań. – Pracowałem tam 12 lat. Miło wspominam ten czas, bo wiele się nauczyłem. Na początku nie chciałem strzyc pań, ponieważ strasznie irytowały mnie… trwałe ondulacje i inne tego typu wymysły. W pewnym momencie praca w salonie zaczęła mnie jednak nudzić. Chciałem się wykazać poprzez tworzenie na ludzkich głowach różnych fryzur. Zdecydowałem więc, że zajmę się również kobietami. Zacząłem eksperymentować z koloryzacjami, strzyżeniami… Okazało się, że robię to bardzo dobrze i z efektów mojej pracy zadowolonych było coraz więcej klientów.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Bill Gates, czyli zabawa w "boga"...

Liczy się tylko wygrana

Kilka lat temu fryzjer z Tarnowa postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Założył swój własny salon fryzjerski – „Curyło Project Salon Academy”, w którym zaczął szkolić fryzjerów. – Środowisko fryzjerskie powoli zaczęło mnie doceniać. Stopniowo pojawiałem się na różnego rodzaju pokazach, sesjach, czy eventach. Przełomem w mojej karierze był „Spektakl dusz” zorganizowany na zamku w Rydzynie, podczas którego zaprezentowałem… dymiącą fryzurę. Film z tego pokazu obiegł ponad 50 krajów na świecie, a w Internecie obejrzało go ponad milion ludzi.

Warto zauważyć, że aby stworzyć takie cudo, Sebastianowi wystarczyła świeca i lampa. –Na głowie modelki położyłem okrągłą lampę i ułożyłem jej włosy na wysokość pół metra. Następnie zapaliłem świeczkę, a włosy polałem woskiem. Efekt był piorunujący, a przecież wszystko zaczęło się od tego, że pewnego dnia w moim domu, zbyt mocno otwarte okno spowodowało przeciąg, przez co na podłodze wylądowała lampa przymocowana wcześniej do sufitu. Pomyślałem, że warto byłoby to wykorzystać – mówi tarnowianin i dodaje, że większość jego pomysłów rodzi się przez przypadek. – Inspirować potrafi mnie również mój syn. Jakiś czas temu bawił się samolotem. Nie mogłem oderwać wzroku od zamontowanego na nim śmigła. Coś we mnie drgnęło i postanowiłem stworzyć… obracającą się fryzurę.

Zwycięstwo w „Mistrzowskim cięciu” sprawiło, że o fryzjerze z Tarnowa zaczęło być głośno w całej Polsce. Sebastian nie ukrywa, że decydując się na udział w programie, z góry nastawiał się na… zwycięstwo. – Nie traktowałem tego jako życiowej szansy, a jedynie jako kolejny krok w mojej karierze. W tym roku zdobyłem już główną nagrodę podczas renomowanego konkursu „Kreator” w kategorii „Beauty live!”. „Mistrzowskie cięcie” było więc bardzo miłym dodatkiem. Startując w konkursach, zawsze odpowiednio wcześniej zapisuję na kartce papieru swoje cele z tym związane. Celem w przypadku programu realizowanego przez TVN Style było zwycięstwo i to udało mi się osiągnąć. Moje życie nie uległo przez to większej zmianie. Być może jestem teraz bardziej rozpoznawalny w kraju, a na Facebooku więcej osób śledzi moje poczynania, ale nic poza tym… Pojawiają się też pytania o moje wąsy. Historia jest prosta. Nie goliłem się przez tydzień i pomyślałem, że może warto zapuścić jeszcze dłuższe. Wyglądają całkiem nieźle, a ja mogę dzięki temu jeszcze bardziej się wyróżnić – śmieje się Sebastian.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Ponad miesiąc bez przystanku...

Rozwój ponad wszystko

Okazuje się, że chętnych do obcięcia swoich włosów u najlepszego fryzjera w kraju nie brakuje. Niektórzy z nich potrafią przejechać ponad 500 km, byle tylko mieć na głowie fryzurę wykonaną przez mistrza strzyżenia. – Rzeczywiście mamy i takie klientki, które w naszym salonie przy ulicy Garbarskiej zjawiają się po pokonaniu naprawdę wielu kilometrów. Niestety często trzeba umawiać się z dosyć dużym wyprzedzeniem, bo chętnych jest sporo. Sukces w programie nie spowodował jednak podniesienia cen. Nasi fryzjerzy wykonają fryzurę męską już od 30 zł, a damską od 80 zł. Warto jednak zaznaczyć, że w swoim salonie postawiłem na zupełnie nową jakość strzyżenia. Klienci nie spędzają u nas 15 minut, a ponad godzinę, podczas której nie tylko zajmujemy się ich fryzurami, ale także wykonujemy masaż głowy, przygotowujemy ciepłe kompresy na twarz, przeprowadzamy zabiegi przeciwko siwieniu oraz wypadaniu włosów, a także wręczamy darmowe próbki naszych kosmetyków. Fryzjerstwo oparte jest na elementach kształtów, na poszczególnych punktach na głowie, na mięśniach, na budowie czaszki. Jestem w stanie narysować rysunek techniczny fryzury, jaką zamierzam wykonać. Nie jest sztuką obciąć włosy. Mistrzostwem jest przelanie w 100 proc. naszych myśli na głowę klienta.

Sebastian twierdzi, że sukces w programie nie spowodował, że popadł w samozachwyt. W dalszym ciągu zamierza się rozwijać, a także pomagać młodym fryzjerom w dotarciu na szczyt. W najbliższym czasie planuje odwiedzić trzy akademie fryzjerskie w różnych zakątkach świata oraz otworzyć kolejną akademię. – Przyszły rok to czas nauki. Zamierzam nie tylko szkolić innych fryzjerów, ale także samemu podnosić swoje umiejętności. Wiele osób twierdzi, że już wszystko potrafi. To kompletna bzdura. Cały czas trzeba się edukować, rozwijać, bo w stojąc w miejscu, tak naprawdę się cofamy. Człowiek musi uświadomić sobie, że w życiu nie ma żadnych ograniczeń, a są one tylko w naszych głowach. Na drodze swojej kariery spotkałem mnóstwo osób, które pomogły mi w dotarciu na szczyt. Na pewno nie zrobiłem tego sam. Prowadząc akademię, staram się wyciągnąć pomocną dłoń do każdego, kto marzy o zostaniu wybitnym fryzjerem. A może zostać nim każdy. Wystarczą tylko chęci…

WARTO PRZECZYTAĆ:   Zgłobice: Przełom w sprawie lewoskrętu

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz