Uziemiona w Wenezueli

30-letnia Adrianna Jarczyk od ponad trzech tygodni przebywa w stolicy Wenezueli, Caracas. Pochodząca ze Zgłobic podróżniczka nie zwiedza w tym czasie najbardziej urokliwych zakątków miasta położonego w Ameryce Południowej, a… przesiaduje w domu jednego ze swoich przyjaciół. Powodem jest oczywiście koronawirus, przez którego zamknięto granice tego kraju, co z kolei spowodowało, że tarnowianka nie ma możliwości wrócić do Polski.

Adrianna Jarczyk

Podróż w jedną stronę

Jeszcze dwa miesiące temu nic nie zapowiadało tego, że podróż Adrianny do Kolumbii przyniesie za sobą aż tak poważne konsekwencje. Tarnowianka we wrześniu ubiegłego roku wyjechała do tamtejszego kraju zgłębić kulturę oraz poznać region Putumayo, który słynie z praktyk szamańskich i medycyny naturalnej. – Po kilku tygodniach wraz z moimi przyjaciółmi Alejandro i Priscilą, którzy od trzech lat mieszkają w Kolumbii, a pochodzą z Wenezueli, postanowiliśmy odwiedzić plemię Indian Piaroa w środku amazońskiej dżungli, właśnie w Wenezueli. Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy w podróż – mówi Adrianna. – Do Cucuty, która leży przy granicy z Wenezuelą dotarliśmy w ciągu trzech dni. Dwie noce spędziliśmy w nocnych autobusach. W Bogocie zostawiłam większość swoich rzeczy, wraz z laptopem i aparatem fotograficznym. W podróż do Wenezueli zabrałam ze sobą jedynie niewielki plecak, w którym zmieściłam kilka bluzek, dwie pary spodni, kamerkę GoPro, smartfon, Kindle’a i dokumenty. Po przybyciu do Caracas zatrzymaliśmy się w domu rodziców Alejandra. Okazało się, że trzeci dzień nie ma wody i prądu. Sytuacja zaczęła robić się nieciekawa również z tego względu, że koronowirus pojawił się także w Wenezueli i rząd tamtejszego kraju postanowił zamknąć granice. Istniała szansa, aby wrócić do Polski lotem do Madrytu, następnie z przesiadką do Frankfurtu, a stamtąd autokarem do naszego kraju. Nie chciałam jednak tego robić, ponieważ w Kolumbii zostawiłam wiele cennych przedmiotów. Postanowiłam znaleźć jakiś sposób, aby po nie wrócić. Niestety z czasem okazało się to niemożliwe, a Wenezuela zamknęła przestrzeń powietrzną. Taka sytuacja ma trwać do połowy kwietnia, o ile nie zostanie przedłużona. Pozostaje mi jedynie czekać na to, aż loty zostaną wznowione, a także na zwrot 1 200 dolarów USD za wszystkie loty, które kupiłam, zamierzając dostać się do Kolumbii…

Ludzie w maskach

Tarnowianka może mówić o sporym szczęściu, ponieważ zatrzymała się w budynku, który znajduje się w bogatszej i bezpieczniejszej części miasta Caracas. W mieszkaniu jej przyjaciela oprócz jego rodziców, mieszka również jego babcia, z którą Adrianna dzieli teraz pokój. Ojciec Alejandra jest lekarzem i na bieżąco jest informowany o sytuacji związanej z koronawirusem w tamtejszym kraju.

