Wielu fachowców pracujących w branży inwestycyjnej uważa, że jednym z najlepszych sposobów na dorobienie się naprawdę dużych pieniędzy jest kolekcjonowanie antyków. W Tarnowie nie brakuje sklepów, w których można nabyć zabytkowe meble, żyrandole, czy porcelanę. Problem w tym, że nie wszystkich stać na to, aby sięgnąć głębiej do kieszeni i zakupić prawdziwy unikat.
Kolekcjonowanie antyków to jedna z najbardziej kosztownych, ale i najbardziej opłacalnych pasji w sytuacji, kiedy kolekcjoner decyduje się na sprzedaż swoich zabytkowych dzieł sztuki i przedmiotów użytkowych. A inwestować pieniądze można dosłownie we wszystko, począwszy od przedwojennych obrazów, a kończąc na kilkucentymetrowych figurkach. Kolekcjonowanie antyków to zajęcie dla pasjonatów, którzy na co dzień interesują się historią i dziełami sztuki, dzięki czemu bez problemu są w stanie ocenić wartość danego przedmiotu.
Bogusław Świtek, właściciel tarnowskiej firmy „Bodek”, która zajmuje się sprzedażą i skupem antyków uważa, że i w naszym mieście nie brakuje miłośników zabytkowej sztuki. – Oprócz tego, że sprzedajemy swoje przedmioty, to również skupujemy od klientów srebro, znaczki, czy porcelanę. Takich ludzi jest sporo, ale mimo wszystko da się odczuć pewien kryzys związany z tą branżą. Głównym problemem jest brak pieniędzy w portfelach obywateli. Jeszcze kilkanaście lat temu samochodami ciężarowymi przywoziłem towar z zagranicy, po czym większość sprzedawałem. Dziś wiele przedmiotów nadal podoba się ludziom, ale ich nie kupują, bo pieniądze przeznaczają na chleb, albo lekarstwa.
Podobnego zdania jest Maria Janus, która przy ulicy Bernardyńskiej prowadzi sklep z zabytkowymi przedmiotami. – Na pewno sprzedaży w ujęciu lokalnym nie sprzyja duża emigracja młodych ludzi, którzy mogliby być potencjalnymi nabywcami antyków przeznaczonych na przykład do wystroju czy umeblowania swoich mieszkań. Również słaby rozwój regionu pod względem ekonomicznym nie sprzyja zwiększaniu liczby nabywców antyków i dzieł sztuki. Z tego względu przyjęliśmy w naszym sklepie strategię rezygnacji ze sztywnych cen. Ceny za poszczególne przedmioty są poddane negocjacji z czego sami klienci chętnie korzystają.
Pomimo stosunkowo niewielkiego zainteresowania tarnowian zabytkami zdarzają się transakcje, które mogą przykuć uwagę niejednego konesera antyków. Jedną z lepszych handlowo pozycji na tarnowskim rynku antykwarycznym jest posiadanie obrazu Jana Styki będącego fragmentem „Panoramy Siedmiogrodzkiej”. Jedna taka praca jest w stanie uzyskać cenę sięgającą ponad 100 tys. zł! Tarnowskie muzeum stale poszukuje kolejnych fragmentów tego dzieła. – Transakcje tego rodzaju są jednak stosunkowo rzadkie, dokonywane może raz w roku, a codzienna rzeczywistość to sprzedaż głównie drobnych, kolekcjonerskich przedmiotów. Przeważnie klienci poszukują rzeczy do wyposażenia i dekoracji własnych przestrzeni mieszkalnych, a więc mebli, obrazów, porcelany, lamp, wyrobów ze srebra, czy sztućców. Wiele pań zagląda cyklicznie celem zakupu starej biżuterii, która cenowo jest nierzadko na niższym poziomie od nowych wyrobów, natomiast jakością i oryginalnością wykonania znacznie je przewyższa. Pojawiają się również zapytania o możliwość sprzedaży w naszym antykwariacie przedmiotów, których obrót w Polsce jest zakazany lub znacznie obostrzony, jak na przykład wyroby z kości słoniowej lub kolekcja broni palnej – dodaje Maria Janus.
Nietypowych zapytań nie brakuje również w sklepie pana Bogusława. – Kiedyś ktoś przyniósł do mnie starą klingę zardzewiałego miecza, prawdopodobnie hiszpańskiego lub francuskiego. Niestety ostatecznie nie doszło pomiędzy nami do transakcji, ponieważ trzeba mieć na to specjalne zezwolenie. Ludzie przynoszą do nas moździerze, żelazka, czy stare maszyny do szycia. Nie kupujemy tego, bo po prostu nie ma na to zbytu. Takie maszyny można kupić w Internecie już za 50 -100 zł. W naszym sklepie można trafić jednak na prawdziwe perełki, jak chociażby mokka z okresu międzywojennego z Bawarii, której cena wynosi zaledwie 60 zł. Mamy również sygnowaną porcelanę, która na amerykańskich aukcjach osiąga kwoty przekraczające 3 tys. dolarów. U nas można ją kupić już za 1500 zł. Zdarzają się też niesamowite historie. Swego czasu jeden z tarnowskich księży kupił u nas obraz. Dał za niego śmiesznie małe pieniądze. Z czasem okazało się, że pochodził on… ze szkoły Rembrandta, przez co jego wartość niewyobrażalnie wzrosła.
Mariusz Chruściński, który od wielu lat zawodowo zajmuje się wyceną antyków uważa, że w obecnych czasach to właśnie zabytkowe przedmioty są najbezpieczniejszą, ale również najlepszą inwestycją. – Polska stała się rynkiem otwartym na antyki. Antykwariusze zaczęli kupować zabytkowe przedmioty poza granicami kraju, dzięki czemu powiększył się stan naszych zasobów. Inwestycja w antyki jest bardzo opłacalna.
Jednym z ważniejszych czynników przy tego typu inwestycjach jest oczywiście czas, jaki damy antykowi, żeby na siebie „zarobił”. O ile w przypadku obiektów malarskich, nie powinno się ich pozbywać w ciągu 5-10 lat, to w przypadku innych przedmiotów minimalną granicę ustala się na poziomie 10-15 lat. Inną ważną kwestią jest unikalność przedmiotu. Te, które były produkowane na większą skalę mają o wiele mniejszą wartość, niż pojedyncze egzemplarze.
– Warto zakupywać polskie i rosyjskie srebra, na których na pewno się nie straci. Zabytkowe meble również są świetną inwestycją, jednak należy pamiętać o tym, aby odpowiednio o nie dbać, zabezpieczać przed suchością, zagwarantować odpowiednią wilgotność powietrza, czy chronić przed kornikami. Dużą rolę odgrywa również kwestia wizualna – po prostu mebel musi nam się podobać. W innym wypadku trudno będzie go sprzedać w przyszłości, niezależnie od tego jak będzie wiekowy i zadbany. Z doświadczenia wiem, że na antykach można dorobić się naprawdę dużych pieniędzy. Jedynym problemem jest to, że najpierw trzeba je mieć, aby móc w nie zainwestować. Jeżeli jednak chcielibyśmy, aby naszą codzienność otaczały piękne, zabytkowe przedmioty, które z czasem można zamienić na worek pieniędzy, to lepszej inwestycji nie można sobie wyobrazić…
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.