Tarnowianin, Janusz Ziomek od ósmego roku życia zaczął tracić wzrok. Pomimo tego, że dziś przed oczami widzi jedynie zamazany obraz otaczającego go świata, nie załamał się i swoje życie poświęcił pracy masażysty. Wyostrzony zmysł dotyku, dzięki któremu potrafi dotrzeć do najbardziej ukrytych mięśni ludzkiego ciała, spowodował, że z podziwem spoglądają na niego pełnosprawni rehabilitanci, a pacjenci ustawiają się w gigantycznych kolejkach.
Kiedy w wieku ośmiu lat, pan Janusz usłyszał, iż cierpi na chorobę związaną ze zwyrodnieniem siatkówki oczu, nie do końca zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Dopiero kiedy trzy lata później znalazł się na badaniach w Wojewódzkim Szpitalu Okulistycznym w Krakowie, uświadomił sobie, że za kilka lat może całkowicie stracić wzrok. – Wiadomo, jak do takich spraw podchodzi dziecko. Pojawia się lęk, obawa, ale nie myśli się o tym, co spotka człowieka w przyszłości. Żyje się teraźniejszością. Wówczas z moim wzrokiem nie było jeszcze najgorzej. Co prawda nie byłem już w stanie czytać książek, ale dosyć dobrze widziałem ludzkie twarze, więc do szkoły mogłem uczęszczać sam, bez niczyjej pomocy. Dodatkowo starałem się ukrywać moją chorobę. Nie lubiłem o niej rozmawiać z rówieśnikami. Starałem się żyć, jak normalny i zdrowy chłopak, który jednak miał poważne problemy. Wówczas chyba bardziej od utraty wzroku obawiałem się odrzucenia ze strony szkolnych kolegów.
Kiedy pan Janusz skończył 16 lat, problem ze wzrokiem znacznie się pogłębił. Nie potrafił już rozpoznawać ludzkich twarzy, widząc jedynie ich zarysy. Wówczas postanowił, że musi podjąć odpowiednie kroki ku temu, aby w przyszłości móc samodzielnie funkcjonować nie tylko w życiu prywatnym, ale również zawodowym. – Będąc już na którejś z kolei wizycie w krakowskim szpitalu, zaproponowano mi, abym spróbował swoich sił w jednej z tamtejszych szkół masażu leczniczego. Początkowo byłem do tego sceptycznie nastawiony. Nie potrafiłem wyobrazić sobie siebie masującego inne osoby i to jeszcze nie widząc ich ciał. Z drugiej strony nie było innej opcji. Mając bardzo ograniczone oferty pracy, a jednak chcąc utrzymywać się z czegoś w przyszłości, postanowiłem zaryzykować, a dziś uważam, że był to strzał w dziesiątkę!
Po ukończonej szkole znalazł zatrudnienie w Zespole Przychodni Specjalistycznych w Tarnowie. Szybko zdobył zaufanie wśród tamtejszego personelu, jak i pacjentów. Okazało się bowiem, że nie widząc na oczy, potrafi za pomocą wyostrzonego zmysłu dotyku dotrzeć do mięśni, do jakich nie potrafią dotrzeć pełnosprawni rehabilitanci. – To rzeczywiście niesamowite. Dotykając ludzkie ciało w trakcie masażu, to moje dłonie służą za oczy. Skupienie uwagi na tym, co się czuje, a nie widzi, powoduje, że docieram do najbardziej ukrytych mięśni ludzkiego ciała. Pacjenci to doceniają, bo w kolejkach do masażu ustawia ich się naprawdę wielu. Czasami i koledzy po fachu patrzą z lekką zazdrością, mimo że i oni są świetnymi specjalistami w swojej branży – śmieje się pan Janusz i dodaje, że przede wszystkim w swoich pacjentach docenia to, że nie okazują współczucia w związku z jego niepełnosprawnością. – Podczas zabiegów rozmawiamy ze sobą na różne życiowe tematy. Moja niepełnosprawność spada na dalszy plan. Zdarza się nawet, że pacjenci dopytują, czy aby na pewno nic nie widzę, bo świetnie odnajduję się w swoim gabinecie. Niestety obecnie z moim wzrokiem jest coraz gorzej. Gdybym miał obrazowo powiedzieć, jak postrzegam świat, byłby to widok bardzo zabrudzonej szyby, przed którą dodatkowo znajduje się firanka. Miałem to szczęście, że będąc jeszcze młodym chłopakiem, wiele rzeczy było dane mi zobaczyć na własne oczy, więc kiedy dziś biorę coś do ręki, doskonale wiem, jak dany przedmiot wygląda. Zdarzają się jednak sytuacje, że na rynku pojawia się coś nowego, czego nie byłem w stanie wcześniej zobaczyć. Wówczas bardzo pomaga mi moja… bujna wyobraźnia. Wystarczy, że dany przedmiot wezmę raz do ręki, dotykając go dłońmi, zapamiętuję jego budowę, czy kształt i już następnym razem, kiedy ktoś wspomina o nim podczas rozmowy ze mną, jestem w stanie go sobie wyobrazić.
Pan Janusz nie ukrywa, że w swoim życiu miewał trudne momenty, zwłaszcza wtedy, kiedy uświadamiał sobie, że wzroku nigdy już nie odzyska. Jedną z trudniejszych chwil była decyzja o zakupie laski dla osób niewidomych. Jak podkreśla masażysta, stosunkowo prosta czynność, kosztowała go wiele sił, przede wszystkim z punktu widzenia psychiki. – Laskę zakupiłem rok temu. Wcześniej radziłem sobie bez niej, ale po kilku sytuacjach na ulicy, kiedy wpadałem przypadkowo na ludzi i słyszałem z ich ust uwagi w stylu – „jesteś ślepy”, „nie widzisz, jak idziesz”, postanowiłem zakupić taki sprzęt, aby stać się widocznym dla innych. Zakup laski był dla mnie bardzo traumatycznym przeżyciem, bo wiązało się z tym, że jest już ze mną coraz gorzej… Niestety perspektywy są takie, że za kilka lat „zgaśnie światło” i nawet promienie słońca nigdy już nie dotrą do moich oczu. Niejeden by się pewnie załamał, ale jestem idealnym przykładem na to, że nawet pomimo tak dużej niepełnosprawności można czerpać z życia garściami i nie poddawać się. Chciałbym być inspiracją dla tych, którzy są w podobnej sytuacji i uważają, że nie ma dla nich nadziei. Mój przykład pokazuje, że będąc praktycznie niewidomym i tak mogę żyć pełnią życia – mówi tarnowianin i dodaje, że liczy na to, iż miasto również dostrzeże problem osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych i w najbliższym czasie otworzy placówki, w których takie osoby mogłyby znaleźć zatrudnienie. – Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ważne dla osób niepełnosprawnych jest integracja ze społeczeństwem. W ten sposób możemy chociaż na chwilę zapomnieć o swoich problemach i uświadomić sobie, że jesteśmy potrzebni temu światu. Mam nadzieję, że w naszym mieście w końcu powstanie więcej zakładów pracy, gdzie osoby niepełnosprawne mogłyby spełniać się zawodowo. To jedna z niewielu szans poradzenia sobie z myślą o niepełnosprawności…
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.