Chcę być dobrym człowiekiem, ale… jest ciężko

Dziś chwila refleksji z mojej strony. Jeżeli kogoś będę przynudzał, niech już w tym miejscu zakończy czytanie. Na pewno się nie obrażę…

Nie wiem, jak Wy, ale ja zawsze w swoim życiu dążyłem i nieustannie dążę do tego, aby być dobrym człowiekiem. Chcę być dobrym synem, bratem, mężem, ojcem, kolegą… Nie zawsze mi to wychodzi. Co więcej, uważam nawet, że częściej nie daję rady udźwignąć tego ciężaru.
Jestem katolikiem. Niejednokrotnie pisałem o tym w swoich postach i kompletnie się tego nie wstydzę, a wręcz uważam to za powód do dumy, bo w dzisiejszych czasach (nad czym ubolewam) mało ludzi mówi otwarcie o swojej wierze, czy Bogu.

Moim celem jest życie wieczne w Niebie. Czy boję się śmierci? Oczywiście, że tak. Czy boję się tego, że mógłbym zostać potępiony na wieki? Jak najbardziej!

Zastanówcie się teraz sami… Jeżeli życie wieczne istnieje, czym są dla nas te wszystkie niepowodzenia, konflikty, a nawet choroby? Stracić coś w „ziemskim życiu”, to nic w stosunku do tego, co możemy stracić w „życiu wiecznym” będąc potępionym na wieki… Dobroć nie polega jednak tylko i wyłącznie na chodzeniu do kościoła i nieustannej modlitwie (chociaż, jeżeli ktoś uważa, że jest to nieistotne, to również jest w błędzie). Starać się być dobrym, to przede wszystkim patrzeć z miłością na drugiego człowieka. Jeżeli tak samo będziemy traktować swojego bliźniego, jak siebie samego, na pewno znacznie zbliżymy się do Boga. Czy nam się to udaje na co dzień? Ja niestety muszę przyznać się do tego, że często o tym zapominam…

Potrafię się zdenerwować… Och i to jak bardzo! Potrafię powiedzieć kilka ostrych słów w kierunku innej osoby. Wydaje mi się, że właśnie przez fakt, iż nie potrafię nad sobą w wielu sytuacjach zapanować, nawet zwykłym słowem krzywdzę innych ludzi. Staram się być jednak uczciwy. To coś, co trzyma mnie na powierzchni. Gdyby nie fakt, że często dążę do prawdy, że staram się rozwiązywać sprawy w sposób uczciwy, nie jestem jeszcze na straconej pozycji.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Wiara? Czy to powód do wstydu?

Popełniam w moim życiu wiele błędów. Nie jestem nieomylny i jestem również grzeszny. Mam wiele wad. Czasami nawet zastanawiam się, czy byłbym w stanie zaprzyjaźnić się z taką osobą, jaką sam jestem? Łapię się na tym, że mogłoby być o to trudno… Być może jednak w naszym życiu nie chodzi o to, aby być doskonałym, a do tej doskonałości dążyć? Być może nasze życie, to tak naprawdę jedna, wielka lekcja pokory? Może w naszym życiu chodzi o to, aby udowodnić nam, że wiele rzeczy od nas nie zależy, że nie jesteśmy „bogami”?

Jeżeli nie jesteśmy dobrymi ludźmi, to przynajmniej starajmy się nimi być. Myślę, że już wówczas w wielu sytuacjach będziemy mogli poczuć się zwycięzcami, pamiętając jednocześnie, że prawdziwe zwycięstwo czeka na nas dopiero po śmierci. O ile sami będziemy do tego zwycięstwa zmierzać…

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.