Nawet w czasach kryzysu nie szanujemy jedzenia…

W Polsce w śmietnikach kończy 4 mln ton żywności rocznie – wynika z najnowszego badania przeprowadzonego przez Eurostat. Mnóstwo jedzenia marnowanego jest przede wszystkim w szkolnych stołówkach. W tarnowskich szkołach nie przeprowadzono do tej pory żadnej poważnej analizy w tym zakresie, chociaż jak twierdzą władze miasta, problem z wyrzucaniem jedzenia również występuje.

Polska w europejskiej czołówce
Kilkanaście dni temu Eurostat zaprezentował dane za 2020 rok dotyczące marnowania żywności w Unii Europejskiej. Z przeprowadzonego badania wynika, że w krajach Unii marnuje się prawie 57 mln ton żywności. Z kolei w Polsce w śmietnikach kończy 4 mln ton żywności rocznie. Pod względem całości zmarnowanej żywności Polska plasuje się na 5. miejscu wśród 24 krajów, które przekazały dane do statystyk. Wciąż najwięcej jedzenia marnujemy w gospodarstwach domowych, które odpowiadają za 56 proc. zmarnowanej żywności (2,3 mln ton). Na etapie produkcji marnuje się z kolei 0,7 mln ton, a podczas przetwarzania zmarnowaniu ulega 0,5 mln ton. Warto jednak zaznaczyć, że o ile Polacy w swoich domach marnują 2,3 mln ton żywności, co daje nam czołowe miejsce w zestawieniu, o tyle dzieląc ten wynik przez liczbę ludności, okazuje się, że z wynikiem 59 kg na osobę znajdujemy się na 8. lokacie wśród krajów, które marnują najmniej żywności.

Niestety mnóstwo jedzenia marnowanych jest również w szkolnych stołówkach. Firma Venturis HoReCa w ostatnich latach przeprowadziła około 40 badań w polskich przedszkolach i szkołach, z których wynika, że nawet połowa jedzenia, która jest przygotowywana, jest marnotrawiona. Niektóre z placówek potrafiły w skali roku zmarnować nawet 12-13 ton przetworzonego jedzenia. Statystycznie przekłada się to na kilkanaście tysięcy obiadów w skali roku, które zamiast na talerzu lądują w koszu na śmieci.

Tomasz Szuba, prezes firmy Venturis HoReCa, która stworzyła system pozwalający na zmierzenie marnotrawstwa żywności, mówi, że problem marnowania żywności w polskich szkołach jest bardzo poważny. – Szkoły mają dylemat, czy nadal przygotowywać tyle jedzenia, ile przygotowują, chociaż mają świadomość tego, że nawet połowa żywności może wylądować w koszu na śmieci, czy zachować się bardziej racjonalnie i dopasować wielkość produkcji do tego, co w rzeczywistości zjadane jest przez dzieci. Jeżeli zmniejszymy liczbę produkcji, to nie będziemy potrzebować aż tylu surowców. W ten sposób nie tylko nie będziemy marnować jedzenia, ale także zaoszczędzimy sporą sumę pieniędzy. Ceny żywności będą systematycznie podnoszone, więc niebawem pojawi się presja, aby także ceny za obiady w przedszkolach i szkołach były coraz wyższe. Wielu uczniów nie konsumuje jednak posiłków do końca, więc część wydanych przez rodziców pieniędzy również ląduje na śmietniku – mówi Tomasz Szuba i dodaje, że wyrzucanie jedzenia w szkołach ma miejsce wszędzie, jedynie skala zjawiska jest różna. – Mieliśmy w swoim badaniu placówki, w których wyrzucano aż… 70 proc. jedzenia! Wynikało to z tego, że uczniowie brali talerz z jedzeniem i po jedynym kęsie oddawali go z powrotem, a zgodnie z przepisami sanitarnymi, jeśli w stołówce został wydany posiłek, to nie może być powtórnie przekazany komuś, jeżeli wcześniej miał kontakt z osobami, które miały go zjeść. Warto jednak zaznaczyć, że marnowanie jedzenia w szkolnych stołówkach wynika nie tylko ze słabej jakości jedzenia, bo problem jest o wiele bardziej złożony. Wpływ ma na to m.in. pora obiadowa, która w wielu szkołach ma miejsce o godz. 11, czyli wtedy, kiedy uczniowie nie mają ochoty na większy posiłek. Do tego dochodzą długie kolejki przy wydawaniu posiłków, zbyt duże porcje, przynoszenie do szkoły własnych posiłków, czy też funkcjonowanie w szkołach sklepików szkolnych. To wszystko wpływa na to, że jedzenie marnowane jest w placówkach oświaty na potęgę.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Zalasowa: Obraźliwe hasła na budynku mieszkalnym

Zupa wylewana do kanałów…
O to, czy problem marnotrawienia jedzenia ma miejsce również w Tarnowie, postanowiliśmy zapytać intendentów pracujących w tarnowskich szkołach. Okazuje się, że również w naszym mieście da się zauważyć wyrzucanie wielu kilogramów jedzenia do kosza.
– Kiedy przygotowujemy posiłki dla uczniów, w zasadzie wszystko jest przez nas wydawane na talerze. Problemem są resztki, które uczniowie zostawiają ze swoich porcji. Odpady w stanie ciekłym wylewane są przez nas do kanałów. Po pozostałe resztki jedzenia przyjeżdża do nas firma zajmująca się wywozem bioodpadów. Uczniowie są różni – jedni jedzą wszystko i zjedliby jeszcze więcej, gdyby mogli, ale jest też grupa uczniów, która je tylko ulubione dania. Staramy się przygotowywać posiłki, które im odpowiadają. Przygotowaliśmy nawet specjalną skrzynkę, do której mogą wrzucać swoje propozycje obiadów, aby jedzenia było wyrzucane jak najmniej. Mamy jednak swoje sposoby, aby jedzenie nie było marnowane na zbyt dużą skalę. Zdarza się, że kiedy widzimy, iż rodziców dziecka nie stać na obiad, a w garnku zostaje nam zupy, to staramy się, aby trafiła ona do dzieci, które nie mają opłaconych posiłków. Są także dni, kiedy uczeń zjadł już swoje danie, a w kuchni mamy jeszcze kilka porcji, to może on liczyć na dokładkę – mówi nam intendentka pracująca na stołówce w Szkole Podstawowej nr 2 w Tarnowie.

Z kolei Marta Kawiorska, intendentka w Szkole Podstawowej nr 20 z oddziałami sportowymi w Tarnowie mówi, że w tamtejszej placówce na posiłki zapisane jest blisko 250 dzieci i zdarzają się dni, kiedy jedzenia zostaje, jednak nie są to zbyt wielkie liczby. – Zdarzają się dni, kiedy na drugie danie wydawany jest np. makaron z serem. Niektóre dzieci, np. uczulone na ser, wolą makaron z cukrem, więc sera nam zostaje. Podobnie wygląda sytuacja chociażby z surówkami, a także z rybą, którą serwujemy w piątki. Staramy się jednak tak skonstruować jadłospis, aby tego jedzenia marnować jak najmniej. Nie praktykujemy jednak w naszej szkole sytuacji, aby jedzenie z jednego dnia było w jakiś sposób wykorzystywane dnia kolejnego. Podstawą u nas jest jakość jedzenia, a najlepsze jedzenie, to świeże jedzenie – mówi Marta Kawiorska i dodaje – Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby w przepisach pojawił się zapis mówiący o tym, że jedzenie, które nie zostało wydane uczniowi, zostało później przekazane np. dla osób ubogich. Powód jest bardzo prosty – za każdy posiłek płaci rodzic. Oczywiście na pewno nie brakowałoby osób, które w ten sposób wsparłyby najbardziej potrzebujących, ale myślę, że pojawiłyby się także osoby, które nie chciałyby swoich pieniędzy przeznaczać na wyżywienie obcych sobie ludzi.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Challange Exit Room. Wydostań się, jeśli potrafisz

Miasto przeprowadzi analizę marnowanego jedzenia w szkołach?
Do tej pory pracownicy Urzędu Miasta Tarnowa nie przeprowadzali w tarnowskich szkołach żadnej poważnej analizy w zakresie marnowania jedzenia, chociaż jak twierdzi zastępca prezydenta Tanowa, Bogumiła Porębska, taki problem na pewno występuje. – Wydaje mi się, że od pewnego czasu w szkołach zapanowała jakaś dziwna moda, być może związana z mediami społecznościowymi, że wiele dziewcząt nie dojada posiłków, zostawiając sporą porcję na talerzach. Niestety wiele szkół nie godzi się na to, aby uczeń mógł wybrać tylko jeden posiłek – zupę lub drugie danie, więc posiłek musi być dwudaniowy, co także wpływa na to, że sporo jedzenia wyrzucane jest do kosza. Rozmawiam na ten temat z dyrektorami wielu szkół w mieście i potwierdzają mi, że problem występuje i jest dość poważny.

W ubiegłym roku miasto Rybnik wzięło udział w projekcie „StratKIT”, współfinansowanym ze środków Unii Europejskiej w ramach Programu Interreg Baltic Sea Region. Do udziału w projekcie zgłosiły się dwie placówki – Zespół Szkół nr 3 oraz Zespół Szkolno-Przedszkolny nr 14, gdzie w drugiej połowie lutego odbyły się pomiary marnowania żywności. Okazało się, że w jednej zjadane było 80 proc. serwowanej w stołówce żywności, a w drugiej – 74 proc. Aby polepszyć te wyniki, kluczową sprawą okazała się korekta ilości gotowanego jedzenia. W marcu wyniki obu placówek w przypadku zjadanej przez uczniów żywności wynosiły już 90 proc. Uzyskane w ten sposób oszczędności, szacowane na dziesiątki tysięcy złotych w skali roku, szkoły mogły przeznaczyć np. na zakup lepszej jakości produktów.

Bogumiła Porębska nie wyklucza, że również w przypadku Tarnowa można byłoby przeprowadzić podobne badanie, które pozwoliłoby w trudnych czasach zaoszczędzić spore pieniądze. – Czas, w którym mierzymy się z coraz wyższymi kosztami energii, ale także cenami żywności powoduje, że musimy coraz rozważniej dysponować pieniędzmi. Mam w planach, aby w najbliższym czasie, porozmawiać z pracownikami Urzędu Miasta Tarnowa w sprawie marnowanego jedzenia w szkołach. Jeżeli pojawiłaby się opcja, aby w jakiś sposób ograniczyć liczbę wyrzucanego jedzenia do koszów na śmieci, na pewno podejmiemy próby poprawy tej sytuacji.

WARTO PRZECZYTAĆ:   Jodek potasu w samorządach

Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl

*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.

Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.