Z pochodzącym z diecezji tarnowskiej księdzem Piotrem Dydo-Rożnieckim, który od czterech lat przebywa na misji w Kazachstanie, rozmawia Sebastian Czapliński.
Jak to się stało, że znalazł się ksiądz na misji w Kazachstanie?
Zaraz po święceniach kapłańskich poprosiłem księdza biskupa o wyjazd na misje. Zależało mi na Ukrainie. Było to blisko Polski, a wiedziałem, że również i tam brakuje księży katolickich. Po pewnym czasie ksiądz biskup zadzwonił do mnie z propozycją, że jeżeli chcę wyjechać na wschód, to może zamiast na Ukrainę wyjechałbym do Kazachstanu… Tak też się stało. Wyjechałem do tego kraju 4 lata temu i od tego czasu pracowałem w trzech parafiach. Obecnie jestem proboszczem w 60-tysięcznych Kulsarach. Pomimo tak wielu mieszkańców mam tylko nieco ponad… 20 parafian. Moja tutejsza apostolska administratura ma dwukrotną powierzchnię Polski, a pracuje tutaj tylko 12 księży, czyli tylu, ilu w niejednej większej parafii w naszym kraju.
Coś szczególnie księdza zaskoczyło?
Już podczas przygotowywania się do wyjazdu na misję, w pierwszej kolejności zaskoczył mnie język. Wydawało mi się, że język kazachski będzie przypominał język rosyjski, a okazało się, że jest to język podobny do mieszkanki języków: polskiego i flamandzkiego. Dużym problemem są też odległości. Pomiędzy poszczególnymi wspólnotami musimy przemieszczać się po kilkaset, a nawet kilka tysięcy kilometrów. Widać jednak, że ten kraj z roku na rok się zmienia. Przeprowadza się sporo inwestycji i poszczególne miasta stają się coraz piękniejsze. Są tutaj dobre perspektywy na przyszłość.
Słyszałem jednak, że jest to kraj wielu narodowości. Dodatkowo bardzo liczną grupę wśród Kazachów stanowią podobno ateiści…
To prawda. W Kazachstanie żyją ludzie około 150 narodowości. Kiedy idziesz do sklepu, kasjerka w pierwszej kolejności nie pyta się o to, co będziesz kupował, a o to, z jakiego jesteś kraju i co robisz w Kazachstanie. Jest to oczywiście jak najbardziej kulturalne i przyjacielskie zapytanie, ponieważ ludzie są ciekawi tego, skąd pochodzą osoby, które razem z nimi mieszkają w tym kraju. Na zachodzie Kazachstanu, gdzie sprawuję misję, katolików jest zaledwie 0,01 proc. To spore wyzwanie dla misjonarza, ale staram się mu podołać. Parafia pw. Miłosierdzia Bożego w Kulsarach powstała w maju 2004 roku. Pierwszym jej administratorem był tarnowski misjonarz ks. Dariusz Buras, a potem prowadzili ją m.in. pochodzący z diecezji tarnowskiej kapłani – ks. Łukasz Niemiec i ks. Cezary Paciej. Jest tutaj sporo ateistów, ale również wyznawców islamu, dlatego bardzo ważne jest zadbanie o każdego katolika, który wstępuje do naszej świątyni. Podczas nabożeństw czytamy Pismo Święte, śpiewamy pieśni kościelne, a po niedzielnej Eucharystii spotykamy się na wspólnym posiłku lub herbacie. To wszystko sprawia, że nasi parafianie przyprowadzają do naszej świątyni swoich znajomych i powoli, ale systematycznie nasza parafia rośnie w siłę.
Czy w związku z pandemią koronawirusa w Kazachstanie żyje się księdzu trudniej?
Nie da się ukryć, że pandemia COVID-19 zaskoczyła cały świat, w tym również rząd Kazachstanu. W takich sytuacjach dużo zależy od pomocy medycznej, a ta w Kazachstanie pozostawia wiele do życzenia. Tutaj zdecydowanie większe pieniądze inwestuje się w policję, radiowozy, a nie medyków, czy karetki pogotowia, które bardziej przypominają pojazdy jeżdżące do prosektorium… Poza tym w Kazachstanie nie do końca da się określić, ile osób w rzeczywistości zmaga się z koronawirusem. Pod względem powierzchni jest to jeden z największych krajów na świecie, który zamieszkuje jednak zaledwie nieco ponad 18 mln ludzi. To sprawia, że ludzie są rozproszeni i pozostaje wierzyć jedynie rządowi, który podaje liczby zakażonych w specjalnych komunikatach. Osobiście wydaje mi się, że najgorzej było podczas pierwszej i trzeciej fali. Wówczas dało się zauważyć, że ludzi umierało najwięcej.
A co z kwestią obostrzeń i szczepień?