30-latka nie ukrywa, że przez pierwszy tydzień pobytu w Wenezueli mocno się stresowała, jednak teraz podchodzi do każdego kolejnego dnia z zimną krwią. – Zwiedzałam już takie kraje, jak Honduras, czy Salwador, które również są potencjalne niebezpieczne. Mogłam je jednak w każdej chwili opuścić, a tutaj jestem zmuszona pozostać i nie do końca wiadomo na jak długo. Staram się nie wychodzić sama na miasto, ponieważ z racji tego, iż jestem niebieskooką blondynką, jestem potencjalnym celem złodziei ulicznych. Widzę jednak, że Wenezuelczycy mocno przejęli się wirusem z Wuhan. Większość z nich uszanowała kwarantannę i siedzi pozamykana w domach, a jeżeli ktoś pojawi się na ulicy, to zawsze ma na sobie maskę ochronną. Obecnie w kraju stwierdzono nieco ponad 130 przypadków zarażenia koronawirusem. W jednej z wenezuelskich telewizji mówiono o tym, że tak mała liczba zarażonych może wynikać z tego, iż w całym kraju jest zaledwie 300 testów na koronawirusa – tłumaczy Adrianna i dodaje, że nie najlepiej przedstawia się również sytuacja z wyposażeniem szpitali. – Podobno w całym kraju mają jedynie… 81 łóżek szpitalnych, które są w pełni wyposażone w respiratory. Tylko 1/4 placówek ma stały dostęp do bieżącej wody. Media podobnie jak w Polsce cały czas informują o kolejnych doniesieniach związanych z koronawirusem. Wenezuelczycy są jednak bardzo posłusznym narodem. Stosują się do wszystkich zaleceń. Nie wiem jednak, co będzie w sytuacji, kiedy wirus jeszcze bardziej się rozprzestrzeni. Minimalna pensja i emerytura wynosi tutaj ok. 350-400 tys. bolivarów, czyli… 5-6 dolarów USD. Najmniejsze opakowanie tabletek przeciwbólowych kosztuje 60 tys. bolivarów. Nie potrafię wyobrazić sobie, jak w takiej sytuacji ludzie dadzą radę o siebie zadbać. Niedawno prezydent Wenezueli, Nicolas Maduro poprosił Międzynarodowy Fundusz Walutowy o 5 miliardów dolarów pożyczki na walkę z wirusem, jednak pomoc została mu odmówiona. W szpitalach brakuje masek, nie mówiąc już o profesjonalnym sprzęcie medycznym. Z powodu sankcji, jakie nałożył na ten kraj prezydent USA, Donald Trump, Wenezueli pozostaje kupowanie masek po trzykrotnie wyższej cenie.

Wyjechać do USA

Pochodząca ze Zgłobic podróżniczka swój pobyt w Caracas relacjonuje na swojej stronie na Facebooku „Gonna Travel”. Nie brakuje na nim informacji z obecnej sytuacji w Wenezueli okraszonych unikatowymi zdjęciami. Kolejne dni mijają jej na czytaniu książek na Kindlu, który zabrała ze sobą, oglądaniu seriali na Netflixie oraz na korzystaniu z… sauny i siłowni, które znajdują się na parterze budynku, w którym przebywa.

– Muszę w jakiś sposób zabijać wolny czas. Mam nadzieję, że ta napięta sytuacja wkrótce się skończy i będę mogła opuścić Wenezuelę. W mediach nie brakowało informacji, że wirus może zniknąć wraz z pojawieniem się wyższych temperatur. Niestety okazuje się to nieprawdą, ponieważ w Wenezueli mamy na co dzień 27 stopni Celsjusza, a koronawirus nadal się rozprzestrzenia. Na razie nie czuję większego zagrożenia, ale mieszkający z nami ojciec Alejandra jest lekarzem i może być szczególnie narażony na zakażenie. Mimo wszystko jestem dobrej myśli – mówi Ada, która ma nadzieję, że jeszcze w kwietniu opuści Caracas. – Wierzę, że już wkrótce rząd Wenezueli ponownie otworzy granicę z Kolumbią. Zamierzam wrócić do Bogoty po moje bagaże, a stamtąd udać się do domu. Niewykluczone jednak, że zamiast do Polski, udam się do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszka moja rodzina. Jestem z nimi w stałym kontakcie i zapewniam, że jestem cała i zdrowa. Podróże do takich krajów zawsze wiążą się z pewnym ryzykiem. Nie przeszkadza mi to jednak w zwiedzaniu świata. Uważam, że nic nie dzieje się bez powodu i obecna sytuacja może przynieść tylko same dobre rzeczy!

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl

WARTO PRZECZYTAĆ:   Tarnów: Strażnicy walczą z hejterami

*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *