W każdą ostatnią środę miesiąca w Klasztorze pw. MB Anielskiej OO. Franciszkanów w Zakliczynie o godzinie 18.00 odprawiana jest msza św. z modlitwą o uzdrowienie. Nabożeństwu przewodniczy o. Pacyfik Iwaszko, który od wielu lat uzdrawia ludzi od chorób fizycznych, jak i duchowych. Skąd posiadł taki dar oraz kto może liczyć na uzdrowienie?
Od najmłodszych lat wiedział ojciec, że jest „kimś wyjątkowym”?
W dzieciństwie sporo chorowałem. Byłem w szpitalu. Mama opowiadała mi później, że lekarz mówił jej, że od kiedy pani syn tutaj leży, inne dzieci są spokojniejsze.
Bóg od początku był na pierwszym miejscu?
Tak, zawsze był na pierwszym miejscu. Kiedy byłem małym dzieckiem bardzo chciałem być ministrantem. Poszedłem do proboszcza i zapytałem, czy mógłbym służyć do mszy św. Nie chodziłem jeszcze nawet do szkoły. To był mój początek służby Bogu.
Miał ojciec w swoim życiu momenty, że ta wiara malała?
Problemów z wiarą raczej nie miałem. Był tylko taki czas, kiedy w szkole średniej razem z kolegami nie weszliśmy do kościoła na niedzielną Eucharystię. W letnim upale dobrze nam było stanąć pod drzewami, na placu kościelnym. Mój ojciec wszystko jednak szybko mi wytłumaczył. Powiedział tylko jedno zdanie… To wystarczyło, żebym zawsze był już w kościele.
Kiedy uświadomił sobie ojciec, że będzie uzdrawiał?
Od początku wiedziałem, że sam z siebie nic nie mogę. Uzdrowienia, to odpowiedź Boga na naszą modlitwę. Poruszały mnie książki ojca Tardiffa, który modlił się o uzdrowienie jeżdżąc po całym świecie. Tak jak on, ja również zacząłem się modlić za chorych i zniewolonych. Ci, za których się wstawiałem mówili, że czują się lepiej. Inni składali pisemne świadectwa swoich uzdrowień. Jeszcze inni zdrowieli natychmiast. Nie potrzeba było ich fizycznej obecności przy mnie. Kiedyś w Rudniku koło Niska podeszła do mnie kobieta z telefonem komórkowym w ręce. Nie zdążyła go schować do torebki, bo od razu chciała powiedzieć, co się stało. Jej wnuczek miał narośl na uchu i czekała go druga operacja. Powiedziała, że przed chwilą dzwoniła córka z Niemiec. Właśnie zmieniała dziecku opatrunek. Zauważyła, że stał się cud i ucho jest czyste.
Zakliczyn jest jednym z miejsc szczególnych dla tego typu nabożeństw. Dlaczego wybór padł właśnie na tę miejscowość?
Tam zaczęła się moja posługa. Po święceniach szukałem swojej drogi, jak mógłbym lepiej głosić Ewangelię. Wyjechałem na misje do Afryki. Potem dwa lata byłem w Rosji. W końcu wróciłem do Polski. Przełożeni skierowali mnie do Jarosławia i później do Zakliczyna. Tam miało miejsce moje doświadczenie wspólnoty odnowy charyzmatycznej. Pierwsze nabożeństwo poprowadziłem na wiosnę 2007 roku.
Pamięta ojciec pierwsze uzdrowienie jakiego dokonał przez Boga?
Pierwsze było uwolnienie. To była pomoc pewnej osobie, uwikłanej w sektę satanistyczną. Choć fizycznie z tym zerwała, łączyły ją niewidzialne więzi. Przyszła do mnie, choć wtedy nienawidziła jeszcze księży. Zaakceptowała mnie jako człowieka. Mogła mi opowiedzieć o złych rzeczach, których się dopuściła. To jej przynosiło ulgę. Po kilku miesiącach powiedziała mi, że się nawróciła, bo jej nie odrzuciłem. Potem była modlitwa o uwolnienie i pomoc w znalezieniu księdza egzorcysty.
W jednym z wywiadów mówił ojciec, że już przed mszą św. wie, kto będzie uzdrowiony. Jak to wytłumaczyć? Czy w ogóle da się to wytłumaczyć?
Jeśli wiem kogo Pan uzdrawia, to o tym mówię podczas nabożeństwa. Z tą wiedzą jest tak, jak z podejmowaniem trafnych decyzji. Są tacy, którzy się nie mylą. Skąd to wiedzą? Po prostu wiedzą co zrobić. Po pewnym czasie mają potwierdzenie, czy ich decyzja była trafna. Podobnie jest w tym przypadku. Świadectwa uzdrowionych potwierdzają trafność poznania. Kilka lat temu w Jeleniej Górze miałem poznanie uzdrowienia osoby z chorym gardłem. Po pewnym czasie otrzymałem napisane świadectwo uzdrowienia. To była kobieta. Niedawno otrzymałem dwa świadectwa uzdrowienia w Busku Zdroju. Były to dwie młode kobiety. Jedna została częściowo uzdrowiona z choroby nerek. Podczas nabożeństwa usłyszała wypowiedziane przeze mnie słowa poznania: „Pan uzdrawia osobę z chorymi nerkami”. W tym momencie poczuła falę gorąca przepływającą przez jej ciało. Od tamtej pory odczuwa znaczną poprawę stanu zdrowia. Przede wszystkim jest pogodna i radosna. Druga kobieta została uzdrowiona całkowicie z choroby uszu. Zorientowała się wieczorem, tego samego dnia, że ból uszu ustąpił i że dobrze słyszy.
Ludzie, którzy doświadczają uzdrowienia, mocno to odczuwają?
W jednej z parafii modliłem się o uzdrowienie nakładając ręce. Wierni klękali na pierwszym stopniu prezbiterium i oczekiwali na modlitwę. Między nimi klęczała starsza kobieta. Nałożyłem na nią ręce. Ona dalej klęczała, więc podszedłem do innych. Wtedy ta kobieta klęcząc, upadła do przodu jak ścięte drzewo. Runęła twarzą na drugi stopień marmurowych schodów. Nie było szans by ją złapać. Ciarki przeszły mi po plecach. Ufałem jednak, że nic złego się nie stało, że to spoczynek w Duchu Świętym. W chwilach gorącej modlitwy, Duch Święty bardzo mocno działa na ludzi. Objawia się w naszych zranieniach i bolesnych doświadczeniach. Zdarza się, że przy nakładaniu rąk ktoś może być mocno poruszony i doznać głębokiego wzruszenia aż do łez. Kto inny może się zachwiać na nogach. To zjawisko nazywamy spoczynkiem w Duchu Świętym. Ludzie w stanie spoczynku nie tracą świadomości. Wszystko słyszą, a niekiedy z otwartymi oczami obserwują, co się wokół nich dzieje. Ci wszyscy, którzy tego doświadczyli, doznają duchowej pociechy, wewnętrznego pokoju i umocnienia. I rzeczywiście było tak w przypadku tej kobiety. Po pewnym czasie podniosła się z kolan. Chwiejnym krokiem, jakby po silnych środkach uspokajających, podeszła do ławki. Kiedy skończyłem nakładać ręce, podeszła do mnie. Miałem okazję zamienić z nią kilka słów. Zapytałem czy jest cała. Odpowiedziała, że nie czuła upadku. Odczuwała ukojenie, głęboki pokój i wewnętrzną radość.
Ale przecież często zdarza się, że ludzie nie doświadczają cudu uzdrowienia. Co ojciec mówi właśnie takim osobom?
Mówię o przebaczeniu. Mówię, żeby zwrócić się sercem do Boga. Bóg jest dobry, pomoże. Wystarczy stanąć w prawdzie i ufności, z sercem gorącym, pokornym i cichym. Przyjść jak się przychodzi na spotkanie z bliską osobą i powierzyć to co mamy, także samych siebie. Bóg zna nasze troski i nasz ból. Pragnie bliskości człowieka. Przychodzi do serc, które Go pragną. Istotne jest przyjęcie Komunii świętej. Tam doświadczamy bliskości Boga. Wtedy dochodzi do zespolenia serc. Bóg przychodzi do serc, które Go pragną. Przemawia Sercem do serca. Kiedy mówi serce, słowa stają się zbędne. Przez Eucharystię przychodzi uzdrowienie. Także w cierpieniu możemy doświadczyć bliskości Chrystusa. Ukrzyżowany Pan swymi ranami jest blisko naszych ran. W tej bliskości jesteśmy uzdrawiani. Kiedy dotyka kogoś cierpienie, trudno się skupić na modlitwie takiej jak różaniec, czy medytacja. Modlitwą będzie zjednoczenie w cierpieniu z cierpiącym Zbawicielem. Boże serce bezgranicznie miłuje i jednocześnie kona, kiedy ludzie obrażają je grzechami. Prawdziwa modlitwa to ta, kiedy nasze serce do serca Jezusa się przytula. Wtedy uczymy się kochać czułą miłością, która współczuje cierpiącemu Panu. Chodzi o głębokie współczucie, a nawet o wzbudzenie litości nad męką Jezusa. Ukrzyżowany Pan wchodzi w ludzkie cierpienie. Cały jest tam obecny. Wystarczy, że zdobędziemy się na wysiłek odkrycia Jezusa ukrzyżowanego w naszym cierpieniu.
Od czego w takim razie zależy, że ktoś zostaje uzdrowiony, a ktoś inny już nie?
Aby zostać uzdrowionym, trzeba przede wszystkim prosić Boga o przebaczenie popełnionych przez nas grzechy. Trzeba przyjąć przebaczenie, aby móc przebaczyć innym ludziom. Pozbyć się w sobie złości do ludzi, którzy nas kiedykolwiek zranili. Jeśli poradzimy sobie z przebaczeniem, to następuje uzdrowienie, nawet i fizyczne. Czy Bóg częściej uzdrawia osoby starsze i schorowane, niż młode, które zagubiły się już na początku swojej życiowej wędrówki? Wydaje mi się, że Bóg nie ma względu na osoby. Widzi nasze potrzeby. Rozdziela swoje dary tak, jak chce.
Większym cudem jest uzdrowić kogoś chorego, cierpiącego, czy też osoby, która odwróciła się od Boga, aby następnie wróciła na „ścieżkę życia”?
Myślę, że większym cudem jest nawrócenie. Tak było w przypadku osoby, która przyszła do mnie, bym jej pomógł wyplątać się z satanizmu. A cud uzdrowienia fizycznego? Cudem jest to, że ludzie zbliżają się do Boga. Przed laty w Krośnie, miało miejsce uzdrowienie pewnego mężczyzny z chorym lewym kolanem. Przeszedł dwie operacje usunięcia zniszczonych łękotek. Po półrocznej poprawie ból się nasilił. Ze względu na ostry ból, nie mógł klękać ani chodzić. Podczas modlitwy wstawienniczej poczuł, że noga przestała go boleć. Miał jednak wątpliwości. Pomyślał wtedy, że to sugestia. Przyjechał do domu i opowiedział to swojej żonie. Również ona przyjęła to z rezerwą. Poszli spać. Nad ranem poszedł do łazienki. Zawsze kiedy wstawał z łóżka, szedł z wielkim trudem, zanim nie rozruszało się kolano. Kiedy wracał, jego żona zauważyła, że nie utyka. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że został uzdrowiony. Była to pierwsza noc od długiego czasu, kiedy nie zbudził go ból lewego kolana. Powiedział o tym swoim dorosłym już dzieciom. Dwa i pół roku później dał publiczne świadectwo uzdrowienia w kościele. To uzdrowienie pomogło całej rodzinie nawiązać żywe relacje z Bogiem.
Bliskie relacje z Bogiem są gwarancją codziennego szczęścia?
Oczywiście. Zawsze powtarzam – nie lękajcie się szukać bliskich relacji z Bogiem. Bóg jest naszym przyjacielem. Duch Święty jest sprzymierzeńcem naszego rozumu. Podporządkowanie swojej wolności Chrystusowi nie jest dla nas żadnym zagrożeniem. Wręcz przeciwnie. W Nim znajdziemy to, czego ludzie szukają gdzie indziej: radość, pokój, miłość, akceptację. On jest dla nas wsparciem jak ktoś, kto nas bardzo kocha. Warto rzucić się w Jego miłujące ramiona. Na modlitwie umacniają się więzi z żywym Bogiem. Zachęcam do korzystania z sakramentów, szczególnie do częstego przyjmowania Eucharystii.
Autor: Sebastian Czapliński/ TEMI.pl
*Tekst ukazał się na łamach tarnowskiego tygodnika TEMI.
Niesamowita postać. Byłem na jego mszach o uzdrowienie. Wielkie przeżycie.
Byłem na Mszach Św. o uzdrowienie i uwolnienie odprawianych przez o. Pacyfika w Zakliczynie i w Krakowie. Wspaniały kapłan, piękne narzędzie w rękach Pana Boga. Jednak jeśli się nie zacznie od przebaczenia (w sercu) tym, wobec których mamy różne pretensje i żale, od przeproszenia (w sercu, a dobrze dodatkowo bezpośrednio) tych, którym uczyniliśmy różne złe rzeczy, jeśli nie uwierzymy w istnienie Boga żywego i osobowego, nie zwrócimy się do Niego szczerze i z miłością, to o. Pacyfik mocą Bożą nie będzie nam w stanie pomóc.
Pięknie napisane 🙂 Prawdą jest, że czuć od niego „BOSKĄ MOC” 🙂
tyle ojciec Iwaszko mowi o przebaczaniu a moja siostra Renata nad ktora sprawuje opieke juz 10 lat nie odzywa sie do mnie o jakim przebaczaniu my tu mowimy???????