W większych miastach obostrzenia są przestrzegane, jednak w małych miejscowościach nie ma żadnego problemu, aby bez maseczki wejść do sklepu. Od 5 stycznia wprowadzono jednak przepis, że w urzędach obsługiwane będą jedynie osoby zaszczepione. To też ciekawa kwestia, bowiem w Kazachstanie funkcjonują szczepionki… zupełnie inne, niż te, z którymi mamy do czynienia w Europie Zachodniej. Nawet tutejszy Sputnik nie jest produkcji rosyjskiej, a kazachskiej. Większość tutejszych szczepionek produkowanych jest w Kazachstanie, krajach arabskich lub w Chinach. Europejskie kraje ich nie respektują, podobnie jak europejskich szczepionek nie respektuje się w Kazachstanie, dlatego wynikają z tego powodu niemałe problemy. Sam jestem zaszczepiony w Polsce, więc teraz załatwiam wszelkie możliwe formalności, aby mój paszport covidowy mógł także funkcjonować w Kazachstanie, a nie jest to proste. Bez tego nie będę mógł załatwić w urzędach wszelkich formalności z działalnością parafii, ponieważ w tutejszym systemie będę figurował jako osoba niezaszczepiona.
W ostatnim czasie na świecie zrobiło się głośno na temat Kazachstanu w sprawie krwawych protestów, jakie miały tam miejsce. Jak w rzeczywistości wyglądała sytuacja w tamtejszym kraju?
Z racji tego, że mówimy o tym, iż Kazachstan ma ogromną powierzchnię, to co działo się w stolicy kraju, nie było zbytnio odczuwane w innych miejscowościach. Podniesienie cen gazu i paliwa zaskoczyło wszystkich i dlatego ludzie zdecydowali się dać upust swoich emocji względem władzy. W Kulsarach, gdzie sprawuję misję, nie było tak nerwowo, jak w stolicy kraju. Ludzie wyszli tutaj na ulicę, tylko po to, by pokazać jedność z resztą kraju. Protesty miały wyłącznie charakter wspólnotowego spotkania, a nie zamieszek, o czym świadczy chociażby fakt, że dla wszystkich protestujących przygotowywano na ulicach beshbarmak, czyli tutejszą odmianę polskiego bigosu. Oczywiście był moment, kiedy wyłączono Internet, telefony komórkowe, a nawet telefony stacjonarne. Nie działały bankomaty oraz płatności kartą. Sytuacja była napięta, a swoje robiła też wszechobecna dezinformacja. Teraz życie w zachodnim Kazachstanie powoli wraca do normy. Gdybym poszedł spać na początku stycznia, a obudziłbym się dopiero teraz, to nie odczuwałbym zbyt dużej różnicy.
Czuł się ksiądz chociaż przez chwilę zagrożony?
Jestem obcokrajowcem, więc wydaje mi się, że sytuacja nie do końca mnie dotyczyła, pomimo tego, że znajdowałem się w tym kraju. Bałem się bardziej o zdrowie i życie innych osób. Miałem obawy, czy za chwilę nie zabraknie żywności, czy ludzie będą mieli za co żyć… Ceny za transport i paliwo znacznie poszybowały w górę. Ludzie mocno to odczuli, więc nie dziwi fakt, że zrobiło się w ostatnich tygodniach bardzo nerwowo na linii obywatele-rząd. Teraz sytuacja się już uspokoiła, ale wojsko nadal sprawdza bagażniki samochodów, które podróżują pomiędzy miastami, czy przypadkiem ktoś nie przewozi broni. Samo wkroczenie wojsk rosyjskich do Kazachstanu spotkało się z różnymi reakcjami ludzi. Na pewno wiele osób, przynajmniej na początku czuło się niepewnie, ponieważ nie było wiadomo, jakie ruchy planują wykonać rosyjscy żołnierze. Teraz sytuacja wydaje się już opanowana.
Tego typu wydarzenia powodują, że zastanawia się ksiądz nad dalszą posługą w Kazachstanie?
W żadnym wypadku. Myślę, że Kazachstan to kraj, w którym spędzę jeszcze wiele kolejnych lat. W Polsce staram się być przynajmniej raz w roku, ale za każdym razem tęsknię za Kazachstanem, ponieważ wiem, że tutejsza społeczność potrzebuje katolickiego księdza. Sam również czuję się potrzebny, zwłaszcza teraz, kiedy jestem proboszczem. Wiele obowiązków z dnia na dzień pojawiło się na mojej głowie.
Kiedy ksiądz poczuje, że zrealizował w Kazachstanie założony przez siebie plan?
Nie mam celu, aby wybudować tutaj kościół, czy pozostawić po sobie jakiś „pomnik”. Najważniejsze, to nie przeszkadzać Panu Bogu w zbawianiu kolejnych ludzi, a także nie przeszkadzać Kazachom w drodze do Pana Boga. Chcę pokierować tych ludzi w taki sposób, aby odczuwali radość z tego, że ktoś pokazał im drogę do religii katolickiej. Moje miejsce na ziemi znajduje się obecnie w Kazachstanie. Powrót do Polski na razie nie wchodzi w rachubę…
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.