Karwodrza: Ona go kochała…

W Karwodrzy w gminie Tuchów doszło do tragicznego zdarzenia. Ciało matki z ranami ciętymi znalazł w domu rodzinnym syn, który wezwał policję. Policjanci, którzy przybyli na miejsce odkryli w przydomowej studni zwłoki męża kobiety. Zdaniem prokuratora wiele wskazuje na to, że w Karwodrzy doszło do samobójstwa rozszerzonego. Mieszkańcy podtarnowskiej miejscowości są wstrząśnięci tragedią, zwłaszcza że nic jej nie zapowiadało.

Mieszkańcy gminy Tuchów nie mogą uwierzyć w to, co wydarzyło się w Karwodrzy.

Dwa trupy jednej nocy

W drugi dzień lutego późnym wieczorem na policję dzwoni mężczyzna. W rozmowie telefonicznej informuje, że znalazł ciało swojej 57-letniej matki. Policjanci zjawiają się na miejscu. Okazuje się, że kobieta w kałuży krwi leży na podłodze w domu, w którym mieszkała wraz ze swoim mężem. Szybko zabezpieczono narzędzia, które prawdopodobnie posłużyły do pozbawienia życia kobiety. Policjanci rozpoczynają poszukiwania jej męża. Po pewnym czasie ktoś zwraca uwagę na odsunięte wieko głębokiej studni znajdującej się na posesji. Strażacy za pomocą swoich latarek oświetlają jej wnętrze i dostrzegają unoszące się na wodzie zwłoki. Po wydobyciu ich na powierzchnię okazuje się, że należą do 63-letniego męża kobiety, który był ubrany jedynie w podkoszulek i bieliznę.

Z informacji przekazanych przez Prokuraturę Rejonową w Tarnowie wynika, że przez niemal całą niedzielę bezskutecznie z rodzicami starał się skontaktować ich syn, mieszkający w sąsiedniej miejscowości. Po którymś z rzędu nieudanym kontakcie postanowił zjawić się w rodzinnym domu. Wszystko działo się około godz. 19.30. Kiedy mężczyzna wszedł do środka, zdał sobie sprawę, że jest świadkiem olbrzymiej tragedii. – Matka mężczyzny miała rany cięte w okolicy szyi, zadane ostrym narzędziem, prawdopodobnie nożem. Dodatkowo została także kilkukrotnie uderzona twardym, tępym narzędziem w głowę. Przypuszczamy, że w Karwodrzy mogło dojść do tzw. samobójstwa rozszerzonego. Mężczyzna mógł najpierw zabić żonę, a następnie wskoczyć do studni. Cały czas badamy sprawę – mówił dzień po tragedii Marcin Stępień, prokurator rejonowy w Tarnowie.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Tuchów: Śmieciowa awantura

Kłopoty finansowe przyczyną tragedii?

Mieszkańcy gminy Tuchów nie mogą uwierzyć w to, co wydarzyło się w Karwodrzy. Małżonkowie mieszkali samotnie w dużym, murowanym domu, około 100 metrów od głównej drogi we wsi. Niczym szczególnym się nie wyróżniali. Byli cisi i spokojni.

– Nigdy nie słyszałem, aby w tej rodzinie występowały problemy alkoholowe. Nie pojawiali się na spotkaniach wiejskich. Żyli spokojnie w czterech ścianach – mówi sołtys Karwodrzy, Kazimierz Gawryał. – Wcześniej prowadzili nawet niewielkie gospodarstwo. Mieli krowy, konia… Z czasem z tego zrezygnowali. Ktoś, kto popatrzyłby na nich z boku, stwierdziłby, że są naprawdę dobrym małżeństwem. Kiedy Leszek pracował w Tarnowie, zdarzało się, że niemal w środku nocy wracał autobusem do domu. Jego żona potrafiła przyjeżdżać samochodem na przystanek, aby go odebrać. Często zawoziła go też do lekarza. Było widać, że go kocha. Nie wiem, dlaczego doszło do tej tragedii…

Zszokowani są też mieszkańcy Karwodrzy, którzy twierdzą, że za wszystkim mogą stać… kłopoty finansowe małżeństwa. – To było normalne małżeństwo. Mieli trójkę dzieci. Ostatnie z nich wyprowadziło się z domu jakieś 7-8 lat temu. Kiedy we wsi były dożynki, trudno było ich na nich spotkać. Nie mieli zbyt wielu znajomych. Najczęściej mijając ich na ulicy, mówiło się „dzień dobry” i nic poza tym. Mieszkam stosunkowo niedaleko nich i nigdy nie widziałem, aby udawali się do kogoś w odwiedziny lub sami byli przez kogoś odwiedzani. Leszek nie miał prawa jazdy. Jego żona jeździła starym samochodem. Nawet nie wiem, jakiej był marki… To dlatego często przyjeżdżała po niego na przystanek. Kiedy usłyszałem, że mieli odpowiednio 63 i 57 lat, strasznie się zdziwiłem. Wyglądali na sporo starszych. Wśród mieszkańców pojawiają się głosy, że do tragedii doprowadziły ich kłopoty finansowe. Podobno 57-latka zaciągała coraz większe pożyczki, które przeznaczała na… zdrapki. Na pewno pieniędzy nie inwestowali w dom i jego otoczenie. Żyli bardzo skromnie. Nawet ogrodzenia nie mieli. Niektórzy mówią, że na wiosnę groziła im eksmisja. Być może Leszek nie mógł sobie już z tym wszystkim poradzić… – zastanawia się jeden z mieszkańców.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Czy umrzesz na koronawirusa?

Prokuratura nadal bada sprawę

Kilka dni temu prokurator Marcin Stępień z tarnowskiej Prokuratury Rejonowej poinformował, że pojawiły się pierwsze wyniki sekcji zwłok małżonków z Karwodrzy, które potwierdzają wstępne ustalenia w sprawie przyczyn ich śmierci. – Wstępne wyniki sekcji zwłok potwierdzają, że w Karwodrzy prawdopodobnie doszło do tzw. samobójstwa rozszerzonego. Najbardziej prawdopodobną wersją zdarzeń jest ta, w której 63-latek najpierw zabił żonę, a następnie popełnił samobójstwo, skacząc do przydomowej studni. Z naszych ustaleń wynika, że kobieta z całą stanowczością została zamordowana. Na jej głowie widoczne są ślady kilkukrotnego uderzenia twardym, tępym narzędziem. Wiele wskazuje na to, że było to polano, czyli kawał drewna przeznaczony na opał, który znaleźliśmy obok zwłok. Przyczyną śmierci 57-latki było wykrwawienie. W przypadku 63-latka wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują na to, że mężczyzna zmarł wskutek utonięcia.

Prokurator pytany przez nas, jakie mogą być motywy zbrodni, nie wyklucza problemów finansowych małżonków. – Dotarła do nas informacja dotycząca dużych kłopotów finansowych w tej rodzinie. Cały czas badamy ten wątek, jednak nie udało nam się jeszcze potwierdzić informacji dotyczącej ewentualnej licytacji ich domu, która miała mieć miejsce na wiosnę. Poza tym pojawiła się również kwestia zaciągania przez kobietę kredytów na zakup zdrapek. Zabezpieczyliśmy pewne dowody, chociażby w postaci kuponów, które mogą wskazywać na to, że mógł być to jeden z motywów zbrodni. Jaka była tego skala i czy był to chorobliwy hazard, tego jeszcze nie wiemy – mówi prokurator Marcin Stępień i dodaje, że prokuratura w dalszym ciągu nie może potwierdzić, że tzw. samobójstwo rozszerzone jest jedyną wersją zdarzeń. – W sprawie zabezpieczyliśmy mnóstwo dowodów i śladów. Przed nami ekspertyzy, a także przesłuchania świadków. Badamy to zdarzenie również pod kątem tego, czy mogły brać w nim udział osoby trzecie. Obecnie trudno przewidzieć ile czasu może to potrwać.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Faraon z Ryglic

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl

*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *