Tarnowianka Urszula Warzyca na co dzień zajmuje się filcowaniem, czyli techniką rękodzieła artystycznego polegającą na… malowaniu wełną. W domowym zaciszu tworzy niesamowite wełniane obrazy, które umieszcza na ponczach, szalach, sukienkach, swetrach, czy nawet w ramkach tworząc tym samym specyficzną formę obrazu.
Filcowanie, zwane również spilśnianiem jest zajęciem polegającym na formowaniu wełny za pomocą specjalnej igły przy filcowaniu na sucho lub ciepłej wody i mydła stosowanej przy filcowaniu na mokro. Pani Urszula tą specyficzną formą rękodzieła zajmuje się od przeszło dwóch lat. – Można powiedzieć, że na początku była to swego rodzaju terapia i odskocznia od problemów życia codziennego. Z czasem przerodziła się jednak w uszczęśliwianie innych osób, a także sposób na zarabianie pieniędzy.
Pomimo tego, iż pani Urszula nie ukończyła szkoły o kierunku plastycznym, to od jakiegoś czasu zajmowała się malowaniem obrazów. Wtedy właśnie trafiła w Internecie na artykuł poświęcony filcowaniu. – Zaciekawiło mnie to na tyle, że zaraz pobiegłam do najbliższych pasmanterii i na drugi dzień, już wieczorem, zaczęłam robić coś sama. Z racji tego, że materiały nie są zbyt drogie, pozwolić sobie na to zajęcie może dosłownie każdy – mówi pani Urszula dodając, że w swojej pracy używa specjalnej igły, która jest nacięta ukośnie, dzięki czemu włókna czesanki zaczepiają się i łączą z resztą włókien, gąbki oraz szczotki – Najważniejsza jest oczywiście wełna. Do filcowania najczęściej używana jest wełna z owiec rasy merynos, najszlachetniejszej z ras, o miękkim i cienkim włóknie. Cena około 50 centymetrowej wełny to wydatek rzędu 2 zł, więc są to naprawdę drobne pieniądze. Koszt zakupu igły nie przekracza 10 zł. Również pozostałe narzędzia wiążą się z niewielkim wydatkiem.
Tajemnica filcu tkwi w specyficznej budowie włókna wełny. Wełnę rozłożoną warstwami ubija się ręcznie, uciska, walcuje oraz roluje. Dzięki temu włókna wełny jedynie za pomocą tarcia i przy użyciu ludzkich rąk, zaciskają się na tyle mocno, że tworzą ostatecznie zwarty materiał. Pierwszymi pracami tarnowianki były kwiaty, pejzaże, a z czasem również zwierzęta i ludzkie twarze. – Filcowanie na sucho odbywa się poprzez wkładanie igły w czesankę. Cały proces należy powtórzyć kilkanaście razy, aż do uzyskania twardego produktu i nadania mu odpowiedniego kształtu. „Wełniane obrazy” zaczęły zdobić poncza, sukienki, swetry, które albo wcześniej zakupowałam w butikach, albo zamawiałam uszycie ich u zaprzyjaźnionej krawcowej. Do dziś pamiętam jedno ze swoich pierwszych zleceń, które uważam za jedne z bardziej oryginalnych w mojej przygodzie z igłą i wełną. Zgłosił się do mnie mężczyzna, który zapragnął stworzenia tą techniką… chorągwi, ponieważ był członkiem jednej z grup rekonstrukcyjnych. Ostatecznie udało mi się stworzyć „obraz”w oparciu o bitwę pod Grunwaldem o wymiarach 3×2 metry, który klient zdecydował się przeznaczyć na… pelerynę, ponieważ tak bardzo mu się spodobał – uśmiecha się pani Urszula twierdząc, że to nie jedyne ciekawe zamówienie, z którym się spotkała – Innym razem przyszła do mnie matka ze swoją córką. Kobieta zapragnęła, aby na ponczu umieścić… twarz swojej córki. Ostatecznie obydwie panie zrezygnowały z zamówienia i zdecydowały się na obraz przedstawiający bukiet kwiatów.
Ceny za „wełniane arcydzieła” są różne. Za szalik trzeba zapłacić około 70 zł, poncza, czy swetry, to już 100-200 zł. Oprócz tego pani Urszula zajmuje się również tworzeniem wełnianych… obrazów. – Jednym z pierwszych była kopia Całunu Turyńskiego. Ceny za obrazy są jednak zdecydowanie wyższe i sięgają 400, a nawet 600 zł. Pomimo tego, że technika filcowania nie wydaje się zbyt trudna, to zajmować mogą się nią przede wszystkim osoby dokładne i spokojne. Praca ta jest również bardzo czasochłonna. Siadając do tworzenia obrazu z wełny, mam wyjęte z życia co najmniej dwa dni. Od rana do wieczora siedzę i tworzę, aby uzyskać wymarzony efekt. Ale jest warto, ponieważ wiele z moich dzieł trafiło również poza granice Polski, jak chociażby do Niemiec, Austrii, czy Anglii. Wszystko dzięki rekomendacjom moich klientów, którzy są zachwyceni końcowym efektem zamawianych wcześniej obrazów.
Tarnowianka marzy, aby w niedalekiej przyszłości zorganizować wystawę swoich prac. Chciałaby również wziąć udział w nietypowym projekcie. – Być może ktoś zgłosi się do mnie w przyszłości i zapragnie, aby „wełnianymi obrazami” wypełnić wnętrze jakiegoś lokalu lub restauracji. To moje ciche marzenie. Można wtedy puścić wodzę fantazji, a efektem końcowym nie będzie jeden element, a ściany wypełnione nietypowym obrazami, które do złudzenia przypominają te namalowane farbami. Zapewniam, że „wełniany świat” oczarowałby niejedną osobę…
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